[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wolno ci wdawać się w żadne bójki. I, tak jak obiecałeś,
musisz zapisać się do szkoły wieczorowej.
- Dobrze, panie Cameron - odpowiedział chłopak.
Joshua wyszedł na schody. Były brudne i spróchniałe.
Ze ścian odłaziła farba. Kiedy był już na parterze,
zobaczył przebiegającego szczura.
Zagłębiony w ponurych rozmyślaniach, znalazł się po
chwili na obskurnej ulicy. I nagle, ku swemu najwięk
szemu zdumieniu, ujrzał majestatycznie nadjeżdżający
dobrze znany zielony samochód. Właścicielka Bomby,
siedząca za kierownicą dziwacznego pojazdu, szukała
miejca do parkowania.
Joshua stanął jak wrośnięty w ziemię i patrzył. Dopiero
po chwili ocknął się i puścił biegiem za powoli poruszają
cym się samochodem.
Czy ta kobieta upadła na głowę? Po co wybiera się do tak
niebezpiecznej dzielnicy? Na szczęście, jechała tak wolno,
że bez trudu ją dogonił. Położył rękę na przednim błotniku.
Na jego widok gwałtownie zahamowała. Kiedy otworzył
drzwi wozu od strony miejsca dla pasażera, ze środka
wypadła jakaś książka. Podręcznik do chemii. Joshua zdążył
złapać go w powietrzu i rzucił na tylne siedzenie. Było
zawalone pudłami pełnymi książek i prac uczniowskich.
Wśród tych rupieci siedziała Honey. Wyglądała prze
ślicznie.
- Do diabła, co ty tu robisz? - wrzasnął Joshua.
- Dlaczego nie zablokowałaś od wewnątrz drzwi samo
chodu?
102 SZALECSTWO HONEY
- Cześć - powitała go spokojnie. - Miło cię widzieć.
- Zadałem pytanie - warknął ze złością.
Z podniesioną głową popatrzyła wyniośle na intruza.
- Odwożę do szkoły resztę rzeczy. Nie mieszczą się
w moim nowym mieszkaniu.
- Gdzie jest ta szkoła?
- Niedaleko. Zaraz za rogiem.
- Uczysz tutaj? - Nie posiadał się ze zdumienia.
- Przecież to bardzo niebezpieczna dzielnica!
- Nie jest tak zle, jak się wydaje. W tej szkole pracuję
już dziesięć lat. W pobliżu mieszka wielu przyzwoitych
ludzi.
Joshua skrzywił się.
- Ja tu się wychowałem.
- Potwierdza to tylko moje słowa - powiedziała
z uśmiechem.
- Odwiozę cię na miejsce - zaproponował.
- O, nie. Tego by tylko brakowało!
Nie zważając na protesty, Joshua otworzył drzwi od
strony kierowcy i wepchnął się do środka, tak że Honey
musiała przesunąć się dalej. Uruchomił silnik.
- Powinnaś zawsze zamykać drzwi. Jesteś bardzo
nieostrożna - gderał.
Poczuł zapach jaśminu i bliskość tej kobiety. Nie tylko
Honey była w niebezpieczeństwie!
- Musisz pracować w tak okropnej dzielnicy? Po co
w ogóle uczyć te bachory? - zadawał prowokacyjne pytania.
- Ktoś musi im pomóc - spokojnie odparła Honey.
- Pokazać, jak się wyzwolić i rozpocząć inne życie.
- Stąd nie ma ucieczki. Nic nie wskórasz - powiedział
powoli.
- A ty? Przecież się stąd wydostałeś.
- Ja?
- Tak. Powiodło ci się w życiu. Jesteś człowiekiem
sukcesu.
SZALECSTWO HONEY
103
- Prawdę mówiąc, wcale się nie wyzwoliłem. Nadal
uciekam. I nienawidzę tamtych czasów, a to uczucie
wciąż mi towarzyszy.
Honey wskazała piętrowy, czerwony budynek.
- To moja szkoła.
- Miłość nie istnieje. W przeciwieństwie do nienawi
ści - ciągnął Joshua. - Staram się w życiu brać wszystko,
co można, i nie dawać nic. To moja dewiza. Pogardzam
słabymi ludzmi. Takimi, jacy tu mieszkają. A oni, gdyby
tylko mogli, rozprawiliby się ze mną.
- Chyba nie wierzysz w to, co mówisz - stwierdziła
Honey.
Och, ta kobieta jest idealistką! jęknął w duchu Joshua.
Z kimś takim jak ona nie da się dyskutować.
- Pewnie w gruncie rzeczy nie jesteś tak bezlitosny
i twardy w stosunku do innych - mówiła dalej. - Może
masz podobne obawy jak wszystkie te dzieciaki, które tu
uczę. Pragniesz miłości, poczucia bezpieczeństwa i...
Miała rację. Pragnął tych rzeczy. W każdej minucie
swego życia. Zawsze. Lekko, jakby z wahaniem Honey
dotknęła ramienia Joshui.
- Może dla ciebie nie jest jeszcze za pózno - szepnęła.
Schwycił ją za rękę.
- I kto ma dać mi to wszystko? - zapytał z goryczą.
- Ty? Przecież wiem, że chcesz jak najszybciej się mnie
pozbyć.
- Gdybyś nie był bez przerwy tak dokuczliwy i przy
kry, może byłoby inaczej... - Honey pochyliła się
w stronę Joshui. - Czas na mnie. Muszę cię pożegnać.
Mam dużo pracy. Sądzę, że ty też.
- Chcesz zbawiać świat, który ja unicestwiam. - Pod
niósł głowę i z cynicznym wyrazem twarzy popatrzył na
otaczające ich rudery. - Wygląda na to, że radzę sobie
znacznie lepiej niż ty. - W oczach Joshui błyszczał gniew.
- Słuchaj - zaczęła spokojnie Honey - poddać się
SZALECSTWO HONEY
104
w życiu jest bardzo łatwo. Mógłbyś się zmienić, gdybyś
tylko zechciał. Decyzja zależy tylko od ciebie. Pozbądz
się uprzedzeń i nienawiści. Zaniechaj zemsty. Jestem
głęboko przekonana, że potrafisz zmienić swój stosunek
do świata. Na pozytywny.
W tej chwili Joshua był daleki od jakichkolwiek myśli
o nienawiści i zemście. Pragnął tylko jednego. Wziąć
w ramiona siedzącą obok kobietę.
Z trudem opanował narastające pożądanie.
- Moja droga - zaczął protekcjonalnie - na świecie
żyją tylko dwa gatunki ludzi. Zwycięzcy i pokonani. Jedni
wygrywają, drudzy przegrywają. Przestań tracić czas na
pomoc słabym, bo to i tak nic nie da.
- A do jakiego gatunku ludzi ty się zaliczasz? - spyta
ła cicho.
Popatrzył na Honey ponurym wzrokiem. Był wściekły
na siebie za to, co jej obiecał. %7łe przestanie się nią
interesować. Opacznie zrozumiała spojrzenie Joshui.
- Skąd u ciebie aż taki pesymizm? - spytała. - Co
komu szkodzi, że niektórzy ludzie pragną uszczęśliwiać
świat?
- Nie ma w tym nic złego. Ale to okrutne nabijać
głowy małych uliczników różnymi bajdami i mrzonkami.
Przecież te dzieci nigdy nie znajdą się wśród zwycięzców.
- Dlaczego ty zdecydowałeś się wyrwać ze swego
otoczenia?
- Motorem była nienawiść. Moimi krokami kierowała
nienawiść do konkretnego człowieka. Postanowiłem go
zniszczyć. Aby to uczynić, musiałem wiele osiągnąć.
Zdobyć odpowiednie środki.
Honey nagle pobladła. Zaczęła drżeć na całym ciele.
- Muszę już iść. %7łegnaj - szepnęła.
Wiedział, że ta kobieta chce odejść na zawsze.
I dobrze, pomyślał, oszukując sam siebie. Do diabła
tam dobrze!
SZALECSTWO HONEY
105
Pomógł jej wysiąść z wozu.
- Głuptasku, czy naprawdę sądzisz, że zostawię cię
samą w takim otoczeniu?
- Joshua, idz już sobie. Proszę. Nie chcę więcej cię
widzieć. Zwłaszcza po tym, jak... - Była teraz blada jak
ściana. Mówiła oschłym tonem. - Muszę wnieść do klasy
cały ten bagaż i gdzieś go upchnąć. Zajmie mi to sporo
czasu. Jesteś z pewnością zbyt zajęty mszczeniem się na
reszcie świata, żeby znalezć wolną chwilę i pomóc
naiwnej idealistce.
- Znajdę wolną chwilę. - Wyjął z rąk Honey duże
pudło.
- Zrozum, naprawdę zależy mi na tym, żebyś sobie
poszedł.
- Przecież powiedziałem, że nie zostawię cię samej.
- Zawsze wygrywasz, co? - W oczach Honey pojawi
ły się błyski gniewu.
- Tak. Jeśli na czymś mi zależy - odparł spokojnie.
Wzięła następne pudło i ruszyła w stronę wejścia do
szkolnego budynku.
Ponad godzinę zajęło im przenoszenie i układanie
w klasie książek i papierów. Kiedy skończyli, zmęczona
Honey usiadła na chwilę przy biurku. Joshua poszedł do
holu napić się wody.
Popełniła duży błąd. Podążyła za nim.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]