[ Pobierz całość w formacie PDF ]
za szyb jakiS przedmiot. Wytyem wzrok. Na awce, tu pod oknem, siedzia czowiek ze
zwieszon gow. By ubielony Sniegiem, który na wierzchu czapki i na ramionach skupi si
w mae stoki.
Serce Scisno mi si na ten widok. Pobiegem do kuchni i daem zna mamie, e pod nasz
Scian Snieg zasypuje podrónego. Matka z pocztku nie wierzya mi, lecz wyjrzawszy oknem
wysaa czym prdzej Walka, aeby sprowadzi biedaka do kuchni.
- Moe on ju zmarz?... - pytaem niespokojnie, trzymajc si fadów matczynej sukni.
Po kilku minutach w sieni rozlegy si stpania, szelest, jakby si kto otrzepywa. Do kuchni
wszed Walek z podrónym.
Byt to ogromny czowiek w krótkim atanym kouszku i wysokich butach. Gdy zdj czapk,
ukazay si wosy biae jak mleko. Z wolna postpi na Srodek kuchni i sta milczc.
Gospodyni rzucia na komin uczywo. Pomie buchn silniej i oSwietli twarz podrónego.
W tej chwili matka moja cofna si ku drzwiom jadalnego pokoju, a stara Lukaszowa pilniej
przypatrzywszy si goSciowi mrukna z gniewem:
- Brakowao go tu... Jeszcze na nas nieszczScie sprowadzi - przeklty!...
Teraz i ja go poznaem. To by on, postrach i przedmiot nienawiSci caego miasteczka, czo-
wiek z samotnej chaty.
Przybysz spostrzeg, co si koo niego dzieje, i odezwa si cichym gosem do matki:
- Niech si pani nie gniewa, em usiad po domem. Ale burza tak mnie zmczya, em nie
móg iS dalej. Skostniaem z zimna...
Byo coS aosnego w usprawiedliwianiu si czowieka, e w podobnym czasie usiad pod
domem.
Matka patrzya jakby rozmySlajc. Nagle rzeka do kucharki gosem dziwnie twardym:
- Niech Katarzyna da panu gorcego mleka. GoS wci sta i patrzy na matk niebieskimi,
agodnymi oczyma.
- Prdzej! - z gniewem powtórzya matka widzc, e nie speniaj jej rozkazu.
Mleko stao ju ugotowane na kominie. Kucharka zdja z póki stary garnczek i z tak nie-
chci nalaa, e wychlapao si na podog.
- Podajcie tam, ukaszowa - rzeka do niaki.
- Bo ja chc! - odpara niaka. - Niech poda Walek...
- Bo ja gupi! - mrukn parobek.
- Podaj, Walek! - odezwaa si moja mama.
- Taki to z ciebie i chop, co si boisz - wstydzia go niaka. Chop powoli wzi do rk garn-
czek i postawiwszy go na awce rzek do przybyego:
75
- Namcie ta...
Potem odszed w najdalszy kt kuchni i zachmurzony usiad na pieku.
Rnieg wci bi w okna, a na kominie, pod wpywem zawiei, chwilami przygasa ogie.
Stary czowiek zatoczy si ku awce i pocz pi gorce mleko. Matka ze mn cofna si do
jadalnego pokoju, a za nami ukaszowa szepczc:
- Có on tu chce nocowa?... Przecie chyba pani nie wypdzi dla niego nawet psa z budy na
taki czas, a ludzie pod jednym dachem spa z nim nie bd.
Taki czowiek - dodaa po pauzie niaka - na kogo spojrzy, to mu nieszczScie sprowadzi.
Nawet drzewo usycha, kiedy on dotknie go rk. Bóg go przekl, a ludzie rady na to nie
znajd nijakiej...
Matka skrzyowawszy rce chodzia po pokoju wzburzona. Z kuchni dolatywao trzeszcze-
nie palcego si drzewa i mlaskanie ust starego czowieka, który dmucha w garnczek i chci-
wie pi.
Wtem z ulicy do pokoju wpad jakiS blask i jednoczeSnie usyszeliSmy goSne woanie:
- Ho! ho! bywajcie!...
- To mój chopiec - odezwa si stary czowiek w kuchni. Waek wybieg na dziedziniec i po
krótkiej rozmowie sprowadzi nowego goScia. Przybysz trzyma w rku zapalon latarni i od
stóp do gów by zaSnieony. Gdy si otrzsn nieludzkim ruchem, spostrzegem, e mia
wosy podobne do kudów, które mu zasaniay czoo i czS twarzy, i e za odzie suyy
mu straszne achmany. Nigdy nie widziaem takiego zbioru szmat owizanych powrozami
w pasie i na nogach.
- Gadaem, e was zasypao - rzek obdarty chopiec do starca i zaSmia si grubym gosem.
- Nie znasz ty go, Walek, co on za jeden?... - szepna kucharka, ze wstrtem patrzc na no-
wego goScia.
- Co nie mam zna? Wszyscy wiedz, e apa psy w mieScie - odpar pógosem nasz
parobek.
Stary czowiek pocz w miejscu drepta nogami, widocznie gotujc si do odejScia. Potem
zoywszy rce na piersiach schyli gow i rzek:
- Pokornie dzikuj...
Przez chwil czeka na odpowiedx, potem drugi raz schyli gow i doda stumionym
gosem:
- Niech bdzie pochwalony Jezus Chrystus...
Nikt nie odpowiedzia.
Stojc za progiem, jeszcze raz obejrza si i - znikn w ciemnej sieni, a za nim jego cho-
piec.
W kuchni byo tak cicho, jak gdyby wszyscy wstrzymali oddech, aeby odchodzcy nie usy-
sza ludzkiego gosu.
Gdy blask latarni wpad przez okno pokoju, matka wesza do kuchni i wskazujc na garn-
czek, z którego pi stary goS, rzeka do Walka:
- Wyrzu to!
Chop ostronie wyniós garnczek na podwórze i cisn nim tak, e skorupy zadxwiczay a
pod obor.
Na ulicy jeszcze majaczyo chwiejc si rudawe Swiato latarni. Mnie pacz Sciska za gardo,
a wicher na dworze tak jcza, tak zawodzi, tak dobija si do naszych okien, jak gdyby chcia
76
coS powiedzie, lecz - nie mogc - rozlewa si w aosnym wyciu. Co si to dzieje. Boe!...
- mySlaem nie mogc opdzi si przed widmem starca, którego agodne oczy patrzyy na
mnie z wyrzutem. Zdawao mi si, e widz go, jak wsunwszy rce w rkawy, przez pole,
na którym znika droga, idzie niepewnym krokiem, wygnany na Snieyc. A ten jego towa-
rzysz w achmanach!...
W kilka godzin póxniej, gdym zmówi pacierz i ZdrowaS Maria na intencj podrónych,
których zaskoczya burza, zapytaem matki:
- Prawda, mamo, e jeeli podrónych spotka zawieja, a oni modl si, wtedy Bóg zsya anio-
a, który im pokazuje drog?
- Prawda, moje dziecko.
- Anio idzie przed komi i one same trafiaj do domu, bez furmana?
- Tak, moje dziecko.
- A gdyby ten stary czowiek zgubi drog i modli si, czy jemu Pan Bóg ju nie zesaby
anioa?
- Bóg jest miosierny, moje dziecko, i nad najlichszym stworzeniem rozciga swoj opiek.
Pooyem si spokojniejszy i ju bez trwogi przysuchiwaem si zgiekowi burzy. Zdawao
[ Pobierz całość w formacie PDF ]