[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Komplement - również się roześmiał. - Masz taki dojrzały glos. Nie stary. Dojrzały i
mądry.
- Dziękuję! Przeciwności losu uczą mądrości.
Irina nie opowiedziała filozofowi o innych rozmowach, nie chciała posuwać się za
daleko. Nie wspomniała o nowej narzeczonej Arnta, która nieświadomie wyjawiła jej wiele
sekretów byłego męża. Nie wspomniała o Katerine i włamaniu ani o Maricie i próbie
samobójstwa. Nie wspomniała nawet o tym wstrętnym lubieżniku, choć w tym przypadku nie
musiała przecież zachować milczenia. Napomknęła jedynie, że ma zamiar zakończyć swą
nocną działalność, lecz nie wyjawiła powodów.
Przyklasnął jej decyzji, lecz przyznał, że będzie mu brakowało rozmów z nią.
Irina chciała instynktownie odrzec, że mogą przecież kontynuować znajomość, ale coś
ją powstrzymało. Miała mu podać numer prywatnego telefonu?
Nie, czas pokaże, tydzień przyniesie nowe zdarzenia. Mogą przecież się pokłócić,
mogą zechcieć poznać się bliżej, albo, co najbardziej prawdopodobne, wszystko rozpłynie się
w obopólnej obojętności.
Nie powiedziała więc ani słowa na ten temat, tylko gawędziła o rzeczach, które
interesowały ich oboje.
2
Wtedy złożył jej zaskakującą propozycję. Może mogliby się kiedyś spotkać? Ona
znała go już z wyglądu, na dodatek znała jego duszę. Filozof był jej ciekaw.
Irina milczała.
- Moglibyśmy pójść do restauracji - ciągnął - albo spotkać się u mnie w domu...
Pojęła, że jej milczenie potraktuje jak odmowę. Roześmiała się więc i rzuciła:
- Zaczekajmy z tym do końca tygodnia! Przemyślę to, jeśli do tego czasu twoja
propozycja wciąż będzie aktualna.
Odetchnął z ulgą. Irina zrozumiała, jak dużo kosztowało go to pytanie.
Potem telefon milczał jak zaczarowany.
Zadzwonił dopiero przed piątą, kiedy Irina wybierała się do łóżka.
To była jej rywalka, Inger, bardzo czymś poruszona. Irina nie ucieszyła się na dzwięk
jej głosu.
- Odszedł ode mnie! - pisnęła Inger. - To już koniec, zostawił mnie!
Irina nie zareagowała, nie poczuła zadowolenia. Co miała powiedzieć, by ją
pocieszyć?
- To przykre! - stwierdziła. - Nie znajduję słów, ale bardzo ci współczuję. Chcesz
porozmawiać?
Inger marzyła o rozmowie.
- Odszedł wieczorem. Był wściekły. Mówił, że wraca do żony. Ja na to, że chyba
zwariował, a on, że woli ją niż to, co ma teraz. I że ona znała przynajmniej swoje miejsce!
- Co miało oznaczać to teraz ? - spytała ostrożnie Irina.
Inger uspokoiła się nieco.
- Ach, zarzuciłam mu, że zachowuje się jak świnia. No wiesz, odkłada przeżute
jedzenie, grzebie sobie w uchu i ogląda, co wydłubał...
Cały Arnt!
- A on do mnie: Gderasz od rana do wieczora. Dłużej tego nie wytrzymam!
Więc Inger jest gderliwa. Niedobrze! A może dobrze? Dla Iriny?
Nie była już wcale tego tak pewna.
- I jeszcze dodał: Niech mnie Bóg broni przed kobietami z temperamentem . A
przecież właśnie to tak u mnie lubił, bo jego żona miała w sobie tyle życia, co zimny kotlet na
talerzu. Tak się kiedyś wyraził, a teraz nazwał mnie histeryczką i powiedział, że idzie spać do
hotelu. No to droga wolna, mówię, nie chcę cię już widzieć, a on wyszedł, trzaskając
drzwiami. Co za głupi, dramatyczny gest! Byłam taka wściekła, że spakowałam jego walizki i
3
wystawiłam za drzwi. Przed chwilą sprawdziłam, wrócił i wszystko zabrał.
Inger zaczęła łkać żałośnie, choć dość cicho, bo po długiej przemowie zabrakło jej
tchu.
Rozmowa musiała jednak przynieść jej ulgę, a uspokajające słowa Iriny sprawiły, że w
końcu przestała płakać.
- Próbowałam zachowywać się tak, jak mi poradziłaś - chlipnęła. - Byłam miła i
układna, ale chyba przesadziłam. A kiedy po raz tysięczny nazwał mnie Irina - tak ma na imię
jego była żona, prawie tak jak ja - to się wściekłam!
- To zrozumiałe - mruknęła Irina. - Chcesz, żeby wrócił?
- Co? - sapnęła Inger. - Sama nie wiem... To nie była nasza pierwsza kłótnia, ale dotąd
zawsze się godziliśmy. To takie miłe, dostaje się drogie prezenty i znów jest jak w bajce...
Jasne, że chcę, żeby wrócił, nie mam zamiaru spędzić reszty życia samotnie. No i ta jego
pozycja społeczna. Teraz jednak drogo mi zapłaci, obiecuję! Nie pozwolę się tak traktować!
Arnt też nie, pomyślała Irina. Na początku związku był w stanie wybaczać kaprysy,
ale nie kiedy jego uczucia zaczynały stygnąć.
Właściwie powinna współczuć Inger, ale tamta kobieta była taka wyrachowana.
Zupełnie jakby Arnt stanowił jej polisę ubezpieczeniową.
Irina zdobyła się na parę frazesów. Wróci i tym razem, stwierdziła, Inger musi jednak
powściągnąć swój temperament (miała na myśli przypływy złego humoru), trzeba cierpliwie
czekać.
- Zapłaci mi! - powtórzyła ponuro Inger.
Irina doradziła jej ostrożność, więcej nie mogła zrobić.
To była ostatnia rozmowa tej nocy.
Irina nie mogła zasnąć. Chodziła po pokoju, za oknem wstawał świt.
Czyżby wszystko miało zacząć się od nowa właśnie teraz, kiedy zdołała wrócić do
równowagi? Arnt, nieszczęśniku, czemu to powiedziałeś?
Wracam do żony .
Podobno tak się wyraził.
Muszę znów myśleć o naszym wspólnym życiu, choć czułam już niemal, że mogę iść
dalej. Trzeba mi było trochę czasu, Arnt. Zabrałeś mi nawet ten czas i muszę zacząć od nowa.
Wiem, że do mnie nie wrócisz. Dałeś mi tylko tę odrobinę nadziei, tę niepewność, z
którą tak ciężko jest żyć.
Zatrzymała się przed lustrem i przyjrzała z roztargnieniem swemu odbiciu. Dawno już
tak dobrze nie wyglądała jak teraz, kiedy uwolniła się od nakazów poprawności. I to nie tylko
4
dzięki swobodniejszej fryzurze, to zwłaszcza lekkie zaróżowienie policzków i blask w oczach
dodawały jej wdzięku. To przyszło w ciągu ostatnich dni. Kiedy okazała się potrzebna innym,
uratowała jedno istnienie.
Już niedziela. Pójdę odwiedzić Maritę w szpitalu.
Przyjęto ją na obserwację, dzięki interwencji Westlinga. Rodzice dziewczyny polecieli
na Majorkę. Czarterowym samolotem. Nie wrócą przed końcem turnusu, bo musieliby
dopłacić do biletu.
Budził się dzień.
Irina zaczerpnęła tchu i postanowiła odłożyć swoje zmartwienia na bok. Marita była w
znacznie gorszej sytuacji.
Ale miałem szczęście! Prawdziwy fuks!
Spotkałem dziewczynę z redakcji. Tę, co się tak na mnie gapiła.
Przekonałem ją bez trudu. Spotykamy się wieczorem.
Nawet całkiem niezła. Pewnie lubi te rzeczy, może coś mi się dostanie.
Najpierw wydobędę z niej nazwisko i adres Nocnego Rozmówcy. Przeklęte babsko,
przez nią mnie przymknęli. Liczyli się z jej zdaniem, a to ona uważała, że jestem
niebezpieczny.
Niebezpieczny? Ja? Same się o to proszą. Czy to moja wina, że się im podobam? A te
świętoszki, co to niby nie chcą... To już ich sprawa.
Muszę najpierw zdobyć nazwisko i adres. Na wypadek gdyby coś nie poszło tak jak
trzeba.
5
ROZDZIAA VIII
NIEDZIELA
Dla Westlinga niedziela była dniem wolnym od pracy. Inspektor przewracał się w
łóżku, usiłując złapać resztki snu, ale jego zegar biologiczny tykał nieubłaganie. Był na-
stawiony na siódmą rano.
Westling pogrążył się w myślach.
Dotąd był zadowolony z życia. Zawsze marzył o tym, by zostać policjantem. Jako
dziecko ze względu na syreny wozów policyjnych, pózniej owładnęła nim myśl o karierze w
stylu porucznika Columbo, tyle że przyzwoiciej odzianego. Najbardziej zaś marzył o
stanowisku miłego dzielnicowego, bowiem Westling miał spokojne i dobroduszne
usposobienie. W szkole policyjnej próbowano wpoić mu choć odrobinę szorstkiej pewności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]