[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiedy się poznaliśmy, był z niego prawdziwy amant. Słyszałam, że spo-
dziewasz się dziecka? Ja mam chłopczyka. Chętnie bym go przyprowa-
dziła, ale jest już za pózno. Opiekunki dawno położyły go spać.
Opiekunki, Ach, więc tu nie wystarczy jedna. Konstanse usiłowała
przywołać najbardziej promienny uśmiech, na jaki ją było stać.
- A jak miewa się twoja droga panna Meyer? Całe miasto mówi o tym
niespodziewanym testamencie. Ponoć jej matka najpierw twierdziła, że
jej mężem był Szwed, a potem owdowiała.
- Wierz mi, Elisabeth, ta historia jest znacznie bardziej zawikłana -
odparł Karsten. - Jak się w końcu okazało, Emily odziedziczyła pokazny
spadek po ojcu.
- Doszły mnie słuchy, że to jakiś hotel? I co, sama go prowadzi? Tak,
tak, Emily zawsze była pilna. Po egzaminie w szkole średniej pracowała,
zdaje się, jako nauczycielka - ciągnęła pani Konow, zwracając się teraz
do Konstanse. - Ja nigdy nie chodziłam do szkoły publicznej. A pani?
Konstanse pokręciła głową. Nie przyznała się, że swego czasu wielo-
krotnie błagała matkę, by ta pozwoliła jej się uczyć, głównie po to, by
wyrwać się z domu. Wyglądało jednak na to, że Elisabeth Konow nie da-
rzy szczególnym szacunkiem osób, które muszą pracować.
- Emily odziedziczyła hotel, piękną posiadłość o nazwie Egerhi, a
także połowę przedsiębiorstwa handlu lodem - oznajmił Karsten. - Oka-
zało się, że naprawdę nazywa się Amelia Victoria Egeberg.
Elisabeth rozłożyła szeroki wachlarz z jedwabiu i pawich piór.
- Gorąco tu, nieprawdaż? Karsten, innym razem opowiesz mi o niej
więcej. W takim razie ta Emily to chyba niezła partia. Kto by pomyślał;
R
L
jej matka zbankrutowała, straciła prawie wszystko, został jej tylko dom
na Store Parkvei... - Kobieta, nie przestając się wachlować, posłała Kar-
stenowi olśniewający uśmiech. - Czy ty aby nie żałujesz? A może powin-
nam przedstawić ją młodszemu bratu Paula Hendrika. Przydałaby mu się
bogata żona. Wydaje mi się, że jest bez grosza, ale nie mów tego nikomu.
To było upokarzające; dawna przyjaciółka Karstena opowiada o Emi-
ly jako o dobrej partii. Konstanse odwróciła się plecami i udawała, że nic
nie słyszy. Jej wzrok padł na przystojnego mężczyznę o długich, czar-
nych włosach. Otaczał go wianuszek wpatrzonych w niego i adorujących
go dam. To z pewnością ten znakomity skrzypek, Erland Lyche, pomy-
ślała. Karsten właśnie jego obecność uważał za coś nadzwyczajnego i
przekonywał, że z jego powodu nie powinni odrzucać zaproszenia. No i
mogą nawiązać inne, cenne znajomości.
Za chwilę miał rozpocząć się bal. Konstanse siedziała, przyglądając
się niezamężnym pannom, które konkurowały o to, by jak najszybciej
wypełnić swoje karneciki. Niektóre siedziały pełne nonszalancji, pochło-
nięte rozmowami, inne w oczekiwaniu rozglądały się wokół. Przysunęła
się nieco do Karstena i pomyślała, że akurat w tej sytuacji dobrze być
mężatką, i do tego w ciąży. Nie musiała w napięciu oczekiwać, czy ktoś
zechce poprosić ją do tańca. Odnosiła wrażenie, że kobiety z wyższych
sfer Bergen były bardzo pewne siebie. Nosiły kosztowne, najmodniejsze
stroje. A ona musiała zadowolić się suknią sprzed czterech lat! To nie-
sprawiedliwe. Na szczęście ma jeszcze trochę pieniędzy. Niech no tylko
dziecko przyjdzie na świat, już ona zadba o to, by ubierać się tak samo
modnie i szykownie jak te panie.
Gospodarz, właściciel stoczni, Paul Hendrik Konow, siedział obok
pochłonięty rozmową z kilkoma mężczyznami. Konstanse obserwowała
go z zaciekawieniem. Zauważyła, że Karstenowi zależy, by włączyć się
do ich rozmowy.
Elisabeth Konow z pewnością nie poślubiła właściciela stoczni z po-
wodu jego urody, pomyślała. Musi być od niej sporo starszy, powoli tra-
cił włosy, był blady i gruby. A jednak odznaczał się niezwykłą pewnością
siebie.
34
R
L
- Co pan na to, panie Grndal ? Czy nigdy nie myślał pan o uloko-
waniu pieniędzy w przemyśle stoczniowym?
Konstanse zauważyła, że Karsten poczerwieniał z dumy. Pokręcił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]