[ Pobierz całość w formacie PDF ]

filmie: cztery zbliżenia, dziesięć linijek tekstu.
Herbert wolno przeszedł przez hali. Panował w nim zupełny spokój. Podszedł do kasy, w której
dziewczyna piłowała paznokcie i pocieszała się myślą, że jest piękniejsza niż wszystkie aktorki, jakie
widziała tego wieczoru.
- Mam pilną wiadomość dla pani Sunday Simmons  powiedział Herbert. - Czy wie pani, gdzie ona
siedzi?
Dziewczyna przyjrzała się Herbertowi; wyglądał całkiem ładnie w tej liberii. W dzisiejszych czasach
trzeba było być bardzo ostrożnym, nie brakowało różnych wariatów. Pod nogami miała specjalny
przycisk alarmowy na wypadek, gdyby próbowano ją okraść lub napaść, albo gdyby pojawił się jakiś
maniak. Ten człowiek z pewnością nie budzi podejrzeń.
- Nie wiem, gdzie ona siedzi - powiedziała. - Widziałam jak wchodziła. Może bileter będzie wiedział. To
znaczy, na pewno wie, zawsze ma oko na ważne osobistości.
- Gdzie go znajdę? - nie mógł powstrzymać się od szybkiego spojrzenia na zegarek.
- Powinien stać z tyłu. Taki wysoki.
Pięciodolarowy napiwek i bileter już prowadził Herberta do miejsca, gdzie siedziała Sunday.
Na ekranie Branch wolno rozpinał guziki koszuli, patrząc prosto w kamerę.
Bileter pochylił się przed Branchem i powiedział głośnym szeptem scenicznym: - Pani Simmons,
przepraszam, że przeszkadzam, ale jest tu pani szofer, mówi, że to bardzo pilne.
- Pilne? - powiedziała Sunday przestraszonym głosem.
Na ekranie Branch wolno rozpinał spodnie, patrząc wprost w kamerę.
Sunday wstała i szturchnęła Brancha, który był najwyrazniej zahipnotyzowany samym sobą na ekranie.
Nie ruszył się nawet, popchnął ją tylko pośpiesznie, kiedy przeciskała się koło niego.
Kamera najeżdżała na jego twarz, która teraz wypełniała cały ekran. Ciekaw był, jak Max czuł się teraz.
Ledwo zauważył, że Sunday wyszła.
Thames powiedziała: - Ten facet z pewnością jest solidnym kawałkiem samca. Podobno jest pedałem,
czyż nie szkoda? Założę się, że mogłabym...
Charlie wstał. Nie było najmniejszego powodu, żeby zostać i znosić to dalej. Może go nazwać jak jej się
żywnie podoba; wychodził.
W hallu Herbert przejął inicjatywę. Odepchnął na bok biletera, który grzebał w kieszeni w poszukiwaniu
długopisu, aby poprosić o autograf i powiedział szybko: - Pani Simmons, musimy się
śpieszyć. Chodzi o chłopca, miał wypadek. Natychmiast posłano mnie po panią.
Sunday pobladła. Jeżeli Claude Hussan choćby tknął palcem to dziecko...
- Czy to poważne? - zapytała, z trudem wymawiając każde słowo. Herbert smutno przytaknął,
prowadząc ją szybko przez foyer i potem na parking.
Grzecznie otworzył drzwi samochodu, kiedy wsiadała. Wówczas pozwolił sobie na krótkie westchnienie
ulgi. Na razie szło dobrze. Była w pułapce.
58
Sunday siedziała na tylnym siedzeniu samochodu, zaciskając powieki. Jeżeli Jean-Pierre'owi coś się
stało z jej powodu... nie zniosłaby nawet myśli o tym.
Nic nie widziała w samochodzie. Szofera oddzielała czarna szyba i boczne okna były przyciemnione w
taki sposób, że nie było przez nie nic widać. Wymacała guzik otwierający szybę między nią a szoferem,
ale chociaż nacisnęła go mocno kilka razy, nic się nie stało, wyglądało na to, że nie działał.
Pochyliła się do przodu i zapukała w szybę. Samochód gładko jechał dalej.
Po jakimś czasie przyszło jej do głowy, że być może to Claude wymyślił jakiś żart.
Siedząc za kierownicą Herbert pozwolił sobie na szeroki uśmiech triumfu. To wszystko było takie łatwe.
Mistrzowski plan jego autorstwa, oczywiście.
Posłyszał, że puka w szybę i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Niech sobie powyobraża różne rzeczy.
Dobrze jej zrobi, jak się trochę pomartwi. Kobiety były zbyt wygodne w dzisiejszych czasach, wszystko
miały podane na tacy.
Kiedy on skończy zpanią Sunday Simmons, będzie wiedziała, kto tu jest panem.
Samochód zwolnił. Zwiatła? Jak tylko stanął, spróbowała otworzyć drzwi. Były zamknięte. Samochód
znowu ruszył.
Nie była przestraszona. Claude nie mógł zrobić nic, co mogłoby ją przestraszyć. Martwiła się tylko o
dziecko. Czy to był rodzaj szantażu, aby zmusić ją do ukończenia filmu? Byli do tego zdolni. Byli zdolni
do wszystkiego.
Przeklinała Brancha za to, że siedział w kinie pogrążony w ekstazie na widok swojej twarzy na ekranie.
Powinien był pojechać z nią. Nie powinien był pozwolić jej wyjść samej.
Usiadła wygodniej na siedzeniu i postanowiła wziąć się w garść przed spotkaniem z Claude'em.
Znalazłszy się w hallu Charlie zastanowił się. Czy nie było to trochę po gówniarsku, zostawić Thames
samą?
Cóż, taka dziewczyna jak Thames nie będzie sama długo. Poza tym, była to tylko jej własna wina, do
cholery. Doprowadziła go do szału tym swoim idiotycznym gadaniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl