[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozpracowywana szczegółowo przez świadków Jehowy. Jeden pionier ma pod sobą 20
wsi i tam zakłada zbory. W bardzo prosty sposób: uczy się prymitywnego człowieka
oderwanego od pługa, pokazując mu pewne wersety i robi się z niego starszego zboru.
Daje się mu władzę do ręki i mówi: Ty będziesz decydował, kto będzie świadkiem, a kto
nie. A kto się nie podporządkuje, tego wyłączyć. A najpierw tego człowieka się zakoduje,
że wyłączony świadek nie będzie miał zbawienia. To jest tak bardzo krótko powiedziane,
ale ten mechanizm tak mniej więcej działa" (TK 13-14).
Jeśli zaś chodzi o tzw. misjonarzy, to są nimi świadkowie "gotowi służyć wszędzie tam,
gdzie zachodzi taka potrzeba" (H 521). Misjonarze należą do bardziej "wykwalifikowanych
osób", które po przejściu specjalnego przeszkolenia, udają się na misje do różnych
krajów, w których z reguły jest niewielu jeszcze świadków. Już Russell miał swoich
misjonarzy (opłacanych przez siebie kaznodziejów), których wysyłał do Europy, państw
karaibskich, Azji, Afryki, ale były to najczęściej pojedyncze osoby (por. H 521). Znacznie
więcej misjonarzy rozesłał po świecie Rutherford. Jednak to dopiero trzeci prezydent
sekty, Knorr, zaczął rozwijać na nie spotykaną dotąd skalę akcję propagandową świadków
przy użyciu misjonarzy. Specjalnie dla misjonarzy Knorr zorganizował tzw. "Biblijną Szkołę
Strażnicy - Gilead", która rozpoczęła swoją działalność w 1943 r. w South Lansing w
Stanie Nowy Jork. Pierwsza grupa studentów liczyła 100 osób, a cały program studiów
trwał tylko 5 miesięcy i kończył się otrzymaniem dyplomu.
Czego uczono w Gilead? Główny nacisk - jak czytamy w podręczniku historii
świadków - położono "na studiowanie samej Biblii oraz na teokratyczną organizację, a
74
ponadto [szkolenie] obejmowało takie przedmioty jak nauki biblijne, przemawianie
publiczne, służba polowa, służba misjonarska, dzieje religii, prawo Boże, stosunki z
władzami, prawo międzynarodowe, prowadzenie dokumentacji oraz język obcy" (H 523).
To rzeczywiście sporo materiału do "przestudiowania", jak na 5 miesięcy!
Do roku 1992 wyszkolono w ten sposób (w Gilead i jej filiach w innych krajach) "z
górą 6500 studentów z przeszło 110 państw, którzy potem rozpoczęli służbę na terenie
ponad 200 krajów i archipelagów" (H 524). Efektem tak szeroko zakrojonych działań
organizacji był silny rozwój sekty na całym świecie, zwłaszcza w Europie i Trzecim
Zwiecie. Już w 1963 r. liczba świadków Jehowy przekroczyła milion członków! (dla
przypomnienia, w chwili śmierci Russella w 1916 r. było ich zaledwie 24 tys.).
Towarzystwo Strażnica nigdy nie rozpieszczało swoich misjonarzy. Wysyłani do różnych
krajów, musieli oni sami zapracować sobie na utrzymanie otrzymując skromne wsparcie
ze strony Brooklynu. Przyznaje to samo
Towarzystwo, gdy pisze: "Dysponując datkami za rozpowszechnioną literaturę oraz
skromnym kieszonkowym, jakie Towarzystwo Strażnica przyznawało pionierom
specjalnym, poszczególne grupy misjonarzy ufały, iż Jehowa pobłogosławi ich starania, by
opłacić czynsz, zdobyć żywność i pokryć inne niezbędne wydatki" (H 528).
Ken Guindon, od szesnastego roku życia świadek Jehowy, ukończył Gilead i został
misjonarzem, którego wysłano do Afryki. Wraz z przyszłą swoją żoną, też świadkiem i
misjonarzem, doświadczył - jak wspomina - "eksploatacji misjonarzy". Guindon w takich
słowach opisuje, jak wyglądał jego dzień dzień świadka misjonarza:
"Jest nas siedmioro, w tym dwie dziewczyny. (...) Na mój dzień składa się chodzenie po
domach przez dwie i pół godziny do trzech godzin rano i wizyty u ludzi zainteresowanych,
z którymi już nawiązałem kontakt - przez dwie do trzech godzin po południu. Robię
zakupy, przygotowuję posiłki, piorę. Nie mam czasu na nudę, bo poza tym wszystkim
muszę zarabiać na życie! Zwykły pionier każdego miesiąca powinien głosić sto godzin,
rozprowadzić sto czasopism `Strażnica' i `Przebudzcie się!'; w każdym miesiącu musi
odbyć pięćdziesiąt wizyt i przeprowadzić pięć nauk biblijnych w domu... [były to
wymagania z końca lat 50.]. Pionierzy mają za zadanie objąć orędziem świadków Jehowy
całe terytorium" (KG 36-37).
K. Guindon podaje też motywację, która skłania do tego, że wielu młodych ludzi, takich
jak on, było i jest gotowych na tak wielkie poświęcenie i nawet udaje się na misje:
"Cóż jednak jest w tym orędziu [głoszonym przez świadków] takiego atrakcyjnego, że
młody człowiek, osiemnastolatek, zostawia dla niego całe dotychczasowe życie? Sądzę,
że chodzi po prostu o tę cudowną receptę, `jak zarobić' na zbawienie i życie wieczne. Ale
trzeba w tym celu stać się świadkiem Jehowy i spełnić wszystkie wymagania: uczestniczyć
we wszystkich spotkaniach, chodzić po domach, by `uprzedzić' swoich sąsiadów o bliskim
nadejściu Har-Magedon, etc. Centrala zachęca każdego świadka Jehowy, by nie
zatrzymywał `prawdy' dla siebie, ale żeby ją rozpowszechniał i dzielił się nią z przyjaciółmi,
rodziną i całą ludzkością, żeby wszyscy się `nawrócili', dopóki nie jest za pózno (Ez 18).
(...) żeby zaś zarobić na życie wieczne, istnieje tylko jeden jedyny sposób: ochrzcić się u
świadków Jehowy, poddać się władzy Brooklynu, a `Strażnicę' - którą posługuje się
Jehowa, aby objawić światu swoją wolę - przyjąć za jedynie słuszną interpretację Pisma
Zwiętego. Ponadto trzeba być obecnym na pięciu spotkaniach w ciągu tygodnia i chodzić
po domach... Kto wypełni wszystkie [te] warunki, należy do owiec Jehowy (por. J 10, 16),
[ Pobierz całość w formacie PDF ]