[ Pobierz całość w formacie PDF ]
%7łyczeń, lecz także Handlarz Zmierci. Jeśli chodzi o Latarnika Słońc i
inne nazwy, to nie mam żadnych informacji o ich pochodzeniu. Musi
pan pamiętać, panie Lane, że stworzenie to jest na marginesie moich
zainteresowań, nigdy nie próbowałam go badać i wiem o nim tyle, na ile
wiąże się z kulturami, które studiuję.
Może pani dodać jeszcze jedno imię do tej listy powiedział
Lane. Pyłożerca.
Pyłożerca powtórzyła. Tak, to niewątpliwie pasuje,
prawda? I oczywiście jest bardzo barwne. Całkowicie je akceptuję, panie
Lane. Czy to pan mu je nadał?
Nie, ja w ogóle nie nazywam tego stworzenia. Imię to wymyślił
człowiek, którego bestia zabiła. Nawet nie znałem jego imienia.
Jaka szkoda westchnęła Ondyna szczerze. Czy był pan
przy tym?
Skinął głową.
Dlaczego pan również nie zginął, jeśli wolno mi spytać?
Był starym, steranym człowiekiem wyjaśnił Lane.
Mógł był pan powiedzieć, że to pan był młodym, pełnym
wigoru człowiekiem rzekła Ondyna ale zostawmy to.
Nie chciałem okazać braku szacunku usprawiedliwił się
Lane.
Wiem. Ondyna ponownie przywołała uśmiech na twarz.
Jestem trochę przewrażliwiona. Czy może mi pan powiedzieć, jak zginął
pana towarzysz?
Bestia posługuje się chyba mechanizmem obronnym, z jakim
do tej pory nigdy się nie spotkałem zaczął Lane i zrelacjonował ich
ostatnie spotkanie ze stworzeniem w szczegółach, włączając śmierć
Marinera. Pominął tylko swoją własną reakcję.
Fascynujące! wykrzyknęła Ondyna. I, rzeczywiście, to w
dużym stopniu wyjaśnia legendę o zwiadowcach, którzy tracili zmysły.
Jednakże dodała marszcząc brwi to w ogóle nie wyjaśnia
kultury Dornów, nieprawdaż?
Chyba nie zgodził się Lane.
Czy jest coś, co pan może mi powiedzieć o Bestii Sennych
%7łyczeń?
Stworzenie ma około siedmiu kilometrów średnicy, jest mniej
więcej kuliste, nie widać żadnych organów zmysłów czy służących do
poruszania się. Pulsuje mętnawym światłem barwy
czerwonopomarańczowej, emituje podczerwień i jest w pełni zdolne do
osiągania prędkości światła.
I oczywiście Biblia zaaprobowałaby je powiedziała Ondyna.
Obawiam się, że nie całkiem panią rozumiem oświadczył
Lane.
W jakikolwiek sposób go pan zrani, wróci to zaraz do pana
wyjaśniła Ondyna. Nie mogę sobie wyobrazić lepszej ilustracji
starego powiedzenia oko za oko, ząb za ząb .
Być może zgodził się Lane.
Ondyna zerknęła na staroświecki zegarek.
O mój Boże! wykrzyknęła. Nie zdawałam sobie sprawy,
że jest tak pózno. Obawiam się, że muszę uciekać, panie Lane. Jutro są
urodziny mojej najstarszej wnuczki, a ja właściwie nie kupiłam jej
jeszcze żadnego prezentu.
Ile ma pani wnuków? spytał Lane.
Jedenaścioro odparła z dumą.
Kupowanie prezentów dla wszystkich musi być nie lada
wydatkiem.
A od czego jest babcia? uśmiechnęła się. Poza tym gdyby
nie ja, ich rodzice nie pamiętaliby ani o ich urodzinach, ani o świętach.
Zmarszczyła perkaty nosek w zamyśleniu, po czym wyciągnęła
kawałek papieru, coś na nim napisała i wręczyła go Lane owi.
Na pewno będzie pan chciał rozmawiać z Dornem
powiedziała. Ludzkość niewiele może od nich oczekiwać, ale to
powinno posłużyć jako list polecający do jednego z nich, który okazał
się dość pomocny w moich badaniach. Nazywa się Vostuvian.
Dziękuję rzekł Lane.
Spojrzał na kartkę, ale nie był w stanie przeczytać z niej ani słowa.
Kiedy Lane ruszył do drzwi, Ondyna pośpiesznie myła filiżankę i
zmiatała kilka okruszków sprzed pojemnika na ciastka.
A, panie Lane! zawołała za nim.
Tak? odwrócił się do niej.
Chmura pyłu ma tryliony trylionów kilometrów sześciennych
objętości, prawda?
Lane skinął głową.
Szanse na spotkanie się dwóch rzeczy, nawet gwiazd, w obrębie
chmury są astronomicznie małe, czyż nie tak?
Tak.
W takim razie powiedziała biorąc ściereczkę i wycierając
biurko myślę, że na pańskim miejscu zadałabym sobie pytanie,
dlaczego spotkałem Bestię Sennych %7łyczeń już trzy razy.
ROZDZIAA 11
Belore była brudną planetą, brudną, suchą i zakurzoną. Tu i
ówdzie można było znalezć nieco wody, zaledwie dosyć do
podtrzymania życia. Kiedyś było jej więcej, kiedyś były tu roziskrzone
światłami miasta tętniące życiem, w których kwitły rzemiosło i handel, a
mieszkańcy planety przemierzali ulice i żyzne równiny dumni,
szczęśliwi i pełni nadziei. Teraz miasta zamieniły się w rozpadające się
ruiny, handel stał się odległym wspomnieniem, a mieszkańcy nędzną
pozostałością niegdyś silnej i prężnej rasy.
Lane przedarł się przez zakurzone pole do małego rzędu szałasów
zbudowanych z suszonych cegieł. Było ich czterdzieści jeden i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]