[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cał na nią urok i cieszyła się, że odchodzi, a te
raz...
A teraz ni z tego, ni z owego namawia go do
pozostania.
Dlaczego?
Serce zgubiło rytm, zabiło jak młotem. To głupie,
ale w tym momencie przypomniała sobie widok
krwi, całej tej krwi, która wyciekła kiedyś z piersi
Heather Graham 61
Leifa. Usłyszała własny krzyk niosący się echem
w jej sercu.
Rządziły nią teraz wspomnienia. Nie dopuści, by
to samo spotkało Brada. Bagna stanowiły jej azyl;
znała je jak własną kieszeń, można się tu było ukryć
jak nigdzie indziej. Przed laty spenetrowali je In
dianie, ale od tamtego czasu mało kto próbował
sporządzić ich mapę. Moczary są bezwzględne i nie
przystępne, ale kiedy pozna się i szanuje ich tajem
nice, potrafią chronić człowieka, mało tego - całe
społeczności.
Spojrzała na Brada. Widać było, że targają nim
sprzeczne emocje. Zacisnął zęby.
- Wendy, nie mogę się u ciebie ukrywać. Uciecz
ka to moja specjalność, moja praca.
- Nie ma takiej pracy, która kazałaby człowieko
wi dać się głupio zabić! - wyrzuciła z siebie. - Myś
lisz, że uda ci się wydostać z tej dziczy w jednym
kawałku? Zastanów się. Prawo nie wymaga od ciebie
heroicznych czynów. Prawo potrzebuje cię żywego...
- Ale ja potrafię dawać sobie radę w...
- W dużym mieście być może - wpadła mu
w słowo - ale czy w zakres szkolenia, które przeszed
łeś, wchodziło wymykanie się bandzie morderców na
Everglades?
- Brad! Brad! - Ze słuchawki wydobył się pode
nerwowany głos Purdy'ego.
Brad, patrząc Wendy w oczy, uniósł słuchawkę do
ucha.
62 NOCE NAD FLORYD
- Jestem...
Tak czy owak, czeka go okres nieznośnej bez
czynności. Załóżmy, że uda mu się wydostać z ba
gien. Będzie się musiał zaszyć w bezpiecznym domu.
Zamkną go tam z grupą agentów czuwających nad
nim dzień i noc. I nie wypuszczą, dopóki Michaelson
nie zostanie ujęty.
Jęknął i odsunął od siebie słuchawkę.
Wendy wyrwała mu ją z ręki.
- Panie Purdy, może mi pan udowodnić, że Brad
nie jest przestępcą?
- Mogę to ogłosić za pośrednictwem środków
masowego przekazu - warknął Purdy i odchrząknął
niecierpliwie. -Niech pani przypomni panu McKen-
nie, że pracuje dla mnie, i da go z powrotem do
telefonu. Powędruje na przymusowy urlop na dłużej,
niż myśli, jeśli tym razem do końca mnie nie wy
słucha.
Wendy uśmiechnęła się. Brad zauważył teraz,
że ma maleńki dołek w brodzie. Odebrał od niej
słuchawkę.
- Mam pomysł, Szefie. Zagwarantuje to bezpie
czeństwo zarówno mnie, jak i jej. Zamelinuję się
tutaj.
- Co takiego?! - wrzasnął Purdy.
Brad odsunął słuchawkę od ucha, a Purdy pieklił
się, zarzucając mu brak subordynacji, przypomina
jąc, że całe mile dzielą go od cywilizacji; że w razie
czego znikąd nie może oczekiwać pomocy.
Heather Graham
63
- I w tym właśnie rzecz - odrzekł Brad, gdy Purdy
skończył. - To straszne zadupie. Nikt nie wie, gdzie
to jest, w związku z czym nikt nie będzie mógł mnie
wystawić. Dobrze mówię, Szefie?
Purdy zmienił taktykę.
- I chcesz się tam taplać błocie przez tydzień,
a kto wie, czy nie dłużej?
Brad roześmiał się.
- A czy mogliście sobie, chłopaki, wymarzyć
lepszą sytuację? Spokojna głowa, dostarczę dowody
i będę zeznawał. A wy możecie rzucić wszystkie siły
do obławy na Michaelsona!
Purdy zaklął, ale potem w słuchawce zaległa cisza.
Brad znał Purdy'ego. Nie trzymał się kurczowo
standardowych procedur", gotów był wyrzucić je
wszystkie przez okno, jeśli jakieś niestandardowe
rozwiązanie wydawało mu się lepsze.
- Dobrze, McKenna. Posłuchaj mnie, i to uważ
nie. Może i masz rację, ale Michaelson to chytra
sztuka. Najlepiej nie wychylaj nosa stamtąd, gdzie
siedzisz. Pamiętaj, że on rozstawi swoich ludzi po
obu końcach Alligator Alley. I założę się, że będzie
też prowadził obserwacje bagien z powietrza. Jeśli
coś zauważysz, natychmiast melduj i niech cię ręka
boska broni podejmować jakiekolwiek działania bez
mojej zgody. Zrozumiano?
Brad zastgł. Nie cierpiał bagien. Co mu, cholera,
odbiło? Odetchnął głęboko. Po prostu chce przeżyć
sen na jawie. Chce wrócić do domku na kępie,
NOCE NAD FLORYD
64
położyć się do łóżka i kochać z tą kobietą. Chce
widzieć nad sobą te oczy pałające namiętnością.
Chce ją całować, zatracić się w niej...
Purdy coś jeszcze mówił, ale Brad już go nie
słyszał. Patrzył na Wendy i zastanawiał się, czy twarz
ma tak samo ściągniętą i poszarzałą jak ona. Co
Wendy teraz myśli? Czy żałuje swojej pochopnej
propozycji? To był błąd. Nie potrafił siedzieć bez
czynnie; nienawidził tego. Co on, u diabła, będzie
robił przez tyle czasu na moczarach?
Chyba tylko pożądał swojego srebrnookiego anio
ła miłosierdzia.
Zaklął w duchu i potarł skroń.
- Hej, Szefie...
- %7ładnych akcji bez konsultacji ze mną, Brad.
Chłopcy namierzyli już numer telefonu, mamy więc
twoje współrzędne. Wysyłam ludzi, żeby zdjęli Mi-
chaelsona. A ty siedz tam jak mysz pod miotłą i staraj
się utrzymać przy życiu, słyszysz?
W słuchawce stuknęło i rozległo się głuche bucze
nie. Purdy się rozłączył.
Brad został ze słuchawką przy uchu. Spojrzał na
Wendy - nadal była blada. Westchnął i odłożył
słuchawkę.
- Wyglądasz, jakbyś właśnie zaprosiła Indian,
żeby cię oskalpowali. Widzę, że nadal mi nie dowie
rzasz. Może nie trzeba ci się było wyrywać z tą
propozycją?
Zsunęła się z biurka i wzięła pod boki.
Heather Graham 65
- Niewdzięcznik!
Do kantorka zajrzał stary Mac.
- Natelefonowałeś się już, synu? - spytał.
Brad pokiwał głową i uśmiechnął się. Mac paso
wał do tego miejsca idealnie. Włosy i brodę miał
czyste, ale zmierzwione, maniery szorstkie, ale nie
grubiańskie. Nie ulegało wątpliwości, że przyjacie
lem Brada był dopóty, dopóki Wendy za niego
ręczyła. I nie ulegało też wątpliwości, że broniłby jej
do upadłego.
- Tak, już skończyłem - powiedział.
Mac kiwnął pogodnie głową.
- Zabierasz swój samochód, Wendy, czy przy
płynęłaś tylko do telefonu? Może on by wrócił do
domu wozem, a ty łodzią?
- Nie, przypłynęliśmy tylko skorzystać z tele
fonu.
Mac znowu kiwnął głową.
- To niech ktoś wpadnie po niego W wolnej
chwili. - Nie odrywając oczu od Brada, podszedł do
starego ekspresu. - Kawy?
- Chętnie. Dziękuję.
Mac napełnił kubek i podał mu go. Kawa była
gorąca i mocna. Brad, parząc sobie wargi, pociągnął
łyczek.
- Ma coś wspólnego z tymi typkami, co się tu
kręcą w czarnym sedanie? - zwrócił się do niego Mac.
Brad zakrztusił się, parsknął kawą na podłogę.
Spojrzał na Wendy, potem na Maca.
66 NOCE NAD FLORYD
Mac uśmiechnął się, ubawiony jego reakcją.
- A tak, byli tu wczoraj wieczorem, tankowali.
Nie powiem, żeby mi się podobali. Pytali o chevrole-
ta, a ja nie wiem czemu powiedziałem im, że nie, nic
[ Pobierz całość w formacie PDF ]