[ Pobierz całość w formacie PDF ]
muzycznego zatrudnionego w Los Angeles. Domagali się dodatkowych atrakcji niezapi-
sanych w kontrakcie i skracali występy, twierdząc, że granie dla małej widowni nie ma
sensu. Ponieważ ta decyzja, według Nicka, nie należała do nich, postanowił im uświa-
domić, że ich dni na statku są policzone. Albo wezmą się do roboty, albo zakończą
współpracę, opuszczą statek w Meksyku i wrócą jak niepyszni do domu na własny koszt.
- Jeśli nie wezmą się dziś w garść, skontaktuj się z Luisem Felipe'em. Zna wszyst-
kich w mieście i może nas skontaktować z jakimś lokalnym zespołem, który zastąpi
chętnie tych gwiazdorów z bożej łaski na resztę rejsu. - Nick obserwował, jak Teresa
stuka w swój nieodłączny palmtop.
- Tak jest. - Przycisnęła klawisz i spojrzała na szefa. - Mam ich poinformować, że
ich dni są policzone?
- Tak, daj im dwadzieścia cztery godziny. - Nick spojrzał na horyzont widoczny za
burtą pokładu Splendor, na którym stali. Unikał biura, w którym nagle zaczęło brakować
mu powietrza, oraz apartamentu, w którym stała obecność Jenny okazała się wyrafino-
waną torturą. Każdej nocy przewracał się bezsennie, myśląc o skąpo ubranej Jennie le-
żącej samotnie w łóżku zaledwie kilka metrów od jego sypialni. Jego plan, by uwieść ją
ponownie i porzucić, zaczynał kosztować go o wiele za dużo. Nawet nie zauważył, jak
sam padł ofiarą jej wdzięku i stracił kontrolę nad swym pożądaniem. Musiał doprowa-
dzić swój plan do końca, bo nie wiedział, jak długo jeszcze wytrzyma, żyjąc w ciągłym
napięciu. Wszystko rozegra się w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin, posta-
nowił. Musi zdążyć przed wynikami z laboratorium. Dziś wieczorem Jenna będzie zno-
wu w jego łóżku, tak jak marzył o tym przez ostatni rok.
- Szefie?
Nick prawie podskoczył na dzwięk głosu Teresy, o której kompletnie zapomniał.
Miał tylko nadzieję, że jego napięte ciało nie zdradziło, o czym myślał, udając, że pracu-
je.
- O co chodzi?
- Dzwonili z laboratorium w Cabo. Przesłali już wyniki badań do Los Angeles.
R
L
T
- Dobrze. - Nick zacisnął dłonie w pięści. Jutro zapewne otrzyma ostateczną odpo-
wiedz z laboratorium, dlatego dzisiejszego wieczoru wszystko musi pójść zgodnie z pla-
nem.
- Czy mam przekazać tę informację Jennie?
- Nie, sam to zrobię - odpowiedział nieco za szybko i za ostro. Od razu tego poża-
łował, przecież to nie wina asystentki, że jego nerwy były napięte jak struna.
- W porządku. - Teresa wzięła głęboki oddech i ściskając mocno dłonie, wyrzuciła
z siebie:
- Wiem, że nie powinnam się wtrącać, ale...
- Nie byłabyś sobą, gdybyś się nie wtrącała. - Nick uśmiechnął się, by zatrzeć złe
wrażenie.
- Pewnie masz rację. Pozwól więc, że powiem tylko jedną rzecz: myślę, że Jenna
tym razem nie próbuje cię oszukać.
Nick zamarł. Słychać było tylko uderzenia fal o rufę statku i portowy hałas tury-
stów oraz samochodów tłoczących się w wąskich uliczkach nadbrzeża. Odgarnął z oczu
zwichrzone wiatrem włosy i spojrzał groznie na Teresę.
- Tak sądzisz?
Teresa podniosła wysoko głowę i wyprostowała się, by odeprzeć jego atak.
- Właśnie tak. To nie w jej stylu, nigdy nie obchodziły jej twoje pieniądze i sława.
- Teresa... - Nick nie miał najmniejszej ochoty dyskutować teraz z Teresą o Jennie,
choć wiedział, że prawdopodobnie nie zdoła jej powstrzymać przed wyrażeniem wła-
snego zdania.
- Jeszcze nie skończyłam. Nawet jeśli mnie za to zwolnisz i tak powiem, co myślę.
- W porządku, mów. - Nick poddał się, by mieć to jak najszybciej za sobą.
- Kiedy ją zwalniałeś, nic nie powiedziałam, choć w pewnym sensie rozumiałam
jej postępowanie.
- Zwietnie.
Teresa zignorowała jego zgryzliwą uwagę.
- Nie powiedziałam nic, gdy po jej odejściu zachowywałeś się jak tygrys w klatce.
- Ej!
R
L
T
- Teraz jednak nie zamierzam milczeć. - Teresa pogroziła mu palcem niczym na-
uczycielka karcąca nieznośnego dziesięciolatka. - Możesz mnie zwolnić, chociaż nie
znajdziesz nigdzie równie dobrej asystentki jak ja i dobrze o tym wiesz.
Nick zacisnął zęby, bo oczywiście Teresa miała rację.
- Wykrztuś to w końcu - rzucił wrogo.
- Jenna nie jest kłamczuchą.
Roześmiał się chrapliwie w odpowiedzi.
- Okej, nie powiedziała ci, że dla ciebie pracuje, ale to był błąd, jeden błąd, za któ-
ry zapłaciła. To miła dziewczyna o dobrym sercu, Nick.
Nick nie chciał przyznać Teresie racji. Wiedział, jak postępować z kłamliwymi
krętaczkami, ale miła dziewczyna? Co, do diabła, miał z nią począć?
- Poza tym... - Teresa nie zamierzała odpuścić teraz, gdy widziała, że Nick zaczął
jej słuchać - widziałam zdjęcie twoich dzieci.
- Nie wiemy jeszcze, czy są moje - wtrącił.
- Są do ciebie bardzo podobne.
- Wszystkie niemowlaki wyglądają tak samo, jak mały tłuściutki Budda.
- Czyżby? W takim razie tu masz Buddę z twoimi oczami, dołeczkiem, kolorem
włosów. I to razy dwa. Teresa wyciągnęła rękę i położyła ją na ramieniu Nicka w cie-
płym geście. - Ona nie kłamie, Nick, jesteś ich ojcem i będziesz się musiał z tym zmie-
rzyć.
Nick nic nie odpowiedział. Spojrzał daleko w morze i pozwolił, by wiatr ostudził
jego rozpaloną twarz. Widok bezbrzeżnej toni oceanu zazwyczaj koił jego nerwy, tym
razem jednak nic nie mogło go uspokoić. Być może nigdy nie zazna już spokoju, jeśli
chłopcy faktycznie okażą się jego synami. Nie zamierzał bowiem ograniczyć swego oj-
costwa do wypisywania co miesiąc czeku. Czy to się podoba Jennie, czy nie, chciał
uczestniczyć w życiu swoich dzieci, nawet jeśli będzie zmuszony o to walczyć z ich
matką.
Przez większość dnia Jenna snuła się po prawie pustym statku, który bez wszędo-
bylskich hałaśliwie wesołych pasażerów sprawiał wrażenie samotnego nawiedzonego
R
L
T
okrętu. Wieczorem, gdy pokłady zaczęły zapełniać się ludzmi podekscytowanymi wy-
cieczką po Acapulco, Jenna skryła się znów w kajucie Nicka, wzięła szybki prysznic,
przebrała się w prostą, letnią błękitną sukienkę i nie wiedząc, co ze sobą począć, kręciła
się po salonie, czekając na powrót Nicka. Mimo że po kilku dniach spędzonych w jego
towarzystwie nareszcie miała czas tylko dla siebie, nie odpoczęła. Napięcie, jakie od-
czuwała w jego obecności, okazało się niczym w porównaniu ze stresem przebywania z
dala od niego.
- Kiepsko z tobą, Jenna - mruknęła do siebie, wychodząc na balkon.
Gdy był obok, napięcie wydawało się nie do zniesienia. Gdy go brakowało, tęsk-
niła okropnie, tak jak w tej chwili. Wiatr rozwiewał jej włosy, sukienka powiewała na
wietrze, a z dołu dochodziły dzwięki muzyki. Pojedyncze nuty płynęły unoszone chłodną
morską bryzą, by otulić ją szalem melancholii, która powoli wnikała w głąb jej serca. Co
będzie, jeśli cała ta wyprawa okaże się błędem? Czy pożałuje już wkrótce, że poinformo-
wała Nicka o istnieniu ich dzieci? Cóż, pomyślała w desperacji, niewiele mogę teraz na
to poradzić. Co się stało, to się nie odstanie.
Jenna przechyliła się przez poręcz balkonu i zapatrzyła w połyskującą srebrzyście
toń oświetloną bladym światłem księżyca.
- To wygląda znajomo.
Głęboki głos Nicka wprawił jej ciało w drżenie tak silne, że dopiero po chwili mo-
gła się odwrócić i spojrzeć mu w oczy. Stał w drzwiach balkonowych, z rękami w kie-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]