[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Doskonale - odparł. W jej wzroku dostrzegał jednak wciąż
ous
l
a
d
an
sc
przerażenie, podobne do tego, które widział tuż po tym, jak wyciągnął
ją z jaguara.
- Wszystko będzie dobrze - powtórzył raz jeszcze, siląc się na
stanowczy ton. Jednak słowa zabrzmiały pusto i nieprzekonująco,
zdradzając jego własne zdenerwowanie.
Spojrzała na niego zdesperowana.
- Kiedy? Kiedy wszystko będzie dobrze?
- Gdy tylko zostanie włączone główne zasilanie. Dobrze wiedział,
że ta odpowiedz nie była ani precyzyjna, ani szczególnie uspokajająca.
A nic bardziej nie wyprowadzało go z równowagi niż sytuacja, nad
którą nie mógł zapanować. Zirytowany, sięgnął do skrzynki
umieszczonej nad panelem z guzikami i wyciągnął słuchawkę telefonu
awaryjnego.
- Halo? Halo! Czy ktoś mnie słyszy? Odpowiedziała mu cisza.
Przez moment miał wielką
ochotę cisnąć słuchawką o ścianę, ale przecież folgowanie
własnej złości nie rozwiąże problemu. Wyciągnął z kieszeni komórkę.
Brak zasięgu. Jak już coś się waliło, to na całego.
- Musiało dojść do awarii prądu - rozległ się szept Glorii. Miała
wrażenie, że za chwilę się udusi.
- Te telefony mają oddzielne, niezależne zasilanie -odparł Jack.
Zmełł w ustach szpetne przekleństwo i odłożył słuchawkę. - Może
wysiadły także inne windy i osoba, która powinna odbierać telefony,
zajmuje się nimi w tej chwili.
- Aha. Pewnie tak.
ous
l
a
d
an
sc
Jack ponownie skupił uwagę na Glorii. Jej fatalnego wyglądu nie
można było położyć jedynie na karb kiepskiej jakości oświetlenia.
- Sprawiasz wrażenie, jakbyś miała się zaraz przewrócić. Może
więc lepiej usiądziesz.
Gloria jednak wciąż stała przed nim nieruchomo, niczym posąg
wykuty z kamienia.
Kiedy zerknął na nią jeszcze raz, przyszło mu na myśl, że takie
spojrzenie musi mieć sarna złapana w światła pędzącego nocą
samochodu.
- Zrób coś - usłyszał nagle.
Był to na wpół nakaz, a na wpół błaganie. Czego, do cholery, od
niego oczekiwała? Nie miał przecież żadnego pola do manewru.
- Cóż, chętnie wyfrunąłbym stąd i wydzwignąć kabinę na
wysokość następnego piętra, ale, niestety, właśnie oddałem pelerynę
Supermana do pralni.
- Zrób coś - powtórzyła, tym razem bardziej natarczywie.
Najwyższy czas przywołać ją do rzeczywistości.
- A co mianowicie mógłbym według ciebie zrobić? Bezradnie
wzruszyła ramionami. Gdyby znała odpowiedz na to pytanie, nie
prosiłaby go o pomoc. Sama zabrałaby się do działania.
- Nie wiem. Coś, co w takiej sytuacji robią faceci. - Rozejrzała
się wokół i spostrzegła klapę w suficie. - Może wejdz na górę i spróbuj
to otworzyć.
Jack zerknął w górę. - I co nam to da?
- Będziemy mogli stąd wyjść.
ous
l
a
d
an
sc
Jack z sarkastycznym parsknięciem spojrzał znacząco na jej
szpilki.
- Jestem bardzo zwinna - zapewniła.
- No dobrze. Przyjmijmy, że wyjdziemy stąd na wierzch kabiny. I
co dalej?
Nie mogła, oczywiście, wypowiadać się w jego imieniu, ale jeżeli
o nią chodzi, gdyby wydostała się z tej ciasnej klatki, od razu
poczułaby się lepiej.
- Przynajmniej się nie udusimy.
- Nie grozi nam uduszenie. Mamy pod dostatkiem powietrza.
Znowu złapała go za ramię. Jak na tak drobną kobietę miała
zadziwiająco silny uścisk.
- Proszę cię - wyszeptała.
Jack zrozumiał, że Gloria nie da mu spokoju, póki nie spełni jej
prośby. Doszedł też do wniosku, że skoro nikt nie odbierał telefonu w
centrali, nie zaszkodzi, jeżeli sam spróbuje rozeznać się w sytuacji.
Choć w żadnym razie nie zamierzał wspinać się po linach, by dotrzeć
do następnego piętra, bo przecież - nawet gdyby udała mu się taka
sztuka - nigdy nie zdołałaby otworzyć automatycznie blokujących się
drzwi od strony szybu.
Przysunął się do ściany i sprawdził zamocowanie poręczy
biegnącej dookoła kabiny - wydawało się dość solidne, by go utrzymać.
Jack ponownie zerknął na Glorię. Zdjęła płaszcz i cisnęła go na
podłogę.
- Podejdz tu, proszę. Musisz mi pomóc.
ous
l
a
d
an
sc
Gloria nieznacznie oblizała spieczone usta. Jack starał się nie
dostrzegać, jak seksownie przy tym wyglądała.
- Dlaczego? - spytała cicho.
Rozdrażniony rozwojem wypadków i faktem, że nie jest w stanie
uspokoić Glorii, odparł bez zastanowienia:
- Bo nie jadłem dziś śniadania i jestem głodny. - Chwycił ją za
ramię i przyciągnął do ściany. - Potrzebuję podpory dla złapania
równowagi.
Zdjął buty i jedną ręką oparł się o jej ramię. Zachwiała się
nieznacznie, ale już chwilę pózniej zastygła w bezruchu.
- Jesteś silniejsza, niż można by sądzić po twoim wyglądzie.
- Tak, wiem. Już mi to mówiono.
Jedną nogę położył na poręczy. Gloria stanęła w lekkim rozkroku
i Jack z jej ramienia wydzwignąć się w górę. Pomiędzy ścianami a
sufitem kabiny znajdował się dość szeroki występ, o który mógł
zaczepić dłonie. Przesuwając się ostrożnie i powoli, dotarł do klapy.
Trzymając się jedną ręką występu, drugą zaczął przesuwać klapę.
Wymagało to nieco wysiłku, w końcu jednak udało mu się osiągnąć
cel. Wydzwignął się na rękach i wspiął na dach kabiny.
Gloria z zapartym tchem śledziła każdy jego ruch. Widziała, jak
zniknął w mroku szybu. W tym momencie zdała sobie sprawę, że
została zupełnie sama w ciasnej przestrzeni. Tak jak tego
przerażającego dnia wiele lat temu. Poczuła strużkę potu spływającą
wzdłuż kręgosłupa. Bluzka zaczęła kleić się jej do pleców.
Do diabła, przestań panikować. To tylko pogorszy sprawę,
ous
l
a
d
an
sc
napominała się w duchu.
Walcząc z dławiącym gardło strachem, przesunęła się w stronę
klapy i spojrzała w górę. Nie zobaczyła niczego prócz ciemności.
- Co tam widzisz? - zapytała. -Nic.
- Nic? - Nawet nie próbowała ukryć rozczarowania. Ogarnęły ją
jak najgorsze przeczucia.
- Nic - powtórzył. - Kompletna ciemność, nie widać choćby
smużki światła na wysokości drzwi prowadzących na piętra. - Co, w
jego mniemaniu, mogło oznaczać tylko jedno. - Wygląda na to, że w
całym budynku wysiadła elektryczność.
Gloria ponownie poczuła ściskanie w gardle i z największym
trudem łapała teraz powietrze.
- Myślisz, że to jakaś awaria w całym mieście?
- Przypuszczam, że tylko w tym budynku - odparł naj-
spokojniejszym tonem, na jaki mógł się zdobyć. A potem zerknął w
głąb kabiny. Gloria miała rację. Powinien podjąć jakieś energiczne
działanie.
- Posłuchaj, spróbuję wspiąć się w górę, by dotrzeć do
najbliższego piętra.
- Nie! - Jej gwałtowna reakcja była zadziwiająca. Następne słowa
zdumiały go jeszcze bardziej. - Nie zostawiaj mnie samej.
Cóż za irracjonalne zachowanie. - Glorio, ja...
- Nie zostawiaj mnie tu samej! - W jej głosie brzmiała desperacja.
Nie miał pojęcia, jak wysoko i jak długo musieliby się wspinać,
zanim zdołaliby się wydostać z szybu. Jeżeli ją jednak zostawi, trudno
ous
l
a
d
an
sc
stwierdzić, w jakim stanie będzie ta kobieta, gdy z powrotem do niej
dotrze. Musiał więc szybko podjąć decyzję.
- No dobrze. Odsuń się - zarządził. - Schodzę do ciebie.
Gloria przesunęła się pod przeciwległą ścianę. Wstrzymała
oddech, gdy zeskakiwał do wnętrza windy. Lekko się skrzywił, kiedy
znalazł się na ziemi.
- Nic ci się nie stało?
Przy lądowaniu nieznacznie skręcił kostkę. Tupnął parę razy
nadwerężoną nogą, po czym wzruszył ramionami.
- Jakoś przeżyję.
Szybko obrzucił wzrokiem swój garnitur.
- Ale nie wiem, czy to samo mogę powiedzieć o marynarce.
Gloria zmusiła się do uśmiechu.
- Przy mnie zawsze musisz czymś wysmarować ubranie, prawda?
- Na to wygląda. W tym momencie oboje drgnęli, bo w kabinie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl