[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szukam najlepszego połączenia Rzeszów Gdańsk. Miałam ochotę przerwać, kiedy
sobie to uświadomiłam, ale wtedy wyszukiwarka ukazała mi stronę naszych rodzimych
linii lotniczych. Moja ciekawość po raz kolejny wzięła górę nad logicznym myśleniem,
więc otworzyłam witrynę. Okazało się, że jakiś cudowny wariat, geniusz, Einstein
dwudziestego pierwszego wieku, wymyślił sobie tanie loty na interesującym mnie
odcinku południe północ Polski. I to za naprawdę niewielką cenę! No, co jak co,
ale PKP ze swoimi  luksusami na pewno zafundowałoby mi wprawdzie
niezapomniany przejazd, tańszy niż przelot samolotem, ale ja zamierzałam przeżyć tę
podróż. W tym momencie miałam ochotę poznać tego genialnego protoplastę polskich
linii lotniczych i ucałować go w oba policzki, bo o wiele szybciej niż innym środkiem
transportu mogłam znalezć się na drugim końcu Polski! Mogłam, ale czy chciałam?
Dokładnie w momencie, gdy mój sąsiad, kot pani Mierzańskiej, zaczął z siebie
wydawać odgłosy niczym stracona dusza próbująca wydostać się z najgłębszych
piekielnych czeluści, zadzwoniła moja komórka.
 Proszę!  powiedziałam z przyzwyczajenia, chociaż dobrze znałam ten numer
telefonu.
 Dzień dobry, Zuziu.
 ZZZsssuzzzssskkkaaa zzzsssaaabiiijjjęęę&
 Nie przeszkadzam?  przywitała się Teresa, a  Behemot nie mógł sobie
podarować i musiał wysyczeć swoje grozby pod moim adresem.
 Dzień dobry, oczywiście, że nie. Co słychać?
 ZZZsssuuussska!
 Wszystko w porządku. Dzisiaj niespodziewanie wrócił Kuba.  Usłyszałam
pełen szczęścia głos Teresy.  Zuzia, czy to ten kot tak syczy?  spytała.
 Tak, to on  odpowiedziałam.
 Faktycznie& straszny.
 A nie mówiłam?
 ZZZjjjemmm&
 To wspaniale, że masz już syna blisko.
 Zuziu, czy myślałaś o mojej propozycji?
Byłam troszkę zdezorientowana, bo na początku mówiła, że chce mieć
towarzystwo, no a teraz, gdy wrócił jej syn, sądziłam, że to już nieaktualne.
 Myślałam bardzo dużo na ten temat, ale& jeszcze nie wiem.
 Rozumiem. Kiedy się zdecydujesz, to się odezwij. A jak się czujesz?  zapytała
moja rozmówczyni.
 Nie za dobrze  rzekłam.
Nasza rozmowa była, co prawda, przerywana przez pojękiwania pupila Lucyfera,
ale koniec końców dało się ją przeprowadzić. I dziwna rzecz, poczułam się lepiej,
bo był ktoś, dzięki komu mogłam pomyśleć:  Nie jestem sama . I faktycznie tak się
czułam.
*
Tej nocy przyśnił mi się Gdańsk. Uznałam to za dość osobliwy, aczkolwiek ciekawy
epizod.  A co by się właściwie stało, gdybym faktycznie się tam wybrała? Przecież nic
gorszego jak to, co przeszłam od śmierci mamy do teraz, już nie może się wydarzyć
 ta myśl nie dawała mi spokoju. Szybko wyskoczyłam z łóżka i chociaż kot pani
Mierzańskiej syczał jak nieboskie stworzenie, udałam, że go nie słyszę. Włączyłam
laptop i od razu otworzyłam stronę linii lotniczych. Okazało się, że mogę zabukować
bilet na jutro, na ósmą rano. W Gdańsku byłabym już pół godziny pózniej.
Zawahałam się. Zrobić to czy nie? Jeśli tak, to co potem? Jeśli nie, to co ja tu
właściwie będę robić? Stwierdziłam, że jeżeli wybiorę drugą opcję, przyjdzie
mi oszaleć z nerwów i samotności. Dlatego, chociaż nie wiedziałam jeszcze, jakie
konsekwencje przyniesie ta pierwsza możliwość, uznałam, że zaryzykuję, bo i tak nic
nie miałam do stracenia.
Kiedy zjadłam śniadanie, bo wreszcie mogłam coś przełknąć, dopadły mnie
wątpliwości i strach przed nieznanym. Chodziłam nerwowo po całym mieszkaniu, aż
uznałam, że anuluję tę rezerwację. Gdy po około czterech godzinach przekonałam już
samą siebie, że lecę i kropka, musiałam zadzwonić do Teresy, by ją uprzedzić o swojej
wizycie. I najważniejsze, spytać, po czym mam ją poznać, bo podczas naszych dosyć
długich rozmów nigdy nie poruszyłyśmy tego tematu.
 Dzień dobry, Tereso  zaczęłam, gdy odebrała.
 Witaj, Zuziu. Jak się dzisiaj czujesz?
 Dziękuję, dzisiaj już lepiej. Chciałabym zapytać, czy twoja propozycja jest nadal
aktualna.
 Oczywiście! Zdecydowałaś się przyjechać? To wspaniale! Kiedy?  Teresa
była wyraznie podekscytowana.
 Tak, ale raczej przylecieć. Wiesz, że teraz są takie świetne połączenia na trasie
Rzeszów Gdańsk? Po prostu wsiadam do samolotu i lecę. No, to wsiadam jutro.
 Super! Już nie mogę się doczekać! A o której masz być na miejscu?
 Około ósmej trzydzieści na lotnisku Wałęsy  odpowiedziałam.
 Na pewno będę czekać tam na ciebie  zapewniła Teresa.
 To świetnie, tylko jak ja cię rozpoznam?  spytałam.
 Cóż& jestem niskiego wzrostu i mam siwe włosy. Nie farbuję włosów,
bo uważam to za niepotrzebną chemię, bez której każda kobieta mogłaby się obejść.
 Przerwała, a ja pomyślałam ze wstydem o wszystkich tych sztucznych kolorowych
barwnikach, jakimi traktowałam swoje włosy przez tyle lat.  Założę czerwoną
garsonkę, a no i najważniejsze: razem ze mną pojedzie Jakub. Jest ode mnie o wiele
wyższy, no i młodszy  zaśmiała się, a potem kontynuowała.  Więc jeśli zobaczysz
taką parę, to będziemy my. No, i oczywiście będę trzymała w rękach plakietkę z
twoim nazwiskiem, więc na pewno się nie pomylisz  zakończyła przekazywać swój
rysopis, a potem dodała:  Tylko że ja przecież też nie wiem, jak ty wyglądasz.
Czekałam na ten moment z zaniepokojeniem. Prawda była taka, że odkąd
pamiętałam, nie wyróżniałam się niczym szczególnym. Byłam raczej przeciętna, żeby
nie powiedzieć przezroczysta. Szybko ginęłam w tłumie takich samych ludzi. Byłam
szczupła, chociaż prawdę mówiąc, byłam zwyczajnie chuda. Jeśli chciałam, potrafiłam
wyglądać naprawdę kobieco i pociągająco, jednak nie posiadałam jakiejś
charakterystycznej cechy, dzięki której mężczyzni kładliby się hordami u mych stóp.
Smutne, ale nie mogłam pretendować do tytułu symbolu seksu na miarę Marilyn
Monroe. Owszem, posiadałam biust, jednak w przeciętnym rozmiarze miseczki  B ,
ani za małym, ani za dużym. Moje włosy były proste jak druty i kiedy ich nie wiązałam,
opadały mi na twarz, przysłaniając widoczność. Kiedyś wpadłam na genialny pomysł,
żeby obciąć je na krótko, ale efekt był taki, że rysy mojej trójkątnej twarzy wyostrzyły
się tak bardzo, że znajomi pytali mnie, czy nie jestem chora& Jeśli chodzi o wzrost,
to moje metr sześćdziesiąt pięć sprawiało, że jeszcze bardziej niknęłam na tle
identycznych kobiet. Dlatego kiedy tylko się dało, nosiłam siedmiocentymetrowe (lub
nawet wyższe) obcasy, aby choć trochę podkreślić swoje jestestwo. Nie lubiłam
siebie, a odkąd przeżyłam toksyczny związek z Cyprianem, nie przepadałam za sobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl