[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jeszcze Hugo zbliżył się do niej na dobre. On także był
na granicy.
Nagle wykrzyknął głośno jej imię. Obojgiem, niemal
równocześnie, targnął spazm spełnienia.
I kiedy Dee wróciła do rzeczywistości, leżała w jego
uścisku, radosna i szczęśliwa.
- Następnym razem będzie lepiej - powiedział Hugo.
Muskał ją delikatnymi pocałunkami. - Postaram się, żeby
to trwało dłużej i...
82
- Lepiej? Niż teraz... To niemożliwe! - szepnęła Dee
błogo.
- Och, Dee, Dee, jak ja cię kocham! A przecież mo
głem cię nie spotkać. Mogłaś w ogóle nie istnieć. Prze
cież nie zaplanowałem tego wszystkiego. Nie zamierza
łem zakochać się. Szczerze mówiąc, nawet nie chciałem
wiązać się tak z żadną kobietą, póki nie skończę trzy
dziestu lat. A do tego okazało się, że mamy takie same
zasady, ideały i ambicje. Nie zniósłbym, gdybyś oczeki
wała ode mnie, że zostanę w domu i podejmę taką pracę,
o jakiej wciąż mówi mój ojciec. Taką, która da mi dużo
pieniędzy. Nie będę dobrym mężem, wiesz o tym, pra
wda? Nasze dzieci będą narzekać, a wszystkie twoje
przyjaciółki pomyślą, że oszalałaś zupełnie, zakochując
się we mnie. Twój ojciec będzie przeciwny...
- Nie, nie będzie - powiedziała. - Podziwia cię za
to, co robisz... Bo pomaganie innym jest godne podziwu,
Hugo. Nie mogłabym kochać cię aż tak bardzo, gdybyś
był choć odrobinę innym człowiekiem. I naprawdę nie
zamierzam zmieniać ani ciebie, ani twoich planów.
- Swoją drogą, cóż za szczęśliwy zbieg okoliczności,
że będziesz kończyła studia niema] w tym samym czasie,
kiedy ja będę bronił doktoratu. Nie mogę, rzecz jasna,
wyjechać, zanim tego nie zrobię. Ale kiedy tylko będzie
po wszystkim, kiedy oboje zakończymy studia... Tyle
chciałbym zrobić, Dee. Tak wiele. Tak bardzo wiele...
- Mmm... wiem - powiedziała. - Nawet nie musia
łeś dotykać szampana - dodała słodko. - A tu jeszcze
jest jacuzzi... Na jak długo zarezerwowałeś apartament?
- Tylko na tę noc - wyznał smutno.
83
- Na jedną noc?! Chcesz powiedzieć, że mamy je
szcze aż dwanaście godzin?
- Całe dwanaście godzin - potwierdził. Zabrzmiało
to trochę niewyraznie, bowiem Dee właśnie go całowała.
- No to nie mamy ani chwili do stracenia, prawda?
- powiedziała. I pogłaskała go.
- Prawda. Ani chwili.
ROZDZIAA SZSTY
Dee obudziła się gwałtownie. Serce jej waliło jak osza
lałe, usta miała wyschnięte. Spała twardo, ale nie była
wypoczęta. Leżała w łóżku z obcą jej zupełnie niechęcią
do wstawania. Nienawidziła samej myśli o tym.
Naprawdę niechęć ta była jej całkiem obca? Nie. Był
taki czas w jej życiu, zaraz po śmierci ojca, kiedy znaj
dowała się w podobnym nastroju. Kiedy wciąż czuła
przemożną potrzebę zaszycia się w jakimś bezpiecznym
miejscu, z dala od świata i ludzi. Toczyła wtedy ze sobą
okropne walki, by zmusić się do czynu, do działania. Te
raz też musiała pokonać słabość. Zdecydowanym ruchem
odrzuciła kołdrę i postawiła stopy na podłodze.
Jej sypialnia była miejscem szczególnym. Stanowiła
miejsce sekretne, gdzie nikt nie miał prawa wstępu. Nie
dlatego nawet, żeby było to jakieś sanktuarium. Dee wie
działa, że zdradziłoby to skrywane strony jej natury.
Zciany pomalowane były jasną, pastelową farbą. Zie-
lono-niebieską. W oknach wisiały bogato drapowane,
kremowe, muślinowe firanki. Również wszystkie meble
pokryte były kremowym brokatem. Z sufitu spływały po
obu stronach wielkiego łóżka kremowe, muślinowe za
słony. Również dywan miał kremową barwę. Atmosfera
pokoju przepełniona był delikatnością. Gdyby ktoś obcy
85
zajrzał do jej sypialni, nabrałby przekonania, że jej lo
katorka jest istotą delikatną i eteryczną. Stworzona z ko
biecych nastrojów i uczuć. Delikatną jak płatki kremowej
barwy kwiatków w wazoniku stojącym na antycznym
stoliku pod lustrem.
Dee wykąpała się i ubrała. Doszła do wniosku, że jej
chęć zaszycia się w mysią dziurę, ucieczki od świata, wy
nikały z powodu dwóch kompletnie przeciwnych sił to
czących bój w jej duszy.
Z jednej strony była to konieczność przekonania Pe
tera do opuszczenia władz fundacji. Musiała zrobić to
tak, żeby nie tylko nie poczuł się odtrącony, ale przede
wszystkim, by go nie zranić. Wiedziała jednak, że naj
lepszym sposobem osiągnięcia tego celu było zdobycie
poparcia Hugona. Z drugiej zaś strony była to totalna nie
chęć do jakichkolwiek kontaktów i związków z Hugo
nem. Marzyła o tym, by wymazać go z pamięci, życia
i serca. Definitywnie.
Zastygła ze szczotką do włosów w dłoni. Dreszcz
przebiegł jej po plecach.
Długo rozpamiętywała ich kłótnię. Z bolesną drobiaz-
gowością wspominała każdą sekundę bitwy, którą, jak
wierzyła, wygrała. Odłożyła szczotkę i spojrzała na swoje
odbicie w lustrze. Bała się. Teraz to zrozumiała. Bała się,
że znów powtórzy się tamten okropny czas. Bała się tego,
co może ją spotkać, jeśli pozwoli, by Hugo wśliznął się
w najmniejszy choćby zakamarek jej życia.
To był prawdziwy powód, dla którego z taką niechęcią
zaczynała nowy dzień.
Owszem, jest teraz znacznie silniejsza niż wtedy, gdy
86
była jeszcze właściwie dziewczynką. Jednak wtedy miała
większą motywację. Zdawało się jej, że wyrusza na
wyprawę krzyżową. Miała po swojej stronie zapał i mło
dość.
Była przekonana, że postąpiła słusznie. %7łe podjęła
właściwą decyzję. Lecz pojawiły się wątpliwości. Przed
oczyma jej duszy zaczęły przesuwać się obrazy tego, co
mogło być. Było tam dziecko, albo dzieci, które mogła
mieć. I życie rodzinne, i miłość.
W młodości Hugo wierzył w swoje ideały nawet bar
dziej żarliwie niż ona. W przeciwieństwie do niej, bardzo
krytycznie oceniał egoizm i materializm społeczeństwa.
Jego idealistyczne poglądy stały w skrajnej sprzeczności
z poglądami jej ojca... Albo przynajmniej tak to wtedy
wyglądało.
- Co, twoim zdaniem, miałby zrobić mój ojciec? -
rzuciła podczas jednej z ich gwałtownych sprzeczek. -
Rozdać wszystkie swoje pieniądze?!...
- Nie bądz śmieszna - zaperzył się Hugo.
Równie kategorycznie Hugo twierdził, że ludzie zaan
gażowani w pracę w programach charytatywnych muszą
być kryształowo czyści. Nie może padać na nich nawet
cień jakiegokolwiek skandalu, który mógłby zaszkodzić
tym funduszom.
Dee, zapewne dlatego, że była kobietą, traktowała te
sprawy trochę bardziej wyrozumiale. Ludzie byli tylko
ludzmi, uważała. Bywali słabi i omylni.
Otrząsnęła się ze wspomnień. Nie miały przecież żad
nego związku z terazniejszością. Trzeba wziąć byka za
rogi, pomyślała, i pojechać do Lexminster. Zobaczyć, jak
87
czuje się Peter i rozmówić się z Hugonem. Albo przy
najmniej umówić się z nim na spotkanie.
Postanowienie to uspokoiło ją. Co było... trwało...
tyle lat, między nią i Hugonem, nie miało żadnego związ
ku z jej aktualnym życiem. Postanowiła zatem, że będzie
zachowywać się, jakby nic między nimi nie zaszło.
Uprzejmie, lecz z dystansem.
Decyzja prosta i jasna. Dlaczego więc Dee cztery razy
przebierała się i wyjechała do Lexminster godzinę
pózniej, niż planowała? Zostawiając sypialnię zasypaną
stosami rozrzuconym fatałaszków.
Warto było potrudzić się trochę dla dobrego wyglądu,
powiedziała sobie, wsiadając do auta. Jej ojciec wywodził
się ze starej szkoły. Wierzył w wielkie znaczenie pierw
szego wrażenia, jakie robiło się na rozmówcy. Dlatego
zawsze bardzo starannie komponował swoje ubrania.
Miała na sobie prostą w kroju, kremową sukienkę.
Dwa długie rozcięcia z obu boków ułatwiały poruszanie
się, a nie były nazbyt prowokacyjne... Przynajmniej tak
sądziła Dee. Mężczyzni powiedzieliby raczej, że ogląda
nie długich nóg widocznych przy każdym kroku, było
cudownie podniecające.
Aódkowaty dekolt sukni był bardzo praktyczny. Cho
[ Pobierz całość w formacie PDF ]