[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rzekomo z wozów transmisyjnych. Milionowe audytorium wsłuchiwało się z zapartym tchem
w odgłosy policyjnych syren i krzyk tłumu. Donoszono o trujących gazach rozpylanych na
podmokłych terenach New Jersey. Aktorzy grający reporterów przekazywali relacje o sytuacji
na drogach. Wszystkie główne arterie miały być rzekomo zatarasowane przez tłumy
uciekinierów, którzy umykali przed najezdzcami z kosmosu.
Pracownicy stacji radiowej do chwili zakończenia audycji nie mieli pojęcia, że
słuchacze rzeczywiście wylegli na drogi, uciekając przed kosmitami. Tysiące ludzi przyjęło
wiadomość o ich przybyciu za dobrą monetę. Wybuchła panika.
- Istnieje zatem spore prawdopodobieństwo - ciągnął Jupe - że transmisja, którą
usłyszeliśmy, nie została nadana z Waszyngtonu. Może to wcale nie był głos prezydenta? A
jeśli nagranie zostało wyemitowane z nadajnika umieszczonego gdzieś w pobliżu? - Jupe
wskazał ręką otaczające dolinę urwisko.
- Zgoda - przyznał Bob. - Nadajnik może być tam. Zagłuszanie innych programów
radiowych też nie stanowi problemu. Rzekome orędzie prezydenta istotnie mogło być nadane
z prowizorycznej stacji radiowej zamontowanej na wzgórzu. Trudniej wytłumaczyć blokadę
drogi przez wojsko...
- Przyjmijmy, że to zwykli oszuści - zaproponował Jupe. - Porucznik jest wyjątkowym
służbistą. Mnie się to wydaje podejrzane. Stara się być nienaganny pod każdym względem.
Wygląda jak spod igły. Przypomina aktora, który wciela się w postać oficera.
- Może niedawno dostał awans - zastanawiał się Bob. - Z drugiej strony jednak muszę
przyznać, nosi mundur jak kostium. Ciągle chodzi w rękawiczkach. Podobno młodzi
oficerowie mają skłonność do przesady.
- Jeśli to mistyfikacja, ktoś zadał sobie wiele trudu, żeby ją przygotować - stwierdził
Pete. - Po co by to robił? Ta błękitna poświata i płomienie nad urwiskiem wyglądały...
niesamowicie. Trudno jest zmienić litą skałę w jezioro dymów i ognia. Widzieliśmy
startujący z łąki statek kosmiczny. Nie zapominaj o spalonych włosach pasterza owiec! A co
powiesz o kawałku metalu znalezionym w trawie przez Hanka Detweilera? Trudno
powiedzieć, czy to zawór, przekładnia czy jakiś inny mechanizm.
- Te argumenty brzmią przekonująco - odparł Jupe - ale spróbuj popatrzeć na sprawę
inaczej. Twój ojciec pracuje w studiu filmowym. Czy wczorajsze zdarzenia nie mogłyby
zostać powtórzone przez zdolnego fachowca od efektów specjalnych?
- Racja... Wszystko da się zrobić - mruknął po namyśle Pete. - Nie byłoby z tym
większych problemów.
- Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać, o co tu chodzi - odparł Jupe. - Musimy
zrealizować nasz wcześniejszy plan, dotrzeć do najbliższego miasteczka i zorientować się w
sytuacji.
- To oznacza, że trzeba będzie wrócić na łąkę i przejść obok urwiska, prawda? - rzucił
Bob. - Trudno. Nie ma innego wyjścia. Ruszamy.
- O nie! - jęknął Pete. - Naprawdę musimy iść przez pastwisko? A jeśli coś... ktoś...
nam zagrozi?
- To samo mówiłeś wczorajszej nocy, a jednak spotkaliśmy tylko pasterza. Nie martw
się na zapas. Wyjdziemy dopiero, gdy się rozwidni - zapewnił Jupe.
Detektywi czekali niecierpliwie, aż poranny brzask rozświetli dolinę. O świcie
szybkim krokiem ruszyli w stronę łąki. Gdy minęli pola uprawne i znalezli się na skraju
pastwiska, ujrzeli mgłę, która podniosła się znad sztucznego jeziora i pełzła po trawie długimi
pasmami. Chłopcy śmiało poszli dalej. Ominęli stado owiec pasących się w oddali. Każdy z
Trzech Detektywów odczuwał dziwny niepokój. Przypomniał im się pasterz Simon de Luca
rozciągnięty bezwładnie na ziemi oraz jego włosy spalone ogniem startującego pojazdu.
Chłopcy posuwali się wolno, omijając skały oraz krzaki rosnące w pobliżu tamy.
Wspięli się na jej szczyt i ruszyli wzdłuż sztucznego jeziora. Pete szedł pierwszy wśród
skłębionej mgły.
Nagle rozległ się jego krzyk.
Ktoś stał na ścieżce - wysoka smukła postać z nieproporcjonalnie wielką głową. Po
chwili detektywi spostrzegli, że zagadkowa istota nosi kosmiczny skafander wykonany z
połyskliwego białego materiału, który migotał w bladym świetle poranka. Głowę tajemniczej
postaci okrywał wielki hełm; idealny strój ochronny nurka, astronauty lub kosmity, dla
którego ziemska atmosfera jest zabójcza.
Pete znowu krzyknął. Jupe ujrzał wzniesioną rękę zadającego cios przybysza z
kosmosu. W tej samej chwili poczuł, że ktoś chwyta go od tyłu za szyję i unosi w powietrze.
Zobaczył szare niebo i blednące poranne gwiazdy. Nagle poczuł ostry ból. Miał wrażenie, że
spada w czarną otchłań. Zrobiło mu się ciemno przed oczyma.
ROZDZIAA 9
Zachęta do myszkowania
Gdy Jupe otworzył oczy, ujrzał nad sobą błękitne niebo. Mgła zniknęła. Obok niego
klęczał zatroskany Konrad.
- Jupe, powiedz coś! Jak się czujesz? - powtarzał z niepokojem.
Chłopiec jęknął. Bolał go kark i ramię. Usiadł z trudem i zachwiał się.
Rafael Banales pomógł wstać leżącemu obok Pete owi. John Aleman mówił coś
przyciszonym głosem do Boba siedzącego na trawie, z kolanami podciągniętymi do brody.
- Konradzie, jak nas znalazłeś? - zapytał Jupe.
- To wcale nie było trudne - odparł z uśmiechem kierowca. - Zaraz po przebudzeniu
zorientowałem się, że was nie ma. Próbowałem sobie wyobrazić, co bym zrobił na miejscu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl