[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak Brytyjczycy nazywali zadziwiającą organizację
szpiegowską, która swym działaniem obejmowała cały obszar
Indii. Jej głównym celem było niedopuszczenie do siania
przez Rosjan niepokojów między różnymi kastami.
Powiedział Delii, że członkowie Wielkiej Gry używali między
sobą zamiast nazwisk tylko numerów. Jedynie wicekról i szef
sztabu znali prawdziwą tożsamość ludzi, którzy ryzykowali
życie, aby ocalić imperium brytyjskie.
- Muszą być bardzo dzielni, tato - stwierdziła Delia.
- W istocie są odważni - zgodził się ojciec - ale o tym nie
wolno ci mówić, ponieważ jedno nieostrożne słowo może
spowodować śmierć człowieka... równie pewną jak od kuli!
- Brałeś kiedykolwiek udział w Wielkiej Grze?
- Tylko raz - odpowiedział ojciec po krótkim milczeniu. -
Muszę ci się przyznać, że było to jedno z moich najbardziej
przerażających przeżyć!
- Opowiedz mi o tym! - poprosiła Delia. Ojciec potrząsnął
głową.
- Niestety nie mogę. Powiem ci tylko jedno. Każdy
żołnierz, który bierze udział w Wielkiej Grze, zasługuje na
Krzyż Wiktorii, gdyż nikt bardziej od niego nie naraża
swojego życia dla ojczyzny!
Dopiero teraz Delia zrozumiała słowa ojca. Jeśli to
prawda, że lord Kenyon był zaangażowany w rozgrywkę z
Rosjanami, nikogo nie mogło dziwić, że jego bratanek go
podziwiał. Włożyła jedną ze swoich najładniejszych sukien
wieczorowych z niewielką turniurą w kształcie dużej
atłasowej kokardy. Pomyślała, iż żałuje, że nie poznała lorda
Kenyona w innych okolicznościach. Chętnie namówiłaby go
na rozmowę o Indiach. Fascynował ją ten kraj. Znała go
jedynie z opowieści ojca i z przeczytanych książek i miała
nadzieję, że pewnego dnia będzie mogła odwiedzić ląd
nazywany Pertą w Koronie. To może nigdy się nie zdarzyć,
westchnęła cicho. Zeszła na dół i zastanawiała się, co mogłaby
powiedzieć Lucille. Zauważyła, że jej siostra płakała, doszła
jednak do wniosku, że najrozsądniej będzie nic o tym nie
mówić. Wkrótce po kolacji Lucille oznajmiła, że chciałaby się
położyć.
- Ja też z przyjemnością wcześniej pójdę spać - odparła
Delia rzeczowo. - Czeka mnie jeszcze wiele przygotowań do
wystawy kwiatów. Jutro z samego rana przyjdą ludzie do
stawiania namiotu.
Zdała sobie sprawę, że Lucille jej nie słucha. Szła po
schodach z pochyloną głową, ociężale. Delia widząc to,
westchnęła jedynie. Upewniła się, czy zamknięto okna i
frontowe drzwi. Stary Hanson ostatnio często o tym
zapominał. Potem poszła do swojego pokoju. Czuła się równie
przygnębiona jak Lucille. Przyszłość rysowała się ponuro.
- Nienawidzę lorda Kenyona - powiedziała na głos ze
złością.
A przecież wiedziała, że jest bohaterem.
* * *
W zamku podano wykwintną kolację z winem z
doskonałego rocznika.
- Chcę z tobą porozmawiać - powiedział lord Kenyon,
kiedy skończyli jeść.
Po południu miał dużo czasu, aby obejrzeć dom. Z
zadowoleniem stwierdził, że wszystko jest w jak najlepszym
porządku. Oczywiście, tak jak powiedziała siostra, było to
zasługą Jones. Pokojówka służyła rodzinie Shaw prawie całe
życie. Lord Kenyon zauważył, że Jones pragnie z nim
pomówić. Nie miał jednak zamiaru dopuścić do tej rozmowy
przed spotkaniem z Marcusem. Chciał sprawdzić, co bratanek
czuje do panny Winterton. Kiedy pomyślał o mej, uświadomił
sobie, że jest prawdziwą pięknością. Zrozumiał, że gdyby nie
był tak rozgniewany, zdumiałoby go spotkanie z kimś tak
uroczym w Little Bunbury. Nie opuszczało go przykre
odczucie, że w tej sytuacji niestosownie się zachował:
Powinien był podejść do niej zupełnie inaczej. To jego siostra
Charlotte wbiła mu tak mocno do głowy, że kobieta, z którą
Marcus ma romans, jest jedynie przebiegłą ladacznicą. Teraz
wiedział, że postąpił zbyt pochopnie, bez koniecznego
namysłu. Widok dworu powinien go ostrzec, że jego
właścicielka nie jest zwyczajną wiejską kobietą, szukającą
bogatego i utytułowanego męża.
Mijało popołudnie. Poszedł na spacer do ogrodu. Nie
dostrzegał piękna kwiatów, ale rozmyślał o gniewnym
wyrazie dwojga szarych oczu i o pełnej wdzięku godności, z
jaką ich właścicielka opuściła pokój.
- Miejmy nadzieję - powiedział do siebie - że Marcus
będzie rozsądny i wróci ze mną do Londynu.
Zbliżała się pora kolacji, kiedy wreszcie zjawił się
margrabia. Lord Kenyon był wówczas w bibliotece. Bratanek,
którego najwyrazniej powiadomiono o jego przybyciu, z
hukiem wszedł do pokoju.
- Stryj Kenyon! Nie miałem pojęcia, że wróciłeś z Indii -
zawołał radośnie na powitanie.
- Przyjechałem dwa dni temu.
- Wybrałeś się aż tutaj, aby mnie odwiedzić?! Cudownie!
Nie widziałem cię tak długo, że zacząłem już myśleć, iż
istniejesz jedynie w legendzie...
- Jestem tutaj i żyję! - odparł lord Kenyon z uśmiechem. -
Bardzo się cieszę, że dom jest w doskonałym stanie.
Przed kolacją nie było czasu na rozmowę i po wypiciu
kieliszka szampana obaj poszli się przebrać. Margrabia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]