[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bym je dawno zniszczył. Czy myślicie, że ożeniłbym się z nią, gdyby nie to?
— A więc nie poślubił jej pan z szalonej miłości? — spytała April.
— Nie bredź! — szturchnęła ją Dina.
— Poza tym jest jeszcze Polly... — ciągnął nieszczęśnik. — Chciałem jej pomóc,
a wplątałem ją w tę historię. Gdybym zwiał, gotowi ją aresztować pod zarzutem mor-
derstwa. A przecież wiem na pewno — mówił przeciągając ręką po twarzy nerwowym
gestem — że Polly tego nie zrobiła. Jestem o tym przeświadczony. — Westchnął głębo-
ko i szepnął, — Ach, jak strasznie mi się chce spać!
Oparł głowę na ramieniu, ukrył twarz w zgięciu łokcia, nie poruszał się przez długą
chwilę. Dziewczynki patrzały bez słowa.
— Okropnie niewyspany — szepnęła wreszcie ze współczuciem Dina. — Ale nie po-
winien spać tutaj. Na tej wilgotnej trawie ..
— Może jednak zawołajmy mamusię — zaproponowała April. — Niech mamusia go
tu znajdzie. Przecież to właśnie jego szuka policja. Mamusia zyska rozgłos.
— Czyś ty oszalała? — zapytała Dina.
April spojrzała na bladą, półuśpioną twarz Sanforda i odpowiedziała rzeczowo:
— Już dawno. Czy nie zauważyłaś tego dotychczas? Przypuśćmy, że nie zawołamy
mamusi. Gdzie w takim razie schowamy tę znajdę?
Problem był nie lada. Nikogo nie udałoby się schować w domu tak żeby go matka
72
nie znalazła, a tym bardziej mężczyzny z rozstrojem nerwowym i podejrzanego o mor-
derstwo. W suterenie ukryć go nie sposób, ponieważ nazajutrz miała przyjść Magno-
lia — praczka. W garażu Archie trzymał akwarium z kijankami i panowało tam wsku-
tek tego morowe powietrze.
— Nie ma gdzie go podziać — doszła do wniosku Dina. — Musi tu zostać. Żeby się
tylko nie przeziębił!
Nagle coś zaszeleściło w krzakach. Dina i April ścierpły. Wallie ocknął się i podniósł
bladą jak płótno twarz.
— A może w moim szałasie? — odezwał się dyszkancik. — Tam jest przecież łóżko
polowe i grota podziemna, w której zmieściła się kiedyś cała piąta klasa i nawet nauczy-
ciel gimnastyki nie mógł ich znaleźć...
— Archie! — powiedziała Dina. — Ty przecież mówisz przez sen!
— Wcale nie śpię — odparł Archie i drobna figurka w pidżamie wysunęła się z za-
rośli. — Nie śpię i wszystko słyszałem, coście tu mówiły. Szałas ma dobry dach i łóż-
ko, i grotę podziemną, którą wykopaliśmy tam we dwóch z Lampartem, i tam można
się doskonale schować. Grota jest olbrzymia, przecież zmieściła się cała piąta klasa, jak
chłopaki postanowiły zwagarować.
— Cała piąta klasa! — lekceważąco powiedziała April. — Raptem piętnastu smarka-
czy. A zresztą to nie jest grota i nie wykopaliście! jej we, dwóch z Lampartem, ale fun-
damenty domu, którego potem nie zbudowano, a wyście tylko sklecili tuż obok szałas
i zrobili dziurę do piwnicy. Podziemna grota, ha!
— Ale jeżeli mogła się tam schować cała piąta klasa, to i on się tam zmieści — oznaj-
mił Archie.
— Można by tam zataszczyć jakieś koce — w zamyśleniu mówiła Dina. — Coś do
jedzenia znajdzie się w lodówce. A rano, zanim pójdziemy do szkoły, trzeba by mu za-
nieść gorącej kawy. — Zmarszczyła surowo twarz, zwracając się do Archiego: — Jak
śmiałeś wyleźć z łóżka, pętaku?
— No, wiesz! — oburzył się Archie. — To miałem może pozwolić, żeby moje siostry
w nocy wychodziły bez męskiej opieki?
Było sporo kłopotów, bo składzik z zapasową pościelą okazał się zamknięty na klucz,
tak że Archie musiał wpełznąć przez okno, by wydostać kilka koców. Resztki wczoraj-
szego obiadu znajdowały się w głębi lodówki i trzeba było niemałej zręczności, żeby się
do nich dobrać systemem bezszmerowym, a Wallie Sanford usypiał w każdej pozycji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]