[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ja nie jestem. Postawię na numer dwadzieścia siedem.
- Annie...
Ale nie słuchała.
Znalazła wolne miejsce między starszym panem w ogromnym stetsonie i drobną damą w błyszczącej
sukni, która właśnie zapalała jednego papierosa ód drugiego.
- Dwadzieścia siedem - powiedziała Annie i położyła dolara na stole.
Krupier spojrzał na nią zdziwiony.
- Minimalna stawka to pięć dolarów, madame.
- Przepraszam. - Annie wyciągnęła z torebki właściwy banknot i krupier podsunął jej pięcio-dolarowy
szton.
- Tak pewnie obstawia pani dwadzieścia siedem - odezwał się kowboj w stetsonie.
- Mam przeczucie. - Przeczucie zostało skwitowane przez Fishera pełnym rezygnacji westchnieniem.
Koło poszło w ruch. Kulka toczyła się coraz wolniej, wolniej przeskakując z przegródki do
przegródki...
Tajemniczy lokator 443
- A niech mnie, dwadzieścia siedem! - zawołał kowboj.
Krupier podsunął jej wygraną i Annie rzuciła się na szyję Fisherowi.
- Widzisz! - wołała podniecona. - Widzisz! Wygrałam!
Fisher też się ucieszył, tylko z innego powodu.
- To znaczy, że możemy już iść - stwierdził.
- Teraz nie może pani odejść - zaprotestował kowboj. - Co teraz pani obstawi?
- Sześć - oznajmiła Annie bez chwili wahania.
- Sześć. - Kowboj przesunął stertę sztonów na wskazany przez Annie numer. Ona sama postawiła
dziesięć dolarów na szóstkę, ale kulka zatrzymała się na piątce.
Annie wypuściła powietrze z płuc.
- Dlatego to się nazywa hazard - szepnął jej Fisher do ucha.
- Byłam taka pewna. Ciągle jestem. Zaraz powinna wypaść szóstka.
- Obstawmy jeszcze raz - zaproponował kowboj i cała trójka: on, pani paląca papierosa za papierosem
i Annie, umieścili swoje sztony na odpowiednim polu.
Wyszła szóstka!
Annie zamówiła szampana i grała dalej. W sumie wygrała dwa razy, przegrała trzy, trochę ochłonęła i
zaczęła rozglądać się po sali, ciekawa nowego otoczenia. Czuła się jak w filmie z Jamesem Bondem.
W pewnym momencie poczuła na sobie czyjś wzrok. Rzeczywiście, obserwował ją
444 Jennifer McKinlay
jakiś mężczyzna siedzący przy stole do blackjacka po prawej. Miał biały garnitur, czarną, głęboko
rozpiętą jedwabną koszulę, medalion na piersi i wielkie ciemne okulary, zasłaniające pół twarzy.
Annie miała wrażenie, że go zna, ale nie mogła sobie przypomnieć, gdzie i kiedy go widziała. Kto to?
Klient z Małej Czarnej"? Znajomy rodziców?
- Dobrze się czujesz? - zapytał Fisher, nachylając się ku niej.
- Dobrze. Zobaczyłam kogoś, kogo chyba znam.
Spojrzała w stronę stołu do blackjacka, ale mężczyzna zniknął. Dziwne.
W godzinę pózniej, oszołomiona szampanem i grą, odeszła w końcu od stołu z pięcioma dolarami, z
którymi rozpoczęła swoje spotkanie z hazardem. Fisher czekał na nią przy automatach.
- To dopiero początek - oznajmiła. - Co teraz? Poker? Blackjack?
- A może Trzy Poduszki?
- Bardzo śmieszne - prychnęła. Chcesz mi powiedzieć, że już po dobranocce?
- Tak. - Ujął ją pod łokieć i wyprowadził z kasyna.
- To, że jesteś moim mężem, nie oznacza, że możesz mną rządzić.
- Gdybym miał tobą rządzić, nie spędziłabyś minionej godziny w kasynie, tylko w łóżku. Ze mną.
- Aha. - Annie szybko wsiadła do windy. Owszem, przedostatnią noc spędziła z Fishe-
Tajemniczy lokator
445
rem. Jeszcze do końca nie przyswoiła sobie faktu, że są kochankami, a raptem stali się małżeństwem i
wcale nie była pewna, czy w zaistniałej sytuacji powinna iść do łóżka z Fisherem. To wszystko
skomplikuje. Skomplikuje! Dobre sobie. Jakby coś można było skomplikować jeszcze bardziej.
Apartament okazał się imponujący: salon, łazienka z wielką wanną i sypialnia z jeszcze większym
łożem. Annie szybko odwróciła wzrok. Kanapa w salonie sprawiała wrażenie całkiem wygodnej...
- Jesteś głodna? - zapytał Fisher, idąc do sypialni, gdzie stał telefon.
- Nie - skłamała, sadowiąc się w fotelu. Burczało jej w brzuchu, ale duma nie pozwalała
zmienić zdania i zamówić coś do jedzenia. Wzięła pilota i zaczęła skakać po kanałach. Fisher tym-
czasem skończył rozmowę z obsługą hotelową i znowu gdzieś dzwonił. Zaintrygowana ściszyła
trochę fonię. Rozmawiał z Brianem, a ona bezczelnie podsłuchiwała, ale nie usłyszała nic ciekawego.
Kiedy po dobrym kwadransie Fisher odłożył słuchawkę, wróciła do oglądania telewizji.
W chwilę pózniej rozległo się pukanie do drzwi i pojawił się kelner z wózkiem zastawionym
jedzeniem.
- Może jednak dasz się namówić na kolację? - zapytał Fisher, odprawiwszy chłopaka. - Nie uwierzę w
to twoje dziękuję, nie jestem głodna". W drugim pokoju słychać, jak ci burczy w brzuchu.
Annie zmrużyła oczy.
446 Jennifer McKinlay
- Strasznie jesteś apodyktyczny.
- Troszczę się o ciebie.
Chciała zobaczyć jego minę, ale stał nad wózkiem z pochyloną głową i robił przegląd dostarczonych
dań.
Kiedy podeszła powoli, z uśmiechem podał jej talerz. Usiedli przy oknie i jedli w milczeniu,
podziwiając światła Las Vegas. Gdyby nie fakt,, że są po ślubie, byłaby to bardzo romantyczna kola-
cja, rozmyślała Annie, przystępując do deseru.
Obydwoje milczeli i nie było w tym milczeniu nic krępującego, przeciwnie, Annie miała wrażenie, że
zna Fishera od zawsze. Ledwie wyszła za mąż i już byli starym, dobrym małżeństwem. To jeszcze
jeden, być może zasadniczy powód, żeby wystrzegać się ślubów.
- Spektakularny widok - stwierdził Fisher po długim namyśle.
- O, tak - odparła tym samym odkrywczym tonem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]