[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Czym ryzykuję?
- Niczym. Przysięgam. - Wcisnął przycisk windy. - Pod warunkiem, że
potrafisz pływać szybciej od rekina. - Puścił do niej oko. - I że nie będziesz się zbliżać
do ognia. - Nagle na widok jej sandałków zafrasował się. - Och, te buty... Nie
przejdziesz w nich po rozgrzanych węglach... Hm. Nie szkodzi. - Rozpogodził się. -
Przeniosę cię... A na razie do taksówki! Czeka na dole.
Pociągnęła ze szklanki łyk żółtego płynu. Był tak mocny, że aż zakręciło się jej
w nosie.
- Dokąd mnie zabierasz, tubylcze?
- Jak to dokąd? Na jedną ze złocistych plaż, z których słynie Saint Martin.
Wybrał pustą, odludną plażę na północno-zachodnim skrawku wyspy. Piasek
był tam troszkę grubszy i bardziej szorstki, roślinność nieco bujniejsza, odległości
między hotelami większe. Do bagażnika taksówki Matt zapakował mnóstwo jedzenia,
ogromny ręcznik plażowy oraz karafkę z tym samym żółtym koktajlem, który pili
przed windą, a potem w taksówce.
- Tylko spójrz na zachód słońca - powiedział, biorąc Danni za rękę.
Drugą ręką zatoczył łuk obejmujący całe morze, po czym ponownie wbił wzrok
w jej twarz. Patrzył na jej profil, a ona kątem oka widziała promienny uśmiech,
którego nawet nie usiłował ukryć.
- Skłamałem - dodał cicho. - Poza mną nie ma tu żadnych rekinów.
Zdjął girlandę i zawiesił ją Danni na szyi, delikatnie muskając palcami jej
obojczyk.
Może była to zasługa kolorowego koktajlu, który piła łyczek po łyczku w
taksówce, może zapierającego dech w piersi, pomarańczowego nieba, a może po
prostu tego przystojnego mężczyzny u jej boku, w każdym razie ogarnęło ją dziwne
- 127 -
S
R
uczucie; miała wrażenie, jakby ona i Matt byli jedynymi ludzmi na planecie, jakby
poza nimi dwojgiem nic więcej się nie liczyło. Słońce, które powoli zbliżało się do
linii wody, sprawiło, że świat pogrążył się w tajemniczym złocistym świetle.
Wszystko dookoła wyglądało nierealnie.
Nie patrzyli jednak na opadające na horyzoncie słońce, patrzyli na siebie. Danni
była pewna, że za chwilę Matt zbliży usta i...
- Pójdę zapłacić taksówkarzowi - powiedział, nie odrywając oczu od jej warg.
- Dobrze - szepnęła.
Spoglądając na czerwoną kulę słońca, usłyszała, jak Matt uzgadnia z kierowcą,
aby wrócił po nich za dwie godziny, a potem słyszała wylewne podziękowania -
przypuszczalnie za hojny napiwek.
Matt rozłożył na ziemi ręcznik, rozstawił kolację; siedzieli, jedząc i
rozmawiając, śmiejąc się i pijąc, aż opróżnili karafkę do samego dna. Czas płynął
wolno, leniwie, jakby w harmonii z łagodnie zanurzającym się w morzu słońcem.
Kiedy słońce już całkiem się skryło, na niebo wytoczył się księżyc, wielki,
okrągły, srebrzysty. Zamilkli, jakby urzekło ich jego piękno i hipnotyczna siła.
Panującą wokół ciszę przerywał jedynie miarowy chlupot fal bijących o brzeg.
Siedzieli, każde pogrążone we własnych myślach. W pewnej chwili Matt
odwrócił się do Danni, niechcący ocierając się kolanem o jej gładkie udo.
- W blasku księżyca... jakoś intensywniej się wszystko odczuwa - powiedział
cicho.
Przysunął się, a ona poczuła, jak robi się jej gorąco. Zmieniła pozycję; zgięła
nogi w kolanach, podciągnęła je do brody, potem zakryła sukienką i oplotła wokół
nich ręce.
- Właściwie to ja mam ambiwalentny stosunek do księżyca - wyznała.
- Tak? - Przysunął się jeszcze bliżej, tak blisko, że czuła jego ciepły oddech na
swoim gołym ramieniu.
- Tak. Niektórzy twierdzą, że pełnia pobudza ciężarne do porodu. I chyba jest
w tym sporo prawdy. - Odważyła się spojrzeć Mattowi w oczy. - Więc sam rozumiesz,
widok srebrzystej tarczy przyprawia mnie o dreszcze.
Opuszkami palców pogładził Danni po policzku.
- 128 -
S
R
- O dreszcze? Hm. Różne są dreszcze. Dreszcz niepokoju, podniecenia,
rozkoszy... Powiedz, czy patrząc na tę świetlistą kulę na czarnym niebie, nigdy nie
masz ochoty kogoś pocałować... albo żeby ktoś cię pocałował?
Czekając na odpowiedz, przesunął palce w dół, ku jej szyi. Ale Danni nie
potrafiła wydobyć z siebie słowa; ledwo była w stanie oddychać.
Pochylił się lekko, ujął ją pod brodę, przez moment patrzył jej głęboko w oczy,
po czym przywarł ustami do jej warg.
I nagle wydarzyło się coś niezwykłego, zupełnie jakby przez plażę przetoczyła
się gwałtowna burza. Tak jak i poprzednim razem, świat zawirował Danni przed
oczami. To było coś więcej niż chemia, coś więcej niż pociąg fizyczny czy hormony.
To była magią potężna siła, z jaką dotychczas się jeszcze nie zetknęła, siła
wszechmocna, elektryzująca, budząca strach.
Matt jednak wiedział, co się dzieje. Z chwilą, gdy ich wargi się spotkały, nie
miał już żadnych wątpliwości: oto moja połowa, oto kobieta, na którą czekałem całe
życie. Całował ją coraz bardziej namiętnie, jakby bał się, że coś może ich rozdzielić.
Opuściwszy kolana, Danni zarzuciła mu ramiona na szyję, a on przytulił ją
mocno, niemal miażdżąc w uścisku. Miała wrażenie, że coś ich ku sobie popycha, coś
znacznie głębszego i silniejszego od pożądania. Nie przerywając pocałunku, położył
Danni na ręczniku. Tyle rzeczy pragnął wspólnie z nią robić.
W jego twardych, umięśnionych ramionach wydawała się krucha niczym
baletnica. Ale nie była krucha - była po prostu w sam raz: szczupła, wiotka, a
jednocześnie ponętnie zaokrąglona. Położył się na niej, przylegając mocno swoim
ciałem do jej ciała, i zdumiał się, że tak idealnie do siebie pasują. Zaczęła się poruszać;
była w niej miękkość i uległość, a zarazem nieokiełznanie i siła.
- Danni - szepnął, błądząc rękami po jej ciele. - Jeszcze z żadną kobietą się tak
nie czułem.
Zamknęła oczy. Zdawało się jej, że ogląda siebie i Matta z góry; jakby była
zawieszonym na niebie księżycem, który przypatruje się złączonej w uścisku parze na
piasku. Widziała dwie ciemne głowy, mężczyznę spalonego słońcem, kobietę o sporo
jaśniejszej karnacji. Romantyczni kochankowie na pustej, oświetlonej srebrzystym
- 129 -
S
R
blaskiem księżyca plaży. Wymarzona sceneria, idealne warunki, czego można więcej
chcieć? A jednak...
Nagle przekręciła głowę, przerywając gorący pocałunek.
- Nie chcę! Nie mogę! - zawołała, odpychając od siebie ręce Matta.
- Dlaczego? - spytał zdziwiony.
Odwróciła wzrok. Dziesiątki myśli kłębiły się jej w głowie. No pięknie, Danni, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl