[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żeby krzaki nie rosły zbyt gęsto i żeby widać było zwierzęta, na które polują. Poza tym nasiona
wielu gatunków tutejszych drzew i krzewów kiełkują dopiero w wypalonej ziemi. Z naszego
punktu widzenia to też jest korzystne. Częste pożary sprzyjają kiełkowaniu, co zapobiega
ogromnym pożarom, które są trudne do opanowania.
Zebrali swoje rzeczy i ruszyli w stronę wąwozu. Odette rozejrzała się dookoła.
- To miejsce jest tak inne od wszystkiego, co znam - stwierdziła.
R
L
T
Zabrzmiało to tak, jak gdyby wylądowali na Księżycu.
- My z Williamem kochamy ten kraj - odezwała się Sophie i pomyślała o Perth. Zrobiła
to po raz pierwszy dzisiejszego dnia i po raz drugi, odkąd poznała Leviego. Dziwne. - Perth jest
pięknym miastem - ciągnęła - ale nie chciałabym tam zamieszkać na dłużej. Najlepiej czuję się
tutaj - dokończyła, patrząc na Leviego.
Pamiętała, że dzięki niemu zobaczyła Kimberley z lotu ptaka i przeżyła niezapomniane
chwile.
- Nie patrz tak na mnie - zaprotestował Levi i uniósł brwi. - Tu mi się coraz bardziej po-
doba, chociaż macie wspaniałe rzeki, w których lepiej nie pływać. Podejrzewam, że ocean też
nie jest zbyt bezpieczny.
- Owszem, ale mamy też jeziora w górach i tam można się kąpać. Trzeba po prostu wie-
dzieć, gdzie jest bezpiecznie, a gdzie nie. Na przykład tutaj krokodyle nam nie grożą, ale lepiej
uważać na węże.
Levi zerknął na skamieniałą z przerażenia siostrę i wydał z siebie stłumiony dzwięk
przypominający chichot, lecz twarz miał nieprzeniknioną. Czyżby naśmiewał się ze mnie? -
pomyślała Sophie.
- Nienawidzę węży - przyznała Odette i aż się wzdrygnęła.
- Jeśli jakiegoś zobaczysz - poinstruowała ją Sophie - stań i zacznij się bardzo powoli co-
fać. Węże również panikują. Mogą przypadkiem ruszyć do przodu i wtedy wygląda to tak, jak
gdyby chciały cię dopaść.
- Nie zechcą mnie dopaść, prawda? - mruknęła Odette i ponownie się wzdrygnęła.
Sophie założyłaby się, że Levi śmieje się w duchu, chociaż minę ma poważną.
- Rozumiem, że jesteś również wielbicielką węży - odezwał się.
Sophie potrząsnęła głową.
- Tu jest ich dom. Ktoś mi kiedyś powiedział, że węże mają krótką pamięć, około czter-
dziestu sekund. Zawsze kiedy stanę oko w oku z takim osobnikiem, wyobrażam sobie, że zaraz
zapomni, że tam jestem.
Ruszyli dalej. Odette cały czas rozglądała się na boki i kurczowo trzymała ręki Smileya,
podtrzymywanego z drugiej strony przez Sophie.
- Czuję się cholerną zawadą - szepnął do niej.
- Wspomagasz Odette, a to jest bardzo ważne. Jej potrzebny jest twój spokój. Dasz radę,
jak zostaniecie sami? - zapytała.
R
L
T
Smiley jeszcze bardziej zniżył głos i odparł:
- Dopóki nie zacznie rodzić.
Sophie również szeptem odpowiedziała:
- To tak samo jak u krów czy koni. Smiley zaśmiał się.
- Dzięki. Zanim wyruszycie, dasz mi kilka wskazówek, dobrze, siostro?
Odpowiedziała skinieniem głowy. Musi wierzyć, że Odette nie zacznie rodzić akurat tego
dnia, kiedy ona pójdzie sprowadzić pomoc. Taki scenariusz był zbyt przerażający, chociaż to
nie od nich zależało.
Smiley obejrzał miejsce, jakie siostra wybrała na obozowisko, i pokiwał głową.
- Przynajmniej mamy blisko do wody.
- Właśnie.
Levi podszedł do nich z długim kijem, jaki znalazł po drodze.
- Będziemy mieli się z pyszna, jeśli rozpęta się tropikalna burza.
Wspólnie zabrali się do roboty. U wejścia do wąwozu, pod występem skalnym, złożyli
swoje rzeczy. W kanionie rozpalili ognisko na wypadek, gdyby jakiś samolot tamtędy przela-
tywał. Popołudnie upłynęło im na wpatrywaniu się w niebo, niestety bez rezultatu.
Uprzedzili Steve'a, że wrócą póznym popołudniem, więc teraz w Xanadu jeszcze nikt nie
niepokoi się ich nieobecnością.
Za radą Sophie Levi zajął się ścinaniem długiej trawy na legowiska pod występem skal-
nym, podczas gdy ona przygotowywała miejsce na ognisko, które miało ich grzać w nocy.
Zciana za nimi zatrzyma ciepło, a płomienie odstraszą zwierzęta.
O czwartej wszystko było gotowe. Sophie zauważyła, że Odette jest w znacznie lepszym
nastroju.
- Sprytna z nas paczka - pochwaliła. - Zupełnie jak w telewizji w jednym z tych surviva-
lowych programów.
- Tylko że nie towarzyszy nam operator z kamerą i telefonem satelitarnym - cierpko od-
parła Odette. Spojrzała na prawie opróżniony koszyk z jedzeniem, jaki zabrali z myślą o pikni-
ku, i spytała: - Kto skoczy do sklepu?
Sophie rozpostarła ramiona.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]