[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mu ulżyć. Stare kości potrzebują słońca. Czarodziej stał bez ruchu w drzwiach
swego domu pomiędzy ciemną izbą a deszczowym światem, powstrzymując się
przed rzuceniem zaklęcia, zły na siebie, że się powstrzymuje i że musi się po-
wstrzymywać.
Nigdy nie przeklinał  ludzie obdarzeni mocą nie klną, to niebezpieczne 
odchrząknął jednak nisko, groznie jak niedzwiedz. Chwilę pózniej z górnych zbo-
czy góry Gont dobiegł huk grzmotu, odbijając się echem z północy na południe
i zamierając w zasnutym chmurami lesie.
Grzmot to dobry znak, pomyślał Wodorost. Wkrótce przestanie padać. Nacią-
gnął kaptur i wyszedł na deszcz, by nakarmić kury.
Przeszukał dokładnie kurnik i znalazł trzy jajka. Czerwona Bucca siedziała
w gniezdzie; niedługo miały wykluć się kurczęta. Męczyły ją wszy, była nastro-
szona i wściekła. Wodorost wypowiedział kilka słów odganiających wszy. Przy-
pomniał sobie, by oczyścić gniazdo, gdy tylko wylęgną się pisklaki, i wyszedł
na podwórze. Brązowa i Szara Bucca, Nogawica, Jasna i Król przycupnęły pod
osłoną dachu, wyrzekając cicho na deszcz.
Do południa ustanie, powiedział im czarodziej. Sypnął kurom ziarna i powę-
drował wolno do domu, niosąc w dłoni trzy ciepłe jajka. Jako dziecko uwielbiał
chodzić po błocie. Pamiętał cudowne uczucie, gdy zimna maz przelewała mu się
między palcami stóp. Wciąż lubił chodzić na bosaka, ale błoto już go nie cieszy-
ło, było lepkie i nieprzyjemne. Nie znosił też schylać się, by oczyścić stopy przed
wejściem do domu. Na starym klepisku nie miało to znaczenia, teraz jednak w je-
go domu była drewniana podłoga niczym u władcy, kupca bądz arcymaga, ponoć
miała nie dopuszczać zimna i wilgoci do jego kości. Nie był to jego pomysł. Mil-
czek przybył zeszłej wiosny z Portu Gont, by ułożyć podłogę w starym domu.
Najpierw jednak posprzeczali się na ten temat, choć Wodorost powinien był już
się nauczyć, że nie warto sprzeczać się z Milczkiem.
 Przez siedemdziesiąt pięć lat chodziłem po ziemi  oznajmił.  Jeszcze
kilka mi nie zaszkodzi.
Milczek rzecz jasna nie odpowiedział, pozwalając, by czarodziej usłyszał wła-
sne słowa i w pełni dostrzegł ich głupotę.
 Klepisko łatwiej utrzymać w porządku  dodał Wodorost, wiedząc już, że
przegrał. Istotnie, dobrze ubitą glinianą podłogę wystarczyło od czasu do czasu
zamieść i zrosić wodą, żeby związać kurz, jednakże słowa te i tak zabrzmiały
niemądrze.  Kto ułoży deski?  spytał ciekawie.
Milczek skinął głową, co oznaczało, że zrobi to sam.
Chłopak był pierwszorzędnym rzemieślnikiem  cieślą, stolarzem, kamienia-
104
rzem, dacharzem. Zademonstrował wszystkie swe umiejętności, gdy mieszkał tu
jako uczeń Wodorosta, nim stracił wprawę wśród bogaczy z Portu Gont. Zaprzę-
żonym w woły wozem należącym do Staruszki przywiózł deski z tartaku Szóstki
w Re Albi. Następnego dnia ułożył podłogę. Stary czarodziej w tym czasie zbierał
zioła nad Jeziorem Moczarnym. Kiedy wrócił do domu, zobaczył podłogę lśniącą
niczym ciemne jezioro.
 Będę musiał za każdym razem myć nogi  wymamrotał i ostrożnie wszedł
do środka. Drewno było tak gładkie, że wydawało się niemal miękkie.  Jest jak
jedwab. Nie zrobiłbyś tego w jeden dzień bez kilku zaklęć. Wiejska chata z podło-
gą godną pałacu. To dopiero będzie widok, gdy zimą rozpalę ogień. A może mam
sobie sprawić dywan z czesanej wełny i złotej przędzy?
Milczek uśmiechnął się, wyraznie zadowolony z siebie.
Zjawił się na progu Wodorosta kilka lat wcześniej. Nie, minęło już dwadzie-
ścia lat, może nawet dwadzieścia pięć, kawał czasu. Był wtedy naprawdę chłop-
cem, długonogim niedorostkiem o niesfornej czuprynie i łagodnej twarzy. Sta-
nowcze usta, jasne oczy.
 Czego chcesz?  spytał czarodziej, doskonale wiedząc, czego chce przy-
bysz, czego wszyscy pragną. Odwrócił wzrok od owych jasnych oczu. Był dobrym
nauczycielem, najlepszym na Goncie, o tak, ale nauczanie go zmęczyło, nie miał
ochoty, by znów ktoś plątał mu się pod nogami. Wyczuwał niebezpieczeństwo.
 Uczyć się  szepnął chłopak.
 Popłyń na Roke  polecił mag. Chłopak miał na sobie buty i porządny
skórzany kubrak; stać go było, by opłacić przeprawę do Szkoły. W ostateczności
mógł na nią zapracować.
 Już tam byłem.
Wodorost zmierzył chłopaka uważnym spojrzeniem. Nie dostrzegł płaszcza
ani laski.
 Nie udało się? Odesłali cię? Uciekłeś?
Chłopak za każdym razem kręcił głową. Zamknął oczy, zacisnął wargi. Wy-
raznie cierpiał. Potem odetchnął głęboko i spojrzał czarodziejowi wprost w oczy.
 Moja moc pochodzi stąd, z Gontu  oznajmił głosem niewiele donośniej-
szym niż szept.  Mój mistrz to Enhemon.
Mag, którego prawdziwe imię brzmiało Enhemon, zamarł w bezruchu. Patrzył
na chłopaka, zmuszając go do odwrócenia wzroku.
W milczeniu zaczął szukać jego imienia i ujrzał dwie rzeczy: świerkową
szyszkę i runę Zamkniętych Ust. Szukając głębiej, usłyszał w umyśle słowo, nie
wymówił go jednak.
 Zmęczyło mnie nauczanie i mówienie  rzekł.  Aaknę milczenia. Czy
to ci wystarczy?
Chłopak przytaknął.
105
 Dla mnie zatem będziesz Milczkiem  powiedział mag.  Możesz spać
w kącie pod zachodnim oknem. W drewutni znajdziesz stary siennik, przewietrz
go i wytrzep, nie sprowadz z nim myszy.
To rzekłszy, odszedł w stronę Overfell, zły na chłopaka za to, że przyszedł do
niego, i na siebie za to, że się zgodził. Nie była to jednak złość, która sprawiała, by
serce zabiło mu mocniej. Szybko kroczył naprzód  wówczas jeszcze mógł cho-
dzić szybko  czując, jak morski wiatr napiera na niego z lewej strony, a poranne
promienie słońca migoczą na falach, za granicą cienia rzucanego przez olbrzy- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl