[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szkadzała jej złamana ręka. Kiedy wspomniała, jacy
na dodatek byli w tym aktywni, rumieniec zażenowa-
nia okrasił jej policzki.
Nie byłoby jeszcze tak zle, gdyby Guy chociaż
napomknął coś o tym, co między nimi zaszło. Albo
spytał, jak się czuje. Ale on unikał nawet kontaktu
wzrokowego i był już do połowy ubrany, a ona
jeszcze całkiem naga.
Warkot helikoptera zagłuszał myśli. Maszyna wi-
siała chyba tuż nad dachem chaty.
 Pewnie wylądują przy gorących zródłach! 
krzyknął Guy.  Mają tam sporo miejsca i oszczędzą
sobie wciągania nas na pokład windą.
Dla Jennifer bardziej palącym problemem było
w tej chwili włożenie stanika bez posługiwania się
złamaną ręką. Przemknęło jej przez myśl, by poprosić
o pomoc Guya, ale to raczej nie wchodziło w grę. Był
zbyt zaabsorbowany doprowadzaniem się do porząd-
ku przed pojawieniem się ratowników.
Jennifer zdołała naciągnąć na siebie wełniany swe-
terek, ale spódniczka suszyła się nadal na krześle.
 Podaj mi spódnicę, bo nie mogę wstać  poprosi-
ła płaczliwie. Guy, który też miał kłopoty z naciągnię-
ciem skarpetki na zsiniałą stopę, posłał jej zniecierpli-
wione spojrzenie, zerwał spódnicę z poręczy krzesła
i kiedy ją rzucał, drzwi chaty stanęły otworem.
 Cześć!  zawołała drobna kobietka w hełmie.
 Jak się macie?
 Maggie! Kogo moje oczy widzą?!  Twarz Guya
rozjaśnił ciepły uśmiech, o jaki Jennifer nigdy by go
nie podejrzewała, i który sprawił, że zalała ja fala
zazdrości.  Ty tutaj?
 A wiesz, że ja też nie mogę jeszcze uwierzyć.
 Ratowniczka odpinała klapę czegoś, co przypomi-
nało chlebak.  Zciągnęli mnie z wyrka o bladym
świcie. Zapłacisz mi za to, Guy.
 Przepraszam.
 %7łartuję...  Maggie uśmiechnęła się do Jennifer.
 Wszyscy od paru dni jesteśmy na nogach. Nie
zmrużyliśmy oka, odkąd zaginęliście.  Przeniosła
wzrok na Guya i spoważniała.  Dzięki Bogu, że nic
wam nie jest  powiedziała cicho.  Słyszałam, że
tamci nie mieli tyle szczęścia.
 Tak.  Guy odchrząknął.  Maggie, to Jennifer
Allen. Konsultantka do spraw ratownictwa medycz-
nego. Ma złamaną rękę i obtarte stopy, ale poza tym
nic jej nie jest. Chociaż jakiś środek przeciwbólowy
by nie zaszkodził.
 Miło cię poznać, Jennifer. Jestem Maggie Pat-
terson. Na oddziale ratunkowym naszego szpitala
poznasz mojego męża, Hugh.  Maggie wyciągnęła
z torby aparat do mierzenia ciśnienia i stetoskop.
 Zbadam cię, zanim odlecimy. Ty idziesz na pierw-
szy ogień, bo jak widzę, Guy jest w lepszej kondycji.
Jennifer uśmiechnęła się. A więc Maggie jest
mężatką. %7łoną jakiegoś Hugh.
Teraz, kiedy skończyła się ich gehenna i byli już
praktycznie bezpieczni, Jennifer opuściły nagle siły.
Po raz pierwszy w życiu powierzała opiekę nad sobą
innym.
 Trochę cię zaboli  uprzedziła Maggie.  Guy,
bądz tak dobry i przygotuj mi morfinę, dobrze?
Zastrzyk podziałał na Jennifer jak łyk stuprocen-
towego spirytusu. Zakręciło jej się w głowie i ból
zaczął opuszczać poobijane ciało.
 Możesz poczuć senność  rzekła Maggie.  Za-
aplikowałam ci końską dawkę. Spróbuj się odprężyć,
a my zaraz cię stąd zabierzemy.
Przez całe życie nie znosiła bezczynności. Czas
wolny był dla niej czasem straconym i gdyby ktoś jej
powiedział, że prześpi kiedyś czterdzieści osiem
godzin z rzędu, uśmiechnęłaby się tylko i popukała
w czoło.
Nowością był też fakt, że po przebudzeniu bez
najmniejszych wyrzutów sumienia wyglądała sobie
przez okno, podziwiając roztaczający się za nim
widok.
Inna sprawa, że był to widok niezrównany, jedyny
w swoim rodzaju. Jaki inny szpital na ziemi może
zaoferować pacjentom podobną panoramę urwistych,
przybranych w śniegowe czapy turni? Alpejski kurort
Queenstown nad Wakatipu  ogromnym i tajem-
niczym polodowcowym jeziorem u podnóża górs-
kiego łańcucha Remarkables. Jennifer pochodziła
z tych stron i była dumna, że uważa się je powszech-
nie za perłę Wyspy Południowej, ale mieszkać by tu
nie chciała.
Maggie i Hugh Pattersonowie otoczyli ją troskliwą
opieką. Kiedy rozeszła się wieść o odnalezieniu
ocalałych z katastrofy samolotu, zaroiło się tu od
dziennikarzy i reporterów. Pierwsza ekipa telewizyjna
czekała już na lądowisku dla helikopterów, ale Jennifer
pamiętała ich jak przez mgłę. Od tamtego czasu
udzieliła już paru wywiadów dla prasy i telewizji.
Kilka z gazet, w których je opublikowano, leżało
teraz w nogach łóżka, ale Jennifer nie miała ochoty
ich przeglądać. %7łenował ją widok jej zdjęć na pierw-
szych stronach i czytanie tego, co mówiła. Dlaczego
Guy nie pozwolił się sfotografować? I powiedział
tylko, że ,,nie ma o czym mówić, że zrobił jedynie to,
co zrobiłby każdy na jego miejscu, a poza tym mieli
od cholery szczęścia  ?
Jennifer usiadła. Sądząc po grze świateł na górs-
kich szczytach, był wczesny wieczór. Nie za pózno,
by wstać z łóżka i rozprostować zastałe członki.
Z rzeczy osobistych przywiezionych tu z hotelu,
w którym odbywała się konferencja prasowa, Jennifer
wybrała wełniane spodnie i jedwabną bluzkę. Nie
zapinając mankietu na ręce, którą miała w gipsie,
wyszła z pokoju.
W połowie korytarza stwierdziła, że chodzenie
sprawia jej większą trudność, niż się spodziewała,
i pożałowała, że nie zabrała kul, które zostawił jej
w pokoju fizykoterapeuta. W buszu nie uszłaby teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl