[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Możemy już iść? - spytał Joey, nieświadomy rosnącego po
między dorosłymi napięcia.
- Myślę, że to dobry pomysł - powiedział Hawk. Ostatni raz
ścisnął jej dłoń. Wstał i sięgnął po kapelusz.
Idąc do drzwi, Amanda czuła na sobie jego spojrzenie. Zza ple
ców słyszała Joeya tłumaczącego Hawkowi, jakie życzy sobie lody.
Lecz wszystko, cały świat, nie miał dla niej znaczenia. Chciałaby,
żeby byli już z powrotem w Pokerze". %7łeby znalezli jakiś ustronny
zakątek, gdzie mogliby się całować.
W pewnej chwili Hawk wziął ją za rękę. Nie patrzył na nią. Tylko
trzymał jej dłoń.
- Dokąd teraz? - spytał, rozglądając się niezdecydowanie.
- Do końca ulicy. Po drodze będzie zakład fotograficzny. Może
wywołują tam filmy na poczekaniu?
- No to prowadz.
W pierwszej chwili była bardzo poruszona. Szła przez mia
sto, trzymając się za rękę z mężczyzną! Ale z wolna zaczęło się
jej to podobać. Mijani przechodnie uśmiechali się. Joey szedł
przodem, oglądając się co chwila. On też nie widział nic nadzwy-
czajnego w tym, że Hawk trzymał jej dłoń. A Amanda była szczę
śliwa.
Zostawili film do wywołania, kupili lody i spacerowali,
oglądając wystawy. Kiedy przechodzili obok apteki, Hawk zatrzy
mał się.
- Zaczekajcie tu. Muszę coś kupić.
Wszedł do środka, rzucając przez ramię spojrzenie, by upewnić
się, że Amanda i Joey zostali na chodniku. Poszedł w głąb sali, gdzie
na samym końcu lady leżały paczuszki prezerwatyw. Jeszcze raz
nerwowo rozejrzał się dookoła. Czuł się równie głupio jak wtedy,
gdy jako nastolatek kupował prezerwatywy po raz pierwszy w życiu.
Wcale nie miał pewności, czy w ogóle będą mu potrzebne. Lecz
wolał nie ryzykować. Pragnął Amandy. Gdyby zdarzyło się, że i ona
74 ZNALAZAEM DOM
poczułaby to samo, chciał móc zapewnić jej bezpieczeństwo. A prze
cież w Tagget nie mógł zrobić takich zakupów. Dopieroż wzięto by
ją na języki!
- Co kupiłeś? - spytał Joey.
- Nic takiego. Zjadłeś już lody?
- Tak. Dokąd teraz pójdziemy?
- Niedaleko jest park. Chcesz pohuśtać się trochę, dopóki zdjęcia
nie będą gotowe? - spytała Amanda.
- Tak! - Joey natychmiast zaczął biec. Zatrzymał go dopiero
okrzyk Hawka.
- Nie oddalaj się - upomniał go Hawk.
- Dobrze. Ty też będziesz się huśtać, Hawk? Założę się, że ja
potrafię unieść się wyżej.
- Chyba jestem trochę za duży. Ale mogę huśtać ciebie. I twoją
mamę też, jeśli będzie chciała.
- Nie uważasz, że ja też jestem na to za duża? - Amanda pokrę
ciła głową.
- Ani trochę. Wyglądasz na szesnastolatkę. Wciąż możesz lubić
się huśtać.
Naprawdę czuła się młodo. Dzięki Hawkowi. Nim pojawił się,
przez długie lata czuła się stara i znużona. A tego dnia świat wydawał
się jej piękny i radosny. Z optymizmem patrzyła w przyszłość.
Hawk powstrzyma Toma Standisha, pomoże podzwignąć ranczo...
I jest taki dobry dla Joeya.
Puściła wodze fantazji i wyobraziła sobie, że są rodziną. Szczę
śliwą i kochającą się. Pospacerują po mieście aż do wieczora. Potem
wrócą do domu i...
I prysną marzenia. Zostanie szara rzeczywistość. Hawk, który jest
tylko robotnikiem, Standish... No i jeszcze sianokosy, rachunki do
zapłacenia i trudna decyzja, ile krów sprzedać.
Zdjęcia wyszły doskonale. Ostre i wyrazne. Hawk zamówił dwa
komplety odbitek. Jeden, wraz z negatywem, zatrzymał. Drugi wrę
czył Amandzie.
- Wez je - powiedział.
ZNALAZAEM DOM
75
- A co chcesz zrobić z negatywem? - spytała, chowając zdjęcia
do torebki.
- Ukryję go w bezpiecznym miejscu. Nie powinniśmy ryzy
kować.
- Nie żyjemy co prawda na Dzikim Zachodzie - powiedziała
- ale obawiasz się włamania, tak?
- Nie. To tylko tak, na wszelki wypadek. - Wziął ją za rękę
i ruszyli w stronę auta. - Pora wracać do domu. Mamy jeszcze mnó
stwo pracy.
Nie ujechali daleko, gdy Joey zasnął. Rozmawiali więc przyci
szonymi głosami, aż w końcu umilkli. Amanda smakowała cudowne
wspomnienia tego przedpołudnia. Kiedyś ten właśnie dzień będzie
przywoływać jako przykład dnia szczęśliwego.
- Mam zanieść go do domu? - spytał Hawk, gdy dotarli na
miejsce.
- Nie. Trzeba go zbudzić. Inaczej nie będzie spał w nocy - od
powiedziała, potrząsając delikatnie chłopcem. - Dam sobie radę.
- To świetnie.
- Hawk. Dziękuję za ten dzień. Za lunch... i w ogóle. - Przecież
nie mogła dziękować mu za to, że trzymał ją za rękę.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Musimy powtórzyć to
jeszcze kiedyś. Joey bawił się świetnie. Pomyśl. Może zabrałbym go,
jadąc następnym razem do Tagget?
- Nie chcę, żeby tam jezdził - potrząsnęła głową.
- Po prostu pomyśl, złotko. - Wysiadł z samochodu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]