[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Pojedziemy samochodem terenowym - sprostował Philippe, wybuchł
śmiechem i puścił do niej oko, gdy spojrzała na niego zawiedziona. - Jestem miesz-
czuchem - dodał z ociąganiem, rzucając ostrzegawcze spojrzenie Leili, która właśnie
otworzyła usta, aby zaprotestować. - Dlaczego miałbym katować się jazdą na
wielbłądzie, skoro mogę wygodnie podróżować dobrym autem?
- Przeczytałam zbyt dużo powieści i zbyt często oglądałam filmy z Rudolfem
Valentino. Stąd te romantyczne urojenia - odparła zakłopotana Gretchen. - Jestem
pewna, że jazda autem terenowym również będzie emocjonująca.
- Mam nadzieję, że cała ta wyprawa stanie się dla nas obojga wspaniałym i
niezapomnianym przeżyciem - odparł cicho, ujął jej dłoń i podniósł do ust. - Muszę
już iść. Pięknych snów.
- Ty również śpij dobrze. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zły.
- Za co? - spytał zdziwiony.
- Zrobiłam w pałacu spore zmieszanie. Wybacz, jeśli przysparzam ci kłopotów.
Może wolisz, żebym siedziała w swoich komnatach i...
Leila głośno się roześmiała, a Philippe jej wtórował.
- Szef kuchni własnoręcznie piecze twoje ulubione ciasteczka z migdałami, a
dodam, że mówimy o pyszałku, którego podwładni nazywają  Napoleonem . Kobiety
z pralni skrapiają twoje rzeczy najdroższymi wonnościami. Dzieci tłoczą się wokół cie-
bie, gdziekolwiek pójdziesz. Mój własny kamerdyner ukradł orchideę z cieplarni ojca,
co jest straszliwym przestępstwem, za które dawniej zostałby skrócony o głowę.
Odważył się na taki postępek, żeby doniczka z pięknym kwiatem ozdobiła twój salon.
Mówisz o kłopotach i masz rację, bo lękam się, że służba może podciąć mi gardło, jeśli
tylko uzna, że cię obraziłem!
- Tak jest w istocie, pani - wtrąciła Leila i parsknęła śmiechem na widok
zdziwionej miny Gretchen. - Ludzie cię uwielbiają.
- Są tacy mili i uczynni. Uznałam, że muszę się im odwdzięczyć - odparła. Leila
niespodziewanie wstała i popatrzyła znacząco na szejka. - Idę po nici, ale wracam za
chwilę, sadi - dodała ostrzegawczo.
- Trudno, dobre i to - odparł z westchnieniem. Leila ukłoniła się, rzuciła swej
pani porozumiewawcze spojrzenie i wyszła.
Philippe otworzył ramiona, więc Gretchen natychmiast się w nie rzuciła. Gdy
objął ją mocno, przytuliła głowę do szerokiej piersi, wsłuchana w głośne uderzenia
jego serca.
- Myślałem o naszej pustynnej wyprawie. Może jednak powinienem cię tutaj
zostawić - powiedział z ustami przy jej skroni.
- Dlaczego? - Odsunęła się i popatrzyła mu w oczy. - Zmieniłeś zdanie? Już nie
chcesz się ze mną ożenić?
- Ależ skąd! - odparł cicho, dotykając palcem jej ust. Wpatrywał się w nią jak
urzeczony. - Zastanawiam się tylko, czy powinienem cię ze sobą zabrać, skoro ta
wyprawa może się okazać znacznie bardziej niebezpieczna, niż początkowo sądziłem.
- Nie jestem strachliwa.
- Ja również, ale wystawię cię na spore ryzyko.
- Może pojedziemy tylko we dwoje? - zapytała kokieteryjnie.
- Jesteś niemożliwa! - jęknął przeciągle, pochylił głowę i pocałował ją
namiętnie. - Z pewnością nie wyruszymy samotnie. Będą nam towarzyszyć
ochroniarze, a potem dołączą również delegacje wielu pustynnych plemion. Zbierze
się bardzo silny oddział.
- Mówisz, jakbyśmy wyruszali na wojnę.
- I tak się to może skończyć - odparł ku jej zaskoczeniu. Minę miał dziwnie
ponurą. - Od tygodnia zbieram wieści od moich informatorów. Brauer jest w Salid,
tuż za moją północną granicą. Mam dowody. Dobrał sobie grupę płatnych
morderców, gotowych wykończyć każdego. Dla nich to kwestia ceny. Stacjonuje w
pobliżu linii granicznej, planując następne posunięcie. Nie mogę pozwolić, żeby tam
długo tkwił.
- Jak chcesz go stamtąd wywabić? - spytała zaniepokojona. - Jest lepiej
uzbrojony niż twoi poddani, zgadłam?
- Zgromadził w obozie nowoczesne materiały wybuchowe, ręczne wyrzutnie
rakietowe, miny przeciwpiechotne i granaty. Zyskał sobie wielu przyjaciół mających
wobec niego dług wdzięczności, a handlarze bronią uważają go za wypłacalnego
klienta i chętnie robią z nim interesy. Nawet jeśli doprowadzi do wybuchu wojny i
poniesie finansowe straty, odbije to sobie dzięki procentowi od sprzedanej przez nich
broni. Tak czy inaczej będzie spory ruch w interesie. Sytuacja polityczna w naszym
regionie jest bardzo skomplikowana, więc jeżeli w porę go nie powstrzymam, może
doprowadzić do poważnego konfliktu.
- Jak mogę ci pomóc? - spytała. Philippe pocałował ją w czoło.
- Co ty knujesz, skarbie? Jeśli zamierzasz wziąć na ramię ręczną wyrzutnię
rakietową i wyruszyć ze mną, aby zapolować na tego skurwiela, wybij to sobie z głowy.
Gretchen wybuchnęła śmiechem.
- Nie jestem strzelcem wyborowym, lecz doskonale radzę sobie z lassem i
potrafię obchodzić się z bronią. Mark mnie nauczył. Poza tym mogę dosiąść każdego
czworonoga.
- Te umiejętności mogą się kiedyś okazać przydatne - odparł, a potem odsunął
się i zajrzał w zielone oczy. - Szkoda, że Leila jest taka surowa. Gdyby nam trochę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl