[ Pobierz całość w formacie PDF ]
problemy z koncentracją. Jakby myślał o czymś innym.
Jak długo pan go znał?
Pięć lat. Odkąd przejąłem redakcję od Windemeera. Innings
był zdolny.
Jung pokiwał głową.
Czy ostatnio nie spotykał się z jakimiś obcymi osobami? Czy
w redakcji nie pojawił się nikt, kto mógł mieć związek z jego
niepokojem? A może wydarzyło się tu coś niezwykłego?
Kiedy skończył, uświadomił sobie, że to dość głupie pytanie.
Posłał więc Cannellemu przepraszający uśmiech, na który ten
odpowiedział wzruszeniem ramion.
Panie inspektorze, to redakcja gazety. Całymi dniami ludzie
wbiegają tu i stąd wybiegają. Obawiam się, że w tej kwestii panu
nie pomogę.
No cóż powiedział Jung po chwili namysłu i zamknął
notatnik. Jeśli coś pan sobie przypomni, i tak dalej&
Oczywiście.
Moreno czekała na niego w samochodzie.
Jak poszło? zapytała.
Nic z tego odparł Jung.
U mnie to samo. Z iloma osobami rozmawiałeś?
Z trzema.
Ja z czterema. Chociaż jak dla mnie jedno jest pewne
powiedziała Moreno.
Co?
Facet wiedział, że jest w niebezpieczeństwie. Dziwnie się
zachowywał, wszyscy to powtarzali.
Jung przytaknął i odpalił silnik.
Przynajmniej po fakcie się zorientowali stwierdził. Szkoda,
że ludzie nigdy nie reagują na czas.
Niby tak. Chociaż gdyby się chciało zająć każdym, kto sprawia
wrażenie lekko zaniepokojonego, to nie starczyłoby już czasu na nic
innego.
Racja. Jedziemy na kawę? Dobrze nam zrobi na nerwy.
Jasne.
27
Przez półtora dnia się wahała.
Pierwszy raz przeczytała o tym w czwartek wieczorem, kiedy w
autobusie przeglądała gazetę. Jednak dopiero pózno w nocy zrodziło
się w niej podejrzenie. I to podczas snu, który nagle rozpłynął się,
znikając w mrokach nieświadomości, a ona się obudziła i cała scena
stanęła jej przed oczami.
Zajęta kabina telefoniczna na korytarzu. Czyjeś plecy za szarą
szybą. I magnetofon przystawiony do słuchawki.
Widziała to tylko jeden jedyny raz, i to trzy tygodnie temu. A
jednak wciąż miała ten obraz w głowie. To było we wtorek
wieczorem. Chciała akurat zadzwonić do kolegi z kursu, ale od razu
się zorientowała, że telefon jest zajęty. Wszystko trwało nie dłużej niż
parę sekund. Otworzyła tylko drzwi, wyjrzała na korytarz i cofnęła się
do pokoju.
Pięć minut pózniej telefon był już wolny i udało jej się zadzwonić,
gdzie chciała. Niesamowite, że ta krótka, nieistotna scena zapadła jej
w pamięć. Kiedy teraz się obudziła, stwierdziła, że jak dotąd ani razu
nie zdarzyło jej się o tym pomyśleć.
I to właśnie przez to przez tę niejasność całej sytuacji zaczęła
się wahać.
W piątek po południu spotkała ją na schodach. To spotkanie też
nie było w żaden sposób niezwykłe. Zwykła codzienność, a jednak
kiedy w sobotę wczesnym rankiem kolejny raz obudziło ją gwałtowne
wzdrygnięcie, zrozumiała, że te dwa z pozoru nieistotne obrazy
nałożyły się na siebie. Zlały się w całość, składając się na przerazliwe
podejrzenie.
Właściwie najpierw powinna była poradzić się Natalie, ale nie
zastała jej w pokoju, bo Natalie wyjechała na weekend do rodziców.
Po porannej przebieżce w parku (którą z racji deszczu musiała nieco
skrócić), prysznicu i śniadaniu podjęła decyzję.
Coś (może strach? zastanawiała się pózniej) powstrzymało ją
przed użyciem telefonu na korytarzu. Na policję zadzwoniła z budki
przy poczcie.
Była godzina 9.34, a jej zgłoszenie przyjął stażysta Willock, który
obiecał przekazać je dalej kolegom z wydziału śledczego i odezwać
się do niej pózniej.
Wróciła więc do siebie, żeby się pouczyć.
Poczuła ulgę, ale jednocześnie cała sprawa wydawała się jej
nierealna.
Reinhart westchnął. Przez ostatnie dziesięć minut bohatersko
próbował wytrzymać w pozycji półleżącej na zwykłym krześle
biurowym, ale jedynym odczuwalnym skutkiem okazał się ból
pleców. I to zarówno w lędzwiach, jak i na górze, między łopatkami.
Van Veeteren siedział naprzeciwko, ciężko zwieszony nad
biurkiem zawalonym stertą papierów, teczek, kubkami z resztkami
kawy i połamanymi wykałaczkami.
Nic nie mów powiedział Reinhart.
Van Veeteren wymamrotał coś pod nosem i zaczął czytać kolejną
kartkę.
Bzdury stwierdził po minucie i zgniótł papier. Tu też nie ma
żadnych faktów. Loewingen to, gdybyś nie wiedział, przedmieście
dla klasy średniej. Wszystkie żony pracują, a dzieci chodzą do
przedszkola. Najbliższa sąsiadka, która była w domu w czasie
zbrodni, mieszka sześć domów dalej, zresztą akurat wtedy spała.
Wszystko idzie jak po grudzie.
Spała? zapytał Reinhart nieco tęsknym tonem. Przecież, do
cholery, była pierwsza po południu.
To pielęgniarka, pracuje na noce w Gemejnte wyjaśnił Van
Veeteren.
Słowem, próbujesz mi powiedzieć, że nie mamy świadków?
Otóż to potwierdził komisarz i zaczął dalej kartkować papiery.
Nawet kota.
W każdym razie inni potwierdzili, że był zaniepokojony
powiedział Reinhart po chwili. Wszyscy byli zgodni. Musiał
wiedzieć, że jest w tarapatach.
Oczywiście. Możemy więc obstawić, że jest jakaś mniejsza
grupa.
Reinhart westchnął jeszcze raz i wstał. Stanął przy oknie i zaczął
przez nie wyglądać.
Cholerny deszcz powiedział. %7łe też człowiek nie może być
jak bagno. Czyli nie trafiłeś na nic, czego można by się uczepić?
Rozległo się pukanie do drzwi i wszedł Mnster. Skinął głową i
usiadł na krześle, które zwolnił Reinhart.
Wyszedł do miasta w piątek wieczorem.
Innings? zapytał Mnster.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]