[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyjechać z Kalifornii swym starym porche. Zrobiłby wra\enie, zwłaszcza na szwagrze - Jimmym Lee.
- Chyba ju\ wszyscy są - powiedział do Claire, wysiadając z auta.
- Sądzisz, \e ten strój jest odpowiedni? - spytała. Wysiadła, nie czekając, a\ Rafe otworzy jej drzwiczki.
- Mo\e powinnam była wło\yć coś bardziej eleganckiego?
- Nie - potrząsnął głową. - Wyglądasz świetnie, wierz mi.
Miała na sobie jasnobłękitną, jedwabną bluzkę, wpuszczoną w bawełniane spodnie koloru khaki, w
militarnym stylu. Włosy zaplotła w jakiś bardzo skomplikowany warkocz. Na nogi wło\yła proste sandałki.
Domyślał się, \e w jej wyobra\eniu takie ubranie było odpowiednio skromne i stosowne dla kobiety na
kierowniczym stanowisku w czasie wolnym od pracy. I zapewne miała rację. Lecz ponadto ujawniało ono jej
wrodzone poczucie stylu i podkreślało wszystkie wdzięki dziewczęcej, szczupłej figury. Pod przylegającym
do ciała jedwabiem bluzki rysowały się niewielkie, kształtne piersi. Skórzany i chyba bardzo kosztowny
pasek uwydatniał wcięcie w talii, a spodnie - łagodne zaokrąglenie bioder.
Rafe, zbli\ając się do Claire, sycił się tym uroczym widokiem.
- Zwietnie, to mało powiedziane. - Posłał jej \artobliwie lubie\ne spojrzenie.
38
Zarumieniła się, zmieszana komplementem.
- Mo\e powinnam wziąć \akiet. Le\ał na siedzeniu samochodu, więc schyliła się, \eby po niego sięgnąć.
- Zostaw. - Odciągnął ją od drzwi samochodu i zatrzasnął je. - Chodz. - Wło\ył jej rękę pod swe ramię. -
Poka\ę ci, jak się bawić w tym towarzystwie.
Ominął główną ście\kę, prowadzącą do frontowych drzwi i poprowadził Claire dookoła domu boczną
dró\ką, krętą i częściej u\ywaną, pomiędzy wybujałymi, obsypanymi ró\owymi kwiatami krzewami mirtu, a
potem koło gara\u, słu\ącego jego matce raczej jako składzik. Unoszący się zapach pieczonego na ruszcie,
przyprawionego aromatycznymi ziołami mięsa mieszał się w ciepłym powietrzu póznego popołudnia ze
słodką wonią letnich kwiatów. Dochodzący z wnętrza domu gwar stawał się coraz głośniejszy. Słychać było
zarówno charakterystyczne, teksaskie przeciąganie głosek, jak i szeleszczący, melodyjny hiszpański.
Dochodzili do otwartych, tylnych drzwi domu.
- Jesteś pewna, \e chcesz uczestniczyć w tym spędzie? Oho, za pózno. Ju\ nas zobaczyli.
Uwolnił rękę Claire i wyciągnął ramiona do drobnej, uśmiechniętej kobiety, prawie biegnącej w ich stronę.
- Mamo. - Przytulił ją do siebie.
Z potoku hiszpańskich słów Claire zrozumiała tylko Rafael , ale z tonu wyczuła, \e matka czule beszta
syna.
Rafe, potrząsając głową ze śmiechem, odpowiadał w tym samym języku, po czym odwrócił się do Claire,
\eby ją przedstawić.
Claire nie wiedziała wprawdzie, jak powinna wyglądać spracowana wdowa, która dochowała się
siedmiorga dorosłych dzieci, jednak \aden z obrazów, które mogłaby podsunąć wyobraznia, nie
odpowiadały wizerunkowi stojącej przed nią postaci. Zamiast przygarbionej, zgaszonej staruszki w czerni
zobaczyła wesołą kobietę w bardzo kolorowej, kretonowej sukience i espadrilach. Matka Rafe a miała
czarne, krótko ostrzy\one włosy, mocno przyprószone siwizną, a oczy, podobnie jak syn, koloru gorącej,
czarnej kawy. I równie przenikliwe.
- Mamo, to jest Claire Kingston. - Rafe dokonał prezentacji. - Moja mama, Dolores Santana.
Claire ujęła silną, stwardniałą od pracy dłoń.
- Bardzo mi miło panią poznać, pani Santana - powiedziała, \ałując w duchu, \e nie zdobyła się na bardziej
oryginalne powitanie. - Rafe du\o mi o pani opowiadał.
- Tak? - Starsza pani uniosła zaciekawiony wzrok na syna, po czym powróciła spojrzeniem do Claire. - O
tobie mówił nam bardzo mało. Chodz.
- Poklepała jej szczupłą dłoń, której nie wypuszczała ze swej ręki. - Musisz poznać moje córki i
opowiedzieć nam o tym filmie, który robisz z Rafaelem.
- Mamo - Rafe próbował się wtrącić, choć wiedział, \e nie uda mu się odwieść matki od tego tematu - nie
sądzę, by Claire chciała rozmawiać o pracy. To podobno ma być przyjęcie.
- Nie mam nic przeciwko temu - odparła Claire, tak jak się spodziewał.
- A widzisz? Ona nie ma nic przeciwko temu. A teraz - machnęła ręką w kierunku syna - idz porozmawiać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]