[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śluzie powietrznej Altry, członek tylnej straży, która utrzymywała pozycje na tyle długo, żeby
umożliwić odlot statków z tymi, co przeżyli. Moi dziadek był drugim oficerem na pancerniku
Proximia, gdy próbowali się przebić do drugiej galaktyki. Pięć pokoleń mojej rodziny
należało do patrolu. Prędzej dam się spalić, zanim przyjmę rozkaz od Cummiego nosząc tę
odznakę! - jego dłoń zakryła srebrną kometę na piersi.
- To wszystko bardzo pięknie, dopóki prywatna policja Cummiego nie zacznie cię
szukać - zauważył Zinga. - Ale czy przywiodła cię do nas wrodzona niechęć do wykonywania
rozkazów władz cywilnych?
- Nie musisz starać się być tak dowcipny - naskoczył na niego Smitt. - Nasłuchałem
się dość, by się dowiedzieć, że Cummi szczerze nienawidzi Bemmych i że ta niechęć rozciąga
się na wszystkich zwiadowców. - Wyciągnął palec w stronę Kartra. - Chodzą plotki, szerzone
przez jego przybocznych, że ma już paru na sumieniu.
- O kogo chodzi? - spytał Fylh, którego grzebień wyraznie się powiększał. - Paru
Bemmych? Z jakiego gatunku?
Smitt bezradnie potrząsnął głową. - Nie wiem, plotki są niejasne. To oczywiste, że nie
możecie się po nim spodziewać walki fair. Ja mu się nie podporządkuję. To prawda, że nie
zawsze było nam po drodze, ale teraz mamy przed sobą wspólny problem.
- I co z tego? - pazury Fylha dotknęły grzebienia.
- Wydaje się, że w tej sytuacji ty odniesiesz największe korzyści. Co możesz nam
zaofiarować?
- Ma coś, co może nam się przydać - włączył się Kartr.
Postawa technika wydała mu się szczera. Naprawdę pragnął się do nich przyłączyć.
- Wszystko w twoich rękach, Smitt. Ciekawe, czy zdołasz Połknąć zniewagę i postarać
się nawiązać współpracę z grupą Cummiego? Musiałbyś się ich trzymać na tyle długo, by
dowiedzieć się czegoś o ich planach, o tym, ile władzy naprawdę należy do Cummiego, czy
wśród pasażerów są jacyś rebelianci. Nie chcemy - zwrócił się do zwiadowców - uderzać na
ślepo. Wy dwaj, Fylh i Zinga, musicie trzymać się w cieniu, dopóki nie dowiemy się na czym
stoimy. Nie ma sensu zwracać na siebie uwagę. Jeśli chodzi o mnie, po rozmowie z Jaksanem,
na pewno jestem na ich czarnej liście i to dwa razy podkreślony. Rolth nie nadaje się do pracy
w dzień. Tak więc, Smitt, jeżeli naprawdę chcesz do nas dołączyć, musisz trzymać blokadę
swoich odczuć. To musi być solidna blokada. Arcturianin jest wrażliwy i czego sam nie
wydobędzie z nic nie podejrzewającego umysłu, Can hound zdobędzie dla niego. To będzie
niełatwe zadanie, Smitt. Musisz dołączyć do antybemmiego, a procummiego tłumu z choćby
letnim entuzjazmem. Niewielki bunt na początku nie zaszkodzi. Tego się będą spodziewali po
członku patrolu z twoją biografią. Jednak, czy potrafisz prowadzić podwójną grę, Smitt, i czy
masz na to ochotę?
Technik słuchał go spokojnie. Teraz podniósł głowę i skinął potakująco.
- Postaram się. Tylko nie znam się na tym bloku. Nie jestem wrażliwy. - Zawahał się. -
Co Cummi może ze mną zrobić?
- On sięga pięć i dziewięć dziesiątych na skali. Nie może tobą zawładnąć, jeśli tego się
obawiasz. Jesteś z Lugi? Twoja rodzina stamtąd pochodzi, nieprawdaż?
- Ojciec był Lugiańczykiem. Matka pochodzi z Desart.
- Lugan, Desart& - Kartr spojrzał na Zingę.
- Duża odporność - poinformował go Zacathanin natychmiast. - Z wyobraznią, ale i
doskonałym opanowaniem. Percepcja: zero, zero, osiem. Nie, żaden Arcturianin nad nim nie
zapanuje. Na pewno masz blokadę, Smitt, choćbyś nigdy nie próbował jej używać. Kiedy
będziesz w pobliżu wrażliwego, myśl o jakimś urządzeniu komunikacyjnym. Skoncentruj się
na pracy, jaką masz wykonać.
- Jak teraz? - spytał Smitt niecierpliwie.
To było, jakby dotknął jakiegoś przełącznika. W miejscu, gdzie siedział pojawiła się
umysłowa próżnia. Kartr stłumił okrzyk radości i powiedział:
- Tak trzymaj, Smitt! Zinga&
Skierował strumień własnej energii na technika i wówczas poczuł drugi strumień,
który połączył się z jego własnym, wyczuwając pustkę, obmacując ją jak płomień miotacza.
A więc miał rację! Zinga również był wrażliwy i to w stopniu, którego nie był w stanie
zmierzyć. Połączone siły woli uderzyły w Smitta druzgocąc barierę, którą ten utrzymywał
dzielnie, niczym kadłub statku kosmicznego.
Na czole Kartra pojawiły się perełki potu. Zbierały się pod krawędzią hełmu i
spływały po policzkach i brodzie. Potem wolną ręką dał znak poddania się i odprężył się.
- Nie musisz się martwić o inwazję do twego umysłu, Smitt. Chyba, że dasz się złapać.
Technik zerwał się na równe nogi. - Więc jesteśmy sojusznikami? - spytał z pewną
nieśmiałością.
- Jesteśmy. Kręć się przy nich i postaraj się czegoś dowiedzieć. Jeśli to będzie
możliwe, postaraj się, żeby nie wysłali cię gdzieś stąd, gdzie nie będziemy mogli cię
dosięgnąć. Może będziemy musieli się spieszyć, jeśli będą jakieś kłopoty.
- Postaram się - Smitt wyszedł z sali. Zawahał się i odwrócił do nich. Zanim zniknął
na schodach, uniósł dłoń w geście, który obejmował ich wszystkich, ludzi i Bemmych, w
pełnym salucie członka patrolu pozdrawiającego równych sobie.
- Na wszelki wypadek& - Fylh przebiegł przez pokój i nadepnął kamień zamykający
drzwi.
Jasne - zgodził się z nim Zinga. - Lepiej, kiedy nie trzeba pilnować własnych pleców.
Zadomowimy się tu? Kartr wysunął lewy nadgarstek z temblaka i uważnie go masował.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]