[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w barze? -"'spytał Richard zatrzymując się przed nią.
- Widziałem twoje zdjęcia zrobione przez Jeffa wtedy,
kiedy ustawiali kamery, a ty zastąpiłaś Becky. Jesteś
równie fotogeniczna, jak ona.
- Czy dlatego budzisz mnie w środku nocy, by
powiedzieć mi, że jestem fotogeniczna? - w głosie
Joanny brzmiała słodycz zaprawiona jadem.
UWODZICIEL
107
- Nie. Wyjaśniam ci tylko, dlaczego chcę, żebyś
zagrała w tej scenie - odpowiedział spokojnie Richard.
- To oczywiście, niewielka rola i nie będziesz musiała
nic mówić, więc...
- Dziękuję, ale nie - przerwała mu Joanna. - A te
raz, jeśli pozwolisz, chciałabym się z powrotem
położyć.
- Odmawiasz? - zdziwił się.
- Tak, odmawiam - powtórzyła przedrzezniając
go Joanna, - i, proszę, idz już sobie. Mam dosyć
twoich głupich żartów, - rozzłościła się.
- Ale ja mówię poważnie.
- Ja również.
- Posłuchaj mnie, skarbie. To krótka scena. Zoba
czysz, że ci się spodoba. I nawet nie będziesz musiała
chodzić, jeśli tego właśnie się obawiasz. Pomyśl o tym,
ile zyskasz dzięki tej niewielkiej roli. Pomyśl jakie
wrażenie zrobi to na twoich uczniach.
- Nie zależy mi na tym, by zrobić na kimś wrażenie
- odpowiedziała chłodno Joanna. - Robienie wrażenia,
to raczej twoja specjalność. Poza tym, mówiłam ci już
kiedyś, że kariera w filmie nie interesuje mnie.
- Do diabła, Joanno! - zniecierpliwił się Richard.
- Czy sądzisz, że zaproponowałbym ci tę rolę, gdybym
nie uważał, że doskonale się do tego nadajsz? Powinnaś
być zadowolona!
- Proszę, mów ciszej. Obudzisz Becky - Joanna
przymknęła drzwi sypialni. - Oczywiście, że schlebia
mi twoja propozycja, ale nie rozumiem twojego
zachowania. Czy muszę przyjąć tę rolę tylko dlatego,
że ty tego chcesz?
- Ja tego chcę?! Ależ, na litość boską, Joanno! Ja
to robię dla ciebie!
108 UWODZICIEL
Joanna roześmiała się. Na twarzy Marlowa pojawił
się rumieniec wstydu.
- No dobrze, przede wszystkim, chodzi mi o film
- przyznał niechętnie - ale...
Joanna nie przestawała się śmiać.
- Do diabła, kobieto! Czy ty w ogóle słuchasz, co
ja do ciebie mówię? - zdenerwował się.
Joanna spoważniała.
- Nie wtedy, kiedy krzyczysz. Mówiłam ci, że
obudzisz Becky - upomniała go surowo.
- Do diabła z Becky! - Richard był naprawdę
wściekły. Zielone oczy rzucały gniewne błyski. - Jesteś
niemożliwa! Uparta jak dziki osioł! Czy ty to robisz
specjalnie? Chcesz mnie sprowokować? Nie uda ci sie
te)! - oświadczył zdecydowanym tonem. - Chcesz,
zagrasz tę rolę, nie chcesz, nie przyjmiesz jej. Zrobisz,
)&k uważasz, ale nic to miedzy nami nie zmieni.
Słyszysz?
- Słyszę. Znów krzyczysz. Nie przejmuj się, nawet
bez mojego udziału twój film odniesie sukces. A w razie
gdyby ci się, mimo wszystko, nie udało - w jej głosie
pojawiła się złośliwa nutka - cóż, zawsze można
próbować dalej.
- Gdyby mi się nie udało?! - Richard nie posiadał
się z gniewu. - Gdyby mi się nie udało, z pewnością
nie zaczynałbym po raz drugi! Nie wierzysz we mnie,
prawda? Nic dziwnego, że mnie odtrącasz. Kto chciałby
wiązać się z takim niedorajdą? I, oczywiście, uważasz,
że to ja jestem nieczuły i płytki, że to dla mnie nic nie
znaczy...
- Nieprawda! - zaprotestowała - ale przecież jesteś
silny. Przeżyjesz. Zapomnisz. Poza tym zawsze możesz
wrócić do teatru. Jestem pewna, że twój ojciec...
UWODZICIEL
109
- Jeszcze nie jest ze mną aż tak zle, ty wstrętna,
zimna babo! - rzucił gniewnie i wyszedł z pokoju
trzaskając drzwiami.
Co, u licha, miało znaczyć jego zachowanie?
- zastanawiała się Joanna po wyjściu Richarda. O co
mu znowu chodziło? Marlow znany był ze swego
temperamentu i nie kontrolowanych wybuchów gnie
wu, ale tym razem przeszedł samego siebie.
Kolejny dzień wszystkim dał się we znaki. Zły
humor Marlowa wpływał na atmosferę na planie.
Tylko Joanna ignorowała lodowato uprzejme uwagi
i gniewne spojrzenia rzucane w jej stronę. Wcale nie
czuła się winna i nie zamierzała psuć sobie nastroju
zachowaniem Richarda.
Co on sobie wyobraża?! - myślała patrząc na
miotającego się na planie Marlowa. - Chce, żebym
cierpiała, bo zepsułam mu jego koncepcję sceny
w barze?! O nie! - postanowiła. Nie dam mu tej
satysfakcji.
Tego wieczora Joanna miała wolne. Becky, która
następnego dnia zaczynała zdjęcia pózniej niż zwykle,
postanowiła spędzić noc u koleżanki. Tym sposobem
Joanna zyskiwała wieczór dla siebie.
Na kolację zeszła trochę pózniej od innych. Kiedy
weszła do jadalni, wszyscy siedzieli już przy stole,
a jedyne wolne krzesło znajdowało się obok Marlowa.
Czyżby trzymał je specjalnie dla niej? Zawahała się,
ale tylko przez chwilę. Skoro tak, pokaże mu, jaka
dobra z niej aktorka! Ona też potrafi doskonale
udawać!
Odetchnęła głęboko i ruszyła w kierunku stołu.
Zdążyła jednak zrobić tylko kilka kroków, kiedy
nagle przy jej boku wyrósł Finn Tracey. Bez słowa
110 UWODZICIEL
lijął ją pod ramię i poprowadził do stojącego w kącie
sali stolika. Stolik byl nakryty dla dwóch osób. Finn
troskliwie posadził Joannę i z drwiącym uśmieszkiem
^kłonił się w stronę Marlowa.
- Jaką zbrodnię popełniłaś tym razem? - zwrócił
się do Joanny. - Zanim odpowiesz, pozwól, że cię
Uprzedzę. Wszystko, co powiesz, zostanie zapisane
i użyte do rozstrzygnięcia zakładów. Wydelegowano
innie, bym dowiedział się, dlaczego Nasz Najjaśniejszy
jest dziś od rana taki wściekły.
Joanna uśmiechnęła się.
- Odmówiłam udziału w jego filmie.
- Jak mogłaś! wykrzyknął Finn udając zgorszenie.
-- Choć, muszę wyznać, że szkoda mi Richarda. Ja też
widziałem te sceny, które przypadkiem nakręcili. Nie
żałujesz tej decyzji?
- Jasne, że nic. Nic chcę być aktorką.
- Szczęśliwiec / tego Marlowa - mruknął cicho
[ Pobierz całość w formacie PDF ]