[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Oliverze... - Wpatrzyła się w niego gorączkowym spojrzeniem,
gotowa wyrzucić z siebie słowa o miłości, gotowa za wszelką cenę
odwlekać nieuniknione rozstanie.
- Ciicho... Zadzwonię do ciebie, dobrze?
- Nie dzwoń do mnie. Ja zadzwonię. - poczuła w piersi lodowaty
ciężar.
- Dobrze.
145
Anula
ous
l
a
and
c
s
Posłała mu sztuczny lalkowaty uśmiech i odwróciła się ze
ściśniętym gardłem, pozwalając kierowcy zawiezć się do domu.
146
Anula
ous
l
a
and
c
s
rozdział 7
Oliver stał na chodniku. Zdawało się, że minęła wieczność od
chwili, gdy taksówka Leslie zniknęła w oddali, uwożąc cząstkę jego
życia. Nie wiedział nawet, jak i kiedy pokochał ten jej szczery
uśmiech i gotowość do żartów, jej nagie piersi w słońcu, nawet jej
omlet z pieczarkami. Do licha, wszystko musiało się zacząć od
lawendowego elfa, zakatarzonego i nieszczęśliwego. Pokochał go - i
wpadł. Wpadł na dobre. Niech to diabli, nie wie nawet, co teraz robić!
Problem polegał na tym, że lawendowy elf również go pokochał.
Oliver był tego pewien. Leslie, która mu wierzyła, która przedkładała
szczerość ponad wszystko, zakochała się w mężczyznie, który od
początku ją oszukiwał.
- Hej, człowieku, następni czekają. Jedziemy, czy nie?
Wyrwany z zamyślenia spojrzał w krzyczącą do niego twarz,
skinął głową, wrzucił bagaże i wsiadł, podając kierowcy swój adres na
Manhattanie. Kiedy ruszyli, wcisnął się w kąt siedzenia i wpatrywał
się nie widzącym wzrokiem w kolorowy strumień świateł pojazdów.
Czy rzeczywiście ją oszukiwał, czy po prostu obawiał się
powiedzieć prawdę? W końcu nie kłamał, a tylko mówił półprawdy.
Przecież był modelem, choć traktował to jako hobby i zabawiał się w
pozowanie o wiele rzadziej, niż sądziła Leslie. Swoją drogą szkoda, że
nie mógł tego robić częściej. Praca zawodowa zabierała mu coraz
więcej czasu i stawiała coraz to nowe wymagania, ale dawała też
satysfakcję. Nawet w tej chwili zastanawiał się, jakie nowe i dziwne
147
Anula
ous
l
a
and
c
s
wieści czekają na niego w domu. A potem jego myśli znów wróciły
do Leslie i stracił całe zainteresowanie dla spraw zawodowych.
Równie głęboko jak on przeżywała rozstanie z St.Barts. Zdrowa
opalenizna nie mogła ukryć bladości, a ręka, którą trzymał, była
zimna jak lód. Nieważne, co mówili do siebie. Wiedział, że Leslie
czeka na coś, lecz sytuacja go przerastała.
A przecież próbował. Naprawdę próbował. Nawet gdyby miała
znienawidzić go za zatajenie prawdy, musiałaby przyznać, że chociaż
usiłował jej wyjaśnić. I za każdym razem uciszała go, mówiąc, że nie
chce nic wiedzieć, uznając to za nieważne. Dobrze, ale dlaczego nie
postawił na swoim? Zawsze świetnie sobie radził, umiał
przekonywać; nie należał do tych mężczyzn, którzy pozwolą kobiecie
zlekceważyć to, co mają do powiedzenia. Tylko dotąd nie znał takiej
kobiety jak Leslie. Wóz zarzucił. Taksiarz zaklął. Nowy Jork
wyglądał ohydnie, szary, ciemny, pokryty śniegową breją. Tak różny
od rozświetlonego słońcem, gorącego St.Barts. Wzdrygnął się
mimowolnie.
Jednak Oliver Ames lepiej niż ktokolwiek wiedział, że nie
można żyć wyłącznie wspomnieniami. Oprócz przeszłości
potrzebujemy również terazniejszości i przyszłości. Zwłaszcza
terazniejszości i przyszłości. Oto chwila obecna: rozklekotana
taksówka, mozolnie przepychająca się przez zatłoczone ulice
Manhattanu. Oto przyszłość: konfrontacja, której obawiał się jak
niczego w życiu. Zbyt wiele niewiadomych, stanowczo zbyt wiele.
148
Anula
ous
l
a
and
c
s
Wóz zahamował gwałtownie u wejścia do budynku. Portier był
już na posterunku.
- Dobry wieczór, doktorze Ames. Pomóc panu?
Skinął głową na powitanie, gestem odmówił pomocy i ruszył
windą na osiemnaste piętro. Zostawił bagaże w holu i szybko zszedł w
ciemnościach po kilku stopniach do salonu. Tam rzucił się na sofę i
ukrył twarz w dłoniach, a potem podparł brodę ręką i wpatrzył się w
mrok.
Już za nią tęsknił. W mieszkaniu była taka cisza. Leslie czyniła
niewiele hałasu, lecz potrzebna mu była świadomość jej obecności,
choćby za ścianą, w drugim pokoju.
Co miał teraz robić ? Mógł zadzwonić do niej i wyrzucić z siebie
prawdę, licząc, że uczucie złagodzi jej gniew. Albo umówić się na
jutrzejszy czy wtorkowy wieczór i" również wyjawić prawdę. Bądz
też wysłać list z wyznaniem, a w ślad za nim bukiet najpiękniejszych
czerwonych róż. Lub też wsiąść w samochód i pojechać do niej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl