[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jako pierwszy zaczął dojrzewać i miał już mutację oraz bardzo męskie rysy, co się wyjątkowo
nie spodobało prowadzącemu zajęcia.
- No nieeeee... Tak to my się bawić nie będziemy - wycedził. - Ja was zaraz
porozstawiam, ty tu idziesz, idziesz, mówię - pociągnął za łokieć jednego z chłopców
stojących obok Karoliny i sparował go z Kasią Pluszok, drugiego przydzielił kolejnej
bezpańskiej dziewczynce, a na koniec podszedł do Michała i poprosił go, żeby przeszedł do
stojącej samotnie dziewczyny jego wzrostu - Joasi, która była tak rozwinięta jak na
dwunastolatkę, że kompletnie nie zawracał sobie nią głowy.
- Ja będę w parze z tobą - wziął pod rękę zaskoczoną Agnieszkę i przeszedł z nią na
swoje miejsce.
Lekcja trwała dwie godziny. Przez ten czas Agnieszka popadała w coraz większe
osłupienie. Instruktor tańca trzymał ją mocno w pasie, ściskał jej małą rękę, okręcał jej ciało
dokoła siebie, przyciągał do swoich bioder, a potem odchylał do tyłu i kręcąc jej tułowiem,
demonstrował na niej wszystkie kroki w rumbie, a potem w sambie, która przechodziła w
ogniste paso doble, cała klasa zaś mniej lub bardziej umiejętnie powtarzała to za nimi. Byli
jak król i królowa balu. Agnieszka czuła, jak wstępują w nią siły, jak prostują się wiecznie
przygarbione ciężarem obowiązków i zgryzot plecy, jak ładnie układają się jej ręce, jak
stanowczo i dynamicznie pracują jej nogi i biodra. Czuła się giętka, wysportowana, powabna i
piękna. I choć te wszystkie uczucia nie licowały z tym, co od urodzenia wbijano jej do głowy,
z poczuciem winy za grzechy tego świata, z samoudręczaniem się, ze skromnością i prostotą,
było jej po prostu cudownie w ramionach tego człowieka, który wreszcie zobaczył w niej
kogoś, kim była w gruncie rzeczy.
Kozioł też był wniebowzięty.
Zasypiali. Piętrowe łóżka w wieloosobowej sali trzeszczały, ktoś zaczynał
pochrapywać przez zakatarzony nos, ktoś puszczał ciche bąki, zasmradzając całą salę, w
której nie dało się otwierać okien. Sen nadciągał nad schronisko i przykrywał puchową
miękką kołdrą zmęczone całodziennym zwiedzaniem i treningiem dzieci. W swoich
najlepszych piżamach i bluzach od dresu, z nieumytymi zębami zasypiały, choć jeszcze
chwilę temu wydawało się, że z podekscytowania nową sytuacją i nowym miejscem nie zasną
nigdy.
Agnieszka zamknęła się szczelnie w kokonie swojego śpiwora, a pod powiekami
miała ostatni taniec. Serce, które waliło jeszcze przed chwilą jak oszalałe, powoli zwalniało
rytm, myślała o tym, że on leży w pokoju obok. Może też o niej teraz myśli przed
zaśnięciem?
Ależ oczywiście, że myślał. To była zresztą bardzo niekomfortowa sytuacja - myśleć o
czymś tak podniecającym, że aż chuj boli z nadmiaru podniety, a jednocześnie nie móc
spełnić swych potrzeb, bo leży się w jednym pokoju z tym czarnokudłym pajacem z gitarą,
który niby przysypia, chrapiąc jak niedzwiedz grizzly, ale przecież jeśli usłyszy
charakterystyczny dzwięk marszczonego rytmicznie penisa, na pewno od razu powstanie i
zacznie zmawiać dziesiątkę różańca, albo co gorsza poleci do Wąż ze skargą. Kuuuuurwa -
powtarzał bezgłośnie Kozioł, wpatrując się w sufit, na którym grały światła nocnego miasta.
Jeszcze przed ciszą nocną, kiedy wychodził ze zbiorowej męskiej toalety, natknął się
na nimfomankę Orzeszko. Dałby sobie obie ręce uciąć, że ta wariatka czekała na niego,
warując pod drzwiami kibla, bo kiedy tylko wyszedł, ona niby przypadkowo natychmiast
wyszła z toalety damskiej, uchylając nieco góry od piżamy w kwiaty, tak by pokazny cyc
niemal jej wypadł, celując sterczącym sutkiem oskarżycielsko w stronę Pawła.
- Dobranoc, mój ty niegrzeczny chłopcze - szepnęła, patrząc na niego zalotnie spod
rzęs i falując klatką piersiową w rytm szarpanego oddechu przypominającego fałszowany
orgazm. - Moja mała myszka klei się od soczków na samą myśl o tym, co mógłbyś jej dziś
zrobić, ty brzydalu, ty - dziabnęła go w klatkę piersiową mokrą szczoteczką do zębów.
Na nieszczęście Kozioła korytarz był zupełnie pusty. Zanim zdążył zareagować (czyli
na przykład schować się z powrotem w męskiej toalecie z krzykiem), ona przywarła już do
niego całym ciałem, ocierając się piersiami o jego bawełnianą bluzę, która pełniła funkcję
piżamy. - Jeszcze się nadarzy dobry moment, zobaczysz - szepnęła mu do ucha, po czym
dokładnie wylizała jego wnętrze szybkim ruchem języka. Kozioł skoczył jak oparzony.
- Kurwa, co jest! Uspokój się, kobieto! Chcesz, żebyśmy mieli kłopoty? - odsunął się
na bezpieczną odległość i zaczął się wycofywać w stronę swojego pokoju, trzymając się
ściany i plując sobie w brodę, że wprowadzenie do planu wątku Magdy Orzeszko było
kompletnie idiotycznym pomysłem. Zamiast mieć spokojny back up w postaci niewinnego
flirtu z dorosłą kobietą, teraz musi się, kurwa, użerać z jej wygłodniałą myszką i przesadnymi
żądzami. Wpierdoliłeś się, kolego.
Magda stanęła, opierając się brzuchem o ścianę, przywarła do niej piersiami i
wykonała kilka ruchów frykcyjnych.
- A, a, a! - szepnęła. - Nie bądz taki nerwowy, rycerzyku, bo to na potencję szkodliwe.
Jeszcze mnie pukniesz, nie denerwuj się. Ja wiem, że to frustruje, taka niemożność, ale
pomyśl, jak to podnieca! Mrrrrau, kociaku! Do jutra, słodkich kleistych snów! - rzuciła mu
spojrzenie w stylu póznej Marilyn Monroe, zarzucając włosami, i skierowała kroki w stronę
swego pokoju. Kozioł jęknął i pognał co sił w nogach do siebie, gdzie wpadł na klęczącego
przy łóżku Jakuba, potknął się i uderzył kolanem o kant łóżka.
- Kurwa - zaklął, chowając twarz w dłoniach.
Jakub odwrócił się i parsknął:
- No nie, żeby takie słowa... Czy ja dobrze rozumiem, że pana drażni moja obecność?
A może przeszkadza panu modlitwa?
- Przepraszam, to nie o pana chodzi - burknął Kozioł i wgramolił się na swoje łóżko,
po czym nakrył głowę śpiworem w kropki i sapnął ponownie, choć o wiele ciszej: - Ja
pierrrrdolę...
Jakub w międzyczasie wstał z klęczek, strzepnął poduszkę i ułożył się wygodnie z
książką. Minęła chwila, w czasie której Jakub poślinionym palcem przewracał kartki,
szukając miejsca, gdzie skończył lekturę.
Kozioł wyjrzał spod śpiwora.
- No chyba nie zamierza pan tu teraz czytać?
- No właśnie zamierzałem - twarz Jakuba wyrażała zdegustowanie. - Ja, proszę pana,
studiuję, zdobywam wyższe wykształcenie i mam, proszę pana, egzaminy na studiach. Muszę
się do nich przygotować, bo ja, proszę pana, walczę o stypendium, czy to się komu podoba,
czy nie.
Kozioł prychnął z politowaniem spod kropek.
- Mnie się to, szanowny panie, nie podoba. Jak się pan nie nauczył w czerwcu, to we
wrześniu też się panu może nie udać. Nie jesteś pan tu sam i to nie jest tylko pana pokój, tu
się trzeba dostosować do norm współżycia społecznego, jeśli pan kiedyś o czymś takim w
ogóle słyszał. Nie można być chamem, proszę pana, a nawet jak się jest chamem, bo się to z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]