[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie zamierzam szukać zastępstwa za ciebie - oświadczyła Amaria, oblizując lepkie
od soku palce. - Nie widzę jednak nic złego w tym, że jakiś dżentelmen docenia twoje
umiejętności oraz urodę.
- Ojciec ofiarował nam Penny House, żebyśmy mogły pomagać innym, a nie szukać
bogatych mężów!
- Nie zapomniałam o tym, Betts. - Starsza siostra uśmiechnęła się szeroko. -
Miałyśmy być jego Robin Hoodami w spódnicach, uszczuplać nabite kabzy bogatych i na
wszelkie sposoby wspierać ubogich.
Nie minął jeszcze rok od nagłej śmierci ojca panien Penny. Umarł niespodziewanie
podczas pielenia grządek w przykuchennym ogrodzie w Woodbury. Wstrząs wywołany
odejściem pastora zapoczątkował nowy etap w życiu jego córek, zgodnie z jego wolą.
- Cassia i Richard dobrali się jak w korcu maku, i bardzo dobrze - ciągnęła Amaria. -
Papa z pewnością chciałby, żebyśmy czyniły dobro i zarazem były szczęśliwe u boku uko-
chanych mężczyzn. Przecież sam znalazł szczęście. Bardzo kochał naszą mamę.
- Oczywiście - przytaknęła Bethany z irytacją. - Ale to nie daje ci prawa do bawienia
się w swatkę.
- Nie zamierzam być niczyją swatką. Ledwo wystarcza mi energii na pilnowanie
porządku przy stole do gry w karty. Jestem przekonana, że ojciec zmusił nas do
przeprowadzki z Woodbury do Londynu, abyśmy mogły staranniej wybrać sobie
kandydatów na mężów. Chciał, żebyśmy znalazły prawdziwą, trwałą miłość. My wszystkie,
także ty, Betts.
- Nie znajdę prawdziwej miłości u boku tego koszmarnego lorda Harleigha -
wzdrygnęła się dziewczyna i wstała. Nie podejrzewała, że po odejściu Cassii tak wiele się
S
R
zmieni między nią a najstarszą siostrą, i to niekoniecznie na lepsze. - Wierz mi, usiłujesz
być swatką. A jeśli uważasz, że nie mam nic lepszego do roboty, tylko...
- Tak, tak, doskonale wiem, że uwielbiasz szorować patelnie i obierać cebulę, ale
dzisiaj idziemy na zakupy. Jedynym sposobem oderwania cię od kuchni jest spacer. Dzisiaj
mamy wolne!
- Nie mogę - zaprotestowała Bethany. - Moja trzódka będzie czekała.
Amaria przełknęła ostatni kęs pomarańczy i wytarła palce w serwetkę.
- Przecież już kilka tygodni temu postanowiłyśmy, że Penny House będzie dzisiaj
nieczynny. Obie się zgodziłyśmy, że i nam, i służbie przyda się wolny dzień po weselu.
- To prawda, uznałyśmy, że zamkniemy kasyno, ale nie było mowy o kuchni. Ubodzy
liczą na mnie i nie ma powodu, żeby chodzili głodni, bo ja mam akurat taki kaprys, żeby so-
bie wypoczywać.
Starsza siostra zacisnęła wargi. Najwyrazniej nie spodziewała się tak stanowczego
oporu.
- Betts, proszę cię, zastanów się tylko...
- Już się zastanowiłam. - Dziewczyna pochyliła się i oparła dłonie na blacie stołu. -
Bywalcy Penny House pójdą na kolację do innego lokalu albo wybiorą się do teatru, a w
najgorszym wypadku - ach, po prostu zgroza! - zostaną w domu z rodziną. Moje zupy i
jabłka często bywają natomiast jedynym posiłkiem dla tych, którzy się u mnie stołują. Jeżeli
ja pójdę na zakupy, oni będą chodzili głodni. Nie martw się, nie zamierzam odbierać
wolnego dnia personelowi kuchennemu. Spodziewam się dzisiaj bardzo niewielu
potrzebujących, bo przy brzydkiej pogodzie mało komu chce się do mnie fatygować, więc
sama zajmę się gotowaniem.
- Och, Bethany... - Amaria dotknęła palcami jej dłoni. - Ojciec chciał, żebyśmy
czyniły dobro, ale nigdy nie żądał, byśmy same zbawiły świat.
Młodsza panna Penny odsunęła rękę.
- Nie staram się zbawić całego świata ani nawet Londynu. Po prostu dbam o
gromadkę moich głodnych podopiecznych - oznajmiła.
Jej siostra westchnęła i pokręciła głową.
- Miałam nadzieję, że uda mi się zaczekać z tą rozmową do jutra, ale najwyrazniej
S
R
postanowiłaś zrezygnować z wolnego dnia. Pratt powiedział mi coś, co...
- O, nie, tylko nie to! - Bethany buntowniczo założyła ręce na piersiach. - Najpierw
[ Pobierz całość w formacie PDF ]