[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do siebie.
- Naprawdę nie zdajesz sobie z tego sprawy?
- No cóż, ktoś powiedział Rawlingsowi, że nasze małżeństwo jest fikcyjne. Jeszcze
jedna próba zaszkodzenia spółce.
Zaklął pod nosem na jej naiwność.
- To tylko efekt uboczny. Naprawdę temu komuś chodziło o to, żeby wbić jeszcze
jeden klin pomiędzy nas, Angie. Pomiędzy ciebie i mnie.
- O czym ty mówisz?
- Nie rozumiesz? Ktoś chciał, żebym cię zobaczył z Rawlingsem. Ktoś z premedytacją
nastawił na ciebie pułapkę, zresztą na niego też. Tylko dlatego nie wybiłem mu zębów.
- Nie rozumiem.
- Doprawdy, jesteś łatwowierna jak dziecko! Posłuchaj, to nie przez przypadek
doniesiono mi, że siedzisz w tym barze z Rawlingsem. Ktoś chciał, żebym pomyślał, że prze-
kazujesz mu tajne informacje, może nawet omawiasz sposób licytowania akcji. Ktoś chciał mi
udowodnić, że Townsendom nie można ufać.
Oczy Angie zrobiły się okrągłe jak spodki, a po chwili zaczęły ciskać błyskawice.
- Co za draństwo! Co za straszne, nieprawdopodobne draństwo! Miałam wyjść na
zdrajczynię, tak?
- Tak. Więc teraz znasz już całą prawdę. - Owen nie mógł powstrzymać uśmieszku
triumfu. I jeszcze się dziwisz, że my wstrętni, męscy szowiniści uważamy cię za cokolwiek
naiwną?
- Ale ja nic złego nie zrobiłam! - krzyknęła.
- Przecież wiem - uciął niecierpliwie.
Twarz Angie powoli się zmieniła. Odpłynął z niej gniew, a jej usta zaczęły się
rozchylać w ciepłym, radosnym, kobiecym uśmiechu.
- Ach, wiesz... - powiedziała.
- Co cię tak cieszy? - zapytał ze złością.
- Nic. - Uśmiechała się niewinnie dalej, pewna wreszcie jego miłości jak nigdy dotąd.
Czuła przepełniającą ją euforię.
- Angie, nie jestem w nastroju do żartów.
- Tak, kochanie.
- Więc czemu masz taką rozanieloną minę?
- Bo właśnie doszłam do całkowicie logicznej konkluzji - powiedziała lekko. -
Będziesz z pewnością zadowolony, że nie kierowały mną przy tym żadne emocje, kobieca
intuicja czy pobożne życzenia, a wyłącznie chłodne rozumowanie. Takie jak twoje, Owen.
Wzięłam pod uwagę tylko fakty, gołe fakty.
- Angie, o czym ty, do diabła, mówisz?
- Muszę podkreślić, że i tak byłam tego pewna, zanim potwierdziła mi to żelazna,
niepodważalna logika, ale pomyślałam, że się ucieszysz, iż doszłam do tego wniosku również
i na twój sposób.
- Posłuchaj, Angie, jeśli zaraz mi nie powiesz, o co chodzi, to...
- Ależ powiem ci, powiem. Chodzi o to, że mnie kochasz.
Kompletnie zdetonowany, spojrzał na nią osłupiałym wzrokiem.
- Co takiego?
- Kochasz mnie. Właśnie to udowodniłeś.
- Ja to udowodniłem?
- Jak najbardziej. - Uśmiechnęła się do niego i zarzuciła mu ręce na szyję. -
Przyznałeś, że zobaczyłeś mnie dziś w tym barze z Rawlingsem w sytuacji, którą można na-
zwać dwuznaczną, i ani przez chwilę nie pomyślałeś, że robię coś złego.
Oczy Owena znów się zachmurzyły.
- Nie zrobiłaś nic złego, jeśli chodzi o przekazywanie informacji, ale tak czy owak
zawiniłaś.
- Też coś! Ciekawe czym.
- Impulsywnością, brakiem rozsądku i przewidywania konsekwencji. A przede
wszystkim wykazałaś irytującą tendencję do działania na własną rękę, bez porozumienia się z
mężem.
- Przecież cię nie było.
- Mogłaś poczekać, aż wrócę! - podniósł głos Owen. W tym momencie do holu
wkroczył Derwin z bardzo zafrasowaną miną.
- Czy coś się stało?
- Nie - odpowiedziała Angie, uśmiechając się do niego promiennie.
- Nie - warknął Owen. - To nasza prywatna sprawa. Derwin pokiwał głową z ponurą
miną.
- Tak, rozumiem. Przepraszam. Mam nadzieję, że udało ci się spotkanie na przystani,
Angie?
Spojrzała na niego i dostrzegła dziwny wyraz drapieżnego oczekiwania w jego
oczach. Szczęście, które przed chwilą ją przepełniało, gdzieś znikło.
- Tak, dziękuję.
- Skąd wiedziałeś o tym spotkaniu? - Owen odwrócił się do Derwina.
- Och, nie powiedziała ci? Byłem nad jeziorem, kiedy przypłynął ten chłopak, Dave, z
wiadomością do Angie, że ktoś chce ją widzieć. Odprowadziłem ją nawet na przystań.
- Czy to prawda? - Owen nie poruszył się.
- Tak.
- Ale wracała już chyba z tobą? Czy może się mylę? - spytał Derwin, przyszpilając
Owena wzrokiem.
Owen uśmiechnął się zimno.
- Nie mylisz się - powiedział lekko. - Znalazłem ją w kawiarni z Jackiem Rawlingsem.
Może o nim słyszałeś. Reprezentuje grupę inwestorów, którzy chcą nabyć pakiet akcji spółki
Sutherland i Townsend.
- Rozumiem. - Derwin mierzył ich zwężonymi oczami. - To raczej dziwne, nie
uważasz?
- Nie. - Owen ścisnął Angie za rękę. - Powiedziałbym raczej, że nieetyczne. Rawlings
przesłał wiadomość, że pracuje dla jej brata. Angie, naturalnie, chciała się przekonać, o co
chodzi. Ale szybko zdała sobie sprawę z podstępu. Próbował tylko wyciągnąć z niej jakieś
informacje. Odesłała go do wszystkich diabłów. Prawda, Angie?
- Oczywiście.
- I ty jej wierzysz? - warknął Derwin.
- Naturalnie. Jest moją żoną, dlaczego miałbym jej nie wierzyć?
Oczy Derwina zaczęły ciskać błyskawice.
- Jest z Townsendów, dlatego. Ale to jasne, że jesteś zbyt zaślepiony, żeby dojrzeć to,
co masz przed nosem.
Wyszedł, nie mówiąc już ani słowa. Angie poczuła, że Owen zesztywniał, patrząc
posępnie za wujem.
- Owen?
- Chodzmy wreszcie z tego holu. - Pociągnął ją do pracowni i zamknął drzwi.
- Nie wyciągaj zbyt pochopnych wniosków.
- To Derwin stoi za tym wszystkim. Jestem pewien. - Owen wbił wzrok w okno. - Jest
rozgoryczony, ponieważ zawsze trzymano go z dala od zarządu naszych hoteli. Miał to za złe
od lat, a teraz jest na mnie wściekły, bo też mu nie dałem stanowiska.
- Przecież nie wiesz, że to on.
- Wiem. - Skąd?
- Widziałaś go parę minut temu. Myślał, że się kłócimy, ponieważ przyłapałem cię na
rozmowie z Rawlingsem.
- I właśnie o to się kłóciliśmy.
- Tak, ale z całkiem innego punktu widzenia, niż się Derwin spodziewał. Byłem na
ciebie zły, ponieważ dałaś się oszukać Rawlingsowi. Ani przez chwilę nie myślałem, że
wchodzisz z nim w jakieś układy. Ale Derwin najwyrazniej nie mógł się doczekać, żeby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]