[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wam powiedzieć. Kath była w swoim gabinecie, gdy wychodziłam.
Miała zamiar popracować. Była wtedy, nie wiem, szósta trzydzieści.
Kiedy wróciliśmy, myślałam, że poszła już spać. Nie zapaliła światła
na werandzie. - Więcej szczegółów, pomyślała walcząc z ogarniającą
ją histerią. Policja potrzebowała szczegółów, tak jak każda dobra
powieść. - Szłam do kuchni i zobaczyłam, że drzwi do jej gabinetu są
otwarte i pali się światło. Więc weszłam. - Znów uniosła filiżankę
próbując nie myśleć, co było potem.
Ponieważ Ed przy tym był, Ben nie musiał naciskać. Wszyscy
troje wiedzieli, co działo się pózniej.
- Spotykała się z kimś?
53
- Nie. - Grace trochę się odprężyła. Będą teraz rozmawiać o
innych sprawach, bardziej logicznych, a nie o tej niewytłumaczalnej
scenie za drzwiami gabinetu. - Dopiero co zakończyła się jej sprawa
rozwodowa i jeszcze się z tym nie uporała. Pracowała, nie miała
towarzystwa. Skupiła się na tym, żeby zarabiać pieniądze. Chciała
zwrócić się do sądu o przyznanie jej opieki nad synem.
Kevin, dobry Boże, co będzie z Kevinem. Grace ujęła filiżankę w
dwie ręce i podniosła ją do ust.
- Jej mężem był Jonathan Breezewood Trzeci, z Palm Springs.
Stara fortuna, stary ród, paskudny charakter. - Jej spojrzenie
stwardniało, gdy jeszcze raz spojrzała na drzwi kuchenne. - Może,
może po prostu dowiecie się, czy wybrał się w podróż na wschodnie
wybrzeże?
- Czy masz jakiś powód, by przypuszczać, że były mąż twojej
siostry mógł chcieć ją zabić?
Spojrzała na Eda.
- Nie rozstali się polubownie. Oszukiwał ją od lat, więc wynajęła
prawnika i prywatnego detektywa. Mógł się o tym dowiedzieć.
Breezewoodowie są z tych, którzy nie zniosą żadnej skazy na wła-
snym nazwisku.
- Czy wiadomo ci, żeby kiedyś groził twojej siostrze? - Ben
spróbował herbaty, chociaż marzył o filiżance kawy.
- Nie powiedziała mi, ale wiem, że się go bała. Nie walczyła o
Kevina od początku ze względu na charakter męża i na wpływy jego
rodziny. Powiedziała mi, że przez niego jeden z ogrodników znalazł
się w szpitalu. Z powodu kłótni o krzew róży.
- Grace. - Ed dotknął jej ręki. - Czy zauważyłaś gdzieś w pobliżu
kogoś podejrzanego? Czy ktoś tutaj przychodził, żeby coś dostarczyć,
kręcił się albo nagabywał?
- Nie. To znaczy był tutaj człowiek, który dostarczył moje
bagaże, ale on był zupełnie nieszkodliwy. Byłam z nim sama w domu
przez jakieś piętnaście, dwadzieścia minut.
- Jak się nazywa ta firma? - spytał Ben.
- Nie wiem... - Palcami potarła nos. Zawsze łatwo przypominała
sobie różne szczegóły, ale teraz myślenie było dla niej jak walka we
mgle. - Quik and Easy . Bez c w quick. Facet miał na imię...
Jimbo. Tak, Jimbo. Miał to wyszyte na kieszeni koszuli. Mówił z
akcentem z Oklahomy.
54
- Twoja siostra była nauczycielką? - upewnił się Ben.
- Tak, zgadza się.
- Czy miała jakieś problemy ze współpracownikami?
- Większość z nich to zakonnice. Raczej trudno się kłócić z
zakonnicami.
- Tak. A jej uczniowie?
- Nic mi nie mówiła. Faktem jest, że nigdy nic mi nie mówiła. -
Na tę myśl Grace poczuła ucisk w żołądku. - Pierwszego dnia, gdy
przyjechałam, wypiłyśmy trochę za dużo wina i rozmawiałyśmy do
pózna. Właśnie wtedy opowiedziała mi o Jonathanie. Ale od tamtej
pory i przez większość życia była zamknięta w sobie. Mogę was
zapewnić, że nie czyniła sobie z ludzi wrogów ani też nie miała
przyjaciół, przynajmniej bliskich. Przez kilka ostatnich lat jej życie
ograniczało się do rodziny. Nie mieszkała w Waszyngtonie
wystarczająco długo, żeby nawiązać jakieś znaczące kontakty. %7łeby
spotkać kogoś, kto chciałby... kto mógłby jej to zrobić. To był
Jonathan albo ktoś obcy.
Ben nie odzywał się przez chwilę. Ktokolwiek to był, nie włamał
się, by coś ukraść, tylko żeby ją zgwałcić. Inaczej wyglądałby dom
po kradzieży, a inaczej po napadzie w celu gwałtu. %7ładen inny pokój,
nie licząc gabinetu, nie był nawet tknięty. W tym domu pachniało
gwałtem.
- Grace. - Ed doszedł już do tych samych wniosków co jego
partner i posunął się o krok dalej. Ktokolwiek to zrobił, mógł przyjść
po kobietę, którą dostał, albo po tę, która siedziała obok niego. - Czy
jest ktoś, kto mógł mieć takie zamiary wobec ciebie? - Spojrzenie
Grace nie wyrażało nic, więc ciągnął dalej. - Czy jest ktoś, z kim
byłaś ostatnio związana, i kto mógłby chcieć cię skrzywdzić?
- Nie. Nie miałam czasu, żeby się z kimś związać. - Ale samo
pytanie wystarczyło, by wzniecić w niej panikę. Może to o nią
chodziło? Może ona miała być celem? - Właśnie wróciłam z tourne.
Nie znam nikogo, kto mógłby to zrobić. Nikogo.
Następne pytanie zadał Ben.
- Kto wiedział, że tu jesteś?
- Mój wydawca, redaktor, ludzie z działu reklamy. Każdy, kto
tylko chciał. Właśnie objechałam dwanaście miast i spotykałam
tabuny ludzi. Gdyby ktoś chciał mnie zabić, mógłby to zrobić już z
tuzin razy, w pokojach hotelowych, w metrze czy w moim własnym
55
mieszkaniu. To Kathleen nie żyje. Mnie tu nawet nie było. - Zamilkła
na chwilę, by się uspokoić. - On ją zgwałcił, prawda? - Potrząsnęła
głową, zanim Ed zdążył odpowiedzieć. - Nie, nie. Nie chcę teraz o
tym myśleć. Nie jestem w stanie myśleć o niczym. - Podniosła się i
znalazła niewielką butelkę brandy w kredensie obok okna. Wzięła
szklankę i napełniła ją do połowy. - Nie ma więcej?
Ed miał ochotę wziąć ją za rękę, pogładzić po włosach i
powiedzieć, żeby więcej nie myślała. Ale był policjantem i miał do
wykonania pracę.
- Grace, czy wiesz po co twojej siostrze były potrzebne dwie linie
telefoniczne w gabinecie?
- Tak. - Grace szybko przełknęła brandy, odczekała chwilę i
łyknęła jeszcze raz. - Nie ma sposobu, żeby utrzymać to w tajemnicy,
prawda?
- Zrobimy, co w naszej mocy.
- Kathleen nie chciałaby rozgłosu. - Usiadła trzymając szklankę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]