[ Pobierz całość w formacie PDF ]
no znajdzie pani warsztat.
Eleanor podziękowała i wyciągnęła rękę do Juliany,
która pośpiesznie ścisnęła jej palce. Nie ulegało kwestii,
że tak samo jak panna Hartę nie może się doczekać, kie
dy wreszcie wyjdą.
Dopiero sięgając do klamki Eleanor zauważyła, że
przy drzwiach wisi jakieś ogłoszenie, dokładnie w tym
samym miejscu, gdzie zauważyła anons, który sprowa
dził ją na Trelay.
Tym razem jednak nie była to propozycja zatrudnienia.
ZAWIADOMIENIE
Oferuje się nagrodę pieniężną znacznej wysokości
za bezpieczny powrót lady Eleanor Wycliffe
z wielce szacownego księstwa Westover.
Dama ta ma jasną cerę, brązowe włosy
i zielone oczy; kiedy ją widziano po raz ostatni,
przejeżdżała przez masyw górski Szkocji.
Z każdą informacją proszę zgłaszać się
do Jego Wysokości, księcia Westover,
albo do jego dziedzica, markiza Knighton.
Przy poszukiwaniach koszta nie grają roli.
Eleanor poczuła, że krew szybko odpływa jej z twa
rzy. O, dobry Boże, pomyślała, szukają mnie.
Zawiadomienie musiało zostać wywieszone w przecią
gu ostatnich dwóch dni, ponieważ wcześniej osobiście
przebywała w gospodzie i go nie zauważyła. Chciała wy
pytać o nie panią Maclver, dowiedzieć się, kto je przy
niósł i kiedy, ale uznała, że najmniejsze nawet zaintere
sowanie z jej strony może pomóc kobiecie zorientować
się, że to właśnie o nią musi w tym ogłoszeniu chodzić.
Poczuła się zaskoczona, że karczmarka jeszcze tego
nie zauważyła.
Zerknęła na nią i zobaczyła, że kobieta zajęta jest
kwiatami, które układała w niewielkim wazonie. Eleanor
udała, że szuka czegoś w torebce, zaczekała, aż gospody-
ni na moment się odwróci, a potem zerwała zawiadomie
nie ze ściany i pospiesznie je schowała.
Znalazłszy się za drzwiami, głęboko zaczerpnęła po
wietrza. W pierwszej chwili chciała wracać prosto na łódź
MacNeilla i po prostu zaczekać tam, aż będzie pora po
płynąć do domu, i pewnie zrobiłaby tak, tylko że napraw
dę musiała kupić sobie buty. Może wywieszono tylko to
jedno zawiadomienie, pomyślała z nadzieją. A jeżeli nie,
będzie po prostu musiała znaleźć je wszystkie i wszystkie
usunąć, zaczynając, tak postanowiła, od chaty szewca.
Ruszyły w kierunku wskazanym przez panią Maclver.
Eleanor podniosła wzrok i zauważyła, że zaczyna się
chmurzyć. Miała nadzieję, że się znowu nie rozpada.
Nie uszły daleko, a już trafiły na małą, spowitą dzikim
winem chatkę, na czubku której sterczał przypominający
otwartą beczułkę komin. Przed chatą, pod drzwiami, wy
legiwał się rzeczywiście ogromny, czarny pies. Oczy miał
zamknięte, oddychał powoli i ciężko, i wydawał się na nic
nie zwracać uwagi, kiedy się cicho zbliżały. Nie poruszył
się, nie uniósł nawet głowy...
...dopóki nie znalazły się o kilka stóp od niego.
Wtedy raptownie zerwał się i jednym susem znalazł
się między nimi a drzwiami. W następnej chwili zaczął
ujadać jak opętany.
Juliana zamarła u boku Eleanor. Eleanor szybko sta
nęła pomiędzy dziewczynką a rozszczekanym psem. Ści
skając mocno dłoń dziecka w swojej ręce, postąpiła
ostrożnie jeden krok w stronę drzwi. Pies obnażył zęby
i gniewnie na nią spojrzał.
- Czy jest tam kto? - zawołała słabiutko w kierunku do
mu w nadziei, że jakoś przyciągnie uwagę właściciela psa,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]