[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dotrzymują mi towarzystwa, a nie sprawiają wiele kłopotów. Wystarczą im
dwa spacery dziennie i odrobina pieszczot. Dlaczego pytasz? Czyżby Alex
zastanawiał się nad psem?
RS
56
- Trafiłaś w dziesiątkę! - Kate przewróciła oczami. - Właściwie nie mam
nic przeciwko temu. Lubię psy, tylko że akurat teraz nie mam ochoty brać
sobie na głowę szczeniaka. Niestety, do Alexa nic nie dociera. Twierdzi, że
sam się wszystkim zajmie, aleja i tak wiem, kto będzie miał pełne ręce
roboty...
- Jaka rasa? Czarny labrador? - zapytała Emma rzeczowo.
- Jak wszyscy oficerowie? - Kate roześmiała się głośno. - Broń Boże!
Chciał foksteriera, lecz się stanowczo sprzeciwiłam...
- Bywają agresywne wobec dzieci.
- No właśnie. Teraz marzy mu się terier rosyjski.
- Strasznie śmierdzą! - Przyjaciółka skrzywiła się z obrzydzeniem. -
Dlaczego właściwie terier? Czemu nie spaniel albo ogar, jeśli nie chce
ulegać modzie i sprawić sobie labradora? A może chart?
- A może kot? - podsunęła Kate, na co Emma zareagowała głośnym
śmiechem.
- Chyba nie bardzo pasuje do wizerunku oficera.
- Za mało męski, tak?
- Otóż to. Równie dobrze mógłby sobie sprawić chomika lub świnkę
morską. Wyobrażasz sobie, jak siedzi w kasynie z takim stworzeniem na
ramieniu? Albo podsuwa go do pogłaskania generałowi? - Emma krztusiła
się ze śmiechu. Kate roześmiała się dopiero po chwili.
- Chyba wiem, o co ci chodzi.
Wracały do domu. Emma gwizdnęła na psy, gdy Kate dostrzegła, jak
Laura wymyka się do lasu przez boczną furtkę, niedaleko boiska. Odgłosy
gry w rugby docierały do nich zza drzew. Była środa - czas na sport.
Ciekawe, czy Laura poszła kibicować. Hugh to się nie spodoba.
Zawołała ją i pomachała. Na próżno. Laura zniknęła wśród drzew.
- Ojej, napyta sobie kłopotów, jeśli Hugh się o tym dowie - zauważyła
Emma markotnie. Wzięła obie suki na smycz. - Jest z nim coraz gorzej, z
dnia na dzień. Widziałaś, jakim wzrokiem się jej przygląda? Ma w oczach
żądzę krwi.
- Widziałaś siniaki? Kate spojrzała na nią z ukosa. - Emma tylko skinęła
głową. - Może powinnyśmy ją dogonić i namówić, by razem z nami wróciła
do domu?
- Spróbuj. Może ją dogonisz, zanim ktokolwiek zauważy. Pójdę za tobą. -
Ostro pociągnęła za smycz, kiedy jedna suka, Daisy, chciała pobiec za Kate.
RS
57
Tilly, jak zawsze, siedziała posłusznie. Kate była już daleko. Przeskoczyła
ogrodzenie z takim wdziękiem, tak lekko, że Emma otworzyła usta ze
zdumienia. Kto by pomyślał, że nieskazitelna Kate jest taka wysportowana?
Z drugiej strony, wygląda jak wyżeł czystej krwi. O właśnie, może to byłby
dla nich odpowiedni pies?
Kate biegła wąską ścieżką. Oby tylko Laura nie była zła, że się wtrąca.
Na myśl o siniakach na jej szyi przyspieszyła kroku. Zaczął właśnie padać
śnieg. Miała ochotę zatrzymać się i napawać pięknem krajobrazu, gdy w
oddali dostrzegła wśród gałęzi rudą czuprynę. Już otwierała usta, żeby
zawołać, kiedy uświadomiła sobie, że Laura nie jest sama. Z przeciwnej
strony nadchodził jasnowłosy mężczyzna.
Zamarła w pół kroku, z trudem zachowując równowagę. Poczuła się jak
podglądacz, gdy sobie uświadomiła, że tym mężczyzną jest Bill i że
spotkanie nie było przypadkowe. Dysząc ciężko, schowała się za drzewem.
Obserwowała z niedowierzaniem, jak Bill, zarumieniony, w rozchełstanej
koszuli, przyciąga Laurę do siebie, pochyla ku niej głowę. Przymknęła oczy.
Kłopoty dopiero teraz się zaczną!
Uniosła powieki tylko po to, by zobaczyć, jak Bill czule odsuwa rude
loki Laury za uszy i muska palcami siniak na jej szyi. Nawet z tej odległości
wyczuwała nieopisaną czułość jego gestów. To ją trochę uspokoiło.
Przecież Bill nie zrobiłby nic, co mogłoby zaszkodzić Laurze. To nie był
zwykły flirt. Najwyrazniej oboje bardzo się zaangażowali. Oddaliła się
ukradkiem.
Emma czekała przy ogrodzeniu.
- Z pózno? - zdziwiła się.
Kate wzruszyła ramionami i skinęła głową.
- Chyba tak. - Zacisnęła usta. - Co powiesz na kawę u mnie? Musimy
porozmawiać.
Laura oparła się o twardą, ciepłą pierś Billa. Westchnęła ciężko. Azy
spowodowały, że czuła się słaba i wyczerpana. Delikatnie muskał jej
wilgotne rzęsy, pieścił miękkie, sprężyste włosy. Przesunął usta z szyi na
wargi i ponownie pocałował.
Gdyby ktoś ich teraz zobaczył, nie miałby najmniejszych wątpliwości, że
kapitan Ovington dopuścił się cudzołóstwa z żoną majora Mallory'ego. Za
takie przewinienie Bill wyleciałby z batalionu. Tymczasem, o dziwo, fakty
wyglądały zupełnie inaczej. Do niczego między nimi nie doszło, jeśli nie
RS
58
liczyć jednego czy dwóch pocałunków i wielu, wielu rozmów. Ale taki stan
rzeczy nie utrzyma się długo. Albo przestaną się spotykać, albo będą mieć
romans. Bill westchnął.
- Wiesz, że prędzej czy pózniej musisz zażądać rozwodu. Tak dalej nie
może być; prowokujesz go, drażnisz, a potem ledwo uchodzisz z życiem.
Laura westchnęła również, lecz z irytacją.
- Wszystko pięknie, Bill, tylko że on mnie zrzuci ze schodów za samo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]