[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Teraz książę sposępniał.
- To jedno, ale powiem ci i drugie - prawił Tutmozis - bo złe jak hiena nigdy nie chodzi w pojedynkę.
Czy wiesz, że między chłopstwem śpiewają o tobie pieśni, jak uwolniłeś napastników z więzienia, a co
gorsza, znowu mówią, że gdy nastąpisz po jego świątobliwości, będą zniesione podatki?... Trzeba zaś
dodać, że ile razy między chłopstwem zaczynano gadać o niesprawiedliwości i podatkach, zawsze
następowały rozruchy. I albo zewnętrzny nieprzyjaciel wpadał do osłabionego państwa, albo Egipt
dzielił się na tyle części, ilu było nomarchów... Sam wreszcie osądz: czy jest rzeczą stosowną, ażeby w
Egipcie jakieśkolwiek imię częściej było wymawżane aniżeli faraona?... I ażeby ktokolwiek stawał
między ludem a naszym panem?... Gdybyś zaś pozwolił, opowiedziałbym ci, jak na tą sprawę zapatrują
się kapłani...
- Ależ, rozumie się, mów...
- Otóż jeden wielce mądry kapłan, który ze szczytu świątyni Amona zajmuje się dostrzeganiem
niebieskich obrotów, wymyślił taką przypowieść.
Faraon jest słońcem, a następca tronu księżycem. Gdy za świetlanym bogiem z daleka posuwa się
księżyc, mamy jasność we dnie i jasność w nocy. Gdy księżyc chce być zanadto blisko słońca, wówczas
znika sam i noce są ciemne. Ale jeżeli zdarzy się tak, że księżyc stanie przed słońcem, wtedy robi się
zaćmienie, wielki popłoch dla świata.
- I wszystkie te paplaniny - przerwał Ramzes - dochodzą do uszu jego świątobliwości?... Biada głowie
mojej!... Bodajbym nigdy nie był synem królewskim!...
- Faraon, jako bóg ziemski, wie o wszystkim; ale jest zanadto potężny, aby miał zważać na pijackie
okrzyki żołnierstwa albo na szepty chłopów. On rozumie, że każdy Egipcjanin odda za niego życie, a ty
najpierwej.
- Prawdę rzekłeś!... - odparł stroskany książę. - W tym wszystkim jednak widzę nową nikczemność i
obłudę kapłanów - dodał ożywiając się. - Więc to ja zasłaniam majestat pana naszego, bo uwalniam
niewinnych z więzienia albo nie pozwalam memu dzierżawcy dręczyć chłopów niesprawiedliwym
podatkiem?... Ale kiedy jego dostojność Herhor rządzi armią, mianuje dowódców, układa się z obcymi
książęty, a memu ojcu każe spędzać dni na modlitwach...
Tutmozis zasłonił uszy i tupiąc nogami zawołał:
- Milcz już, milcz!... każde twoje słowo jest bluznierstwem... Państwem rządzi tylko jego świątobliwość,
i cokolwiek dzieje się na ziemi, pochodzi z jego woli. Herhor zaś jest sługą faraona i robi to, co mu pan
każe... Kiedyś sam przekonasz się... Oby słowa moje nie były zle zrozumiane!...
Książę tak sposępniał, że Tutmozis przerwał rozmowę i czym prędzej pożegnał przyjaciela. Gdy wsiadł
do swej łódki opatrzonej baldachimem i firankami, głęboko odetchnął i wypiwszy spory kielich wina,
począł rozmyślać:
"Brr!... dziękuję bogom, że nie dali mi takiego charakteru, jaki ma Ramzes. Jest to najnieszczęśliwszy
człowiek w najszczęśliwszych warunkach... Mógłby mieć najpiękniejsze kobiety z Memfisu, a pilnuje się
jednej, aby dokuczyć matce! Tymczasem on nie matce dokucza, ale tym wszystkim cnotliwym
dziewicom i wiernym żonom, które usychają z tęsknoty, że następca tronu, a w dodatku prześliczny
chłopak, nie odbiera im cnoty albo nie zmusza ich do niewierności. Mógłby nie tylko pić, ale nawet
kąpać się w najlepszym winie, a tymczasem woli nędzne piwo żołnierskie i suchy placek natarty
czosnkiem. Skąd te chłopskie upodobania? nie rozumiem. Chyba czcigodna pani Nikotris w
najniebezpieczniejszym czasie zapatrzyła się na jedzących robotników?..
Mógłby też od świtu do nocy nic nie robić. Gdyby chciał, nawet karmiliby go najznakomitsi panowie, ich
żony, siostry i córki. Lecz on nie tylko sam wyciąga rękę po jadło, ale jeszcze na utrapienie szlachetnej
młodzieży sam się myje, sam się ubiera, a jego fryzjer po całych dniach łapie ptaki w sidła i marnuje
zdolności. O Ramzesie! Ramzesie!... - westchnął elegant. - Czy podobna, ażeby przy takim księciu
rozwinęła się moda? My przecie od roku nosimy takie same fartuszki, a peruki utrzymują się tylko
dzięki dworskim dygnitarzom, bo Ramzes wcale peruk nie chce nosić, co jest wielkim poniżeniem dla
szlacheckiego stanu.
A wszystko to... brr!... robi przeklęta polityka... O jak szczęśliwy jestem, że nie potrzebuję zgadywać:
co myślą w Tyrze albo Niniwie, troszczyć się o żołd dla wojska, rachować, ilu ludzi przybyło czy ubyło
Egiptowi i jakie można wybrać podatki? Straszna rzecz powiedzieć sobie, że mój chłop nie tyle mi płaci,
ile ja potrzebuję i wydaję, lecz - na ile pozwala przybór Nilu. Ojciec Nil przecie nie pyta moich
wierzycieli: co ja im jestem winien?..."
Tak rozmyślał wykwintny Tutmozis i złotym winem krzepił stroskanego ducha. A zanim czółno
przypłynęło do Memfis, zmógł go tak ciężki sen, że niewolnicy musieli swego pana do lektyki przenieść
na rękach.
Po odejściu Tutmozisa, które wyglądało na ucieczkę, następca tronu głęboko zamyślił się, nawet poczuł
trwogę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl