[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Spotkanie z Pumem musiało zaczekać do czasu, aż zostaną rozdane nagrody.
W odległości kilkunastu rzędów od miejsca, gdzie Han siedział razem z Leią, Allaną i C-3PO,
setki zwierząt w towarzystwie właścicieli lub treserów paradowało po okrągłej arenie, prężąc się
przed sędziami w nadziei na tytuł najdzikszego w swojej rasie lub najbrzydszego stworzenia na
wystawie. Han zdążył zaobserwować, że konkursy miały niewiele wspólnego z talentem czy
umiejętnościami innymi niż bieganie z biglem, paradowanie pod presją czy wierzganie z
wigorem. W galaktyce, gdzie tyle ras wykształciło zdolność odczuwania, sam pomysł posiadania
zwierząt domowych wydawał się Hanowi absurdalny, a jednak nawet w najodleglejszych
systemach gwiezdnych można było znalezć istoty, które bardziej czule hołubiły swoje
miniaturowe nagathy i moingi niż własne potomstwo. Czasami było jedynie żałosne, często po
prostu komiczne. Zwłaszcza w Brok, gdzie nierzadko widywało się pająkowatego Critokianina
prowadzącego dwunożnego Ornaku, albo sanusa kotowatego trzymanego na smyczy przez dwa
razy mniejszego Duga o psiej twarzy. Niekiedy właściciel wyglądał bardziej egzotycznie niż jego
zwierzak; kiedy indziej zwierzęta sprawiały, że właściciele wyglądali, jakby nie osiągnęli jeszcze
stadium rozwoju gwarantującego zdolność odczuwania.
W jednej z licznych stref konkursowych, na które podzielona była arena, stał Shistavanen,
wyglądający znacznie bardziej dziko niż obdarzona kłami i pazurami anooba, którą prezentował.
Nieco bliżej stała przedstawicielka rasy Sauvax, która wyglądałaby znacznie lepiej jako główne
danie na wodnym świecie niż jej hodowane dla mięsa zwierzę. Grzywiasty Calibop za jej plecami
wydawał się lepiej przystosowany do latania niż skąpo upierzony gadoptak siedzący na jego
ramieniu.
Han wysiedział z trudem na konkursach na najbrzydszego gryzonia, torbacza i gada, ale kiedy na
arenie zaczęli się pojawiać Gandowie i inni właściciele insektoidów ze swoimi żukami bandara i
skorplanami, wiedział, że więcej nie zniesie. Sama szpetota pokazywanych zwierząt przyprawiała
go o dreszcze.
Za to Allana była zafascynowana. Od początku przejawiała wielką empatię wobec zwierząt i
innych stworzeń, nawet takich, które Hanowi wydawały się odrażające. Miała to po ojcu.
C-3PO zabawiał cię bajką o maleńkim zagubionym banthusiu, pomyślał Han. Zabierał ciebie i
Jainę na wycieczki do zoo i w miejsca zamieszkiwane przez dzikie zwierzęta. Kiedyś mu
uciekłeś i zapuściłeś się w głąb jednego z najmroczniejszych i najbardziej niebezpiecznych
kanionów Coruscant...
Han spróbował zmienić bieg swoich myśli, jednak bezskutecznie.
Porwał cię Hethrir, przypominał sobie. Uwolniłeś swoją matkę z niewoli mistrza wojennego
Tsavonga Laha. Widziałeś, jak ginie twój brat, i byłeś torturowany przez Vergere. Zabiłeś
Onimiego. Spędziłeś pięć lat, ucząc się od różnych użytkowników Mocy w całej galaktyce - i
powróciłeś odmieniony.
Jak mogłeś stać się tym, kim się stałeś? Kiedyś mój kochany syn, pózniej tak obcy, że ból
sprawiała sama świadomość, że cię spłodziłem, nie mówiąc o tym, że wychowałem. Jak mogłem
pozwolić, żebyś tak bardzo się ode mnie oddalił, tak zupełnie zatracił się we własnych
wyobrażeniach dobra i zła, że zwróciłeś przeciwko sobie nawet Jedi? Czy twoja ambicja przeszła
na twoją córkę? Czy odziedziczyła twoją podatność na wpływy wraz z twoją ciekawością, twoje
słabości obok siły? Czy ona też da się omamić fałszywym obietnicom i nieosiągalnym
marzeniom? Jak bardzo musimy jej pilnować, Jacenie? A może ona jest zbawienną alternatywą
dla przyszłości, którą ty kiedyś reprezentowałeś?
Han zacisnął pięści i wziął długi, nierówny oddech.
Chciałbym umieć ci wybaczyć...
Poczuł szarpnięcie za rękaw i odwrócił się w stronę Allany.
- Co jest, pączuszku?
- Pójdziemy po coś słodkiego?
Han się uśmiechnął.
- Myślałem, że już nigdy nie zapytasz.
- Kapitanie Solo - odezwał się C-3PO - z przyjemnością zabiorę...
- Nie, nie. Zostań tu i dotrzymaj towarzystwa Leii. - Han wskazał zamaszystym gestem na arenę.
- Wybierz rasę, która ci się podoba, a może kupię ci takie jedno zwierzątko. - Spojrzał na Leię,
której oczy zasłaniały ciemne okulary, a długie włosy krótka peruka. - Idziemy do stoiska z
przekąskami.
- Kupcie mi batonik Bama.
- Załatwione. - Han wziął Allanę za rękę i poprowadził ją do wyjścia. - Chcesz na barana?
- Tak!
Zarzucił ją sobie bez wysiłku na ramiona, tak że nogi zwisały jej po obu stronach jego szyi. Miała
wyjątkowy zmysł równowagi. Hanowi podobało się to, że Allana jest normalnym dzieckiem.
Obiecywali sobie z Leią, że ich następne dziecko nie będzie Jedi, więc Han ucieszył się, gdy
usłyszał, że Allana nie będzie uczęszczać do Akademii Jedi.
W holu roiło się od klientów. Han postawił dziewczynkę na wyłożonej kafelkami posadzce.
- Co chcesz?
- Deser śmietankowy,
- Pojedynczy czy podwójny?
- Podwójny?-powiedziała nieśmiało.
Han uśmiechnął się szeroko.
- A Leia chce normalny batonik Bama czy z owocami?
Allana zamknęła oczy.
- Eee... z owocami.
- Robi się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl