[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzielnie.
 Przy ranach głowy zawsze jest dużo krwi  uspokajał ją Warren.  Może
nie jest tak zle, jak wygląda.
 Wygląda kiepsko  powiedziała, ujmując bezwładną dłoń Doca.  Bardzo
kiepsko.
Przyglądał się jej spod oka. Niemożliwe, by ta dziewczyna potrafiła aż tak
grać. Naprawdę zle ją ocenił. Jest wrażliwa i ma dobre serce. Zbył ją
zdawkowymi przeprosinami. To za mało.
Postara się jej to wynagrodzić. Gdy wyjaśni się sprawa z Dokiem. Może
kupi restaurację i zatrudni ją jako szefa. Wprawdzie sam nie ma pojęcia o tej
branży, ale zasady biznesu wszędzie są podobne.
Teraz nie czas się nad tym zastanawiać. Najważniejszy jest Doc.
Z daleka dobiegł dzwięk zbliżającej się karetki. Po chwili ambulans
zatrzymał się obok nich i wybiegli ratownicy. Przykucnęli nad leżącym Docem.
Po kilku minutach położyli go na nosze i wnieśli do karetki.
Rose przyglądała się temu, załamując ręce. Co chwila prosiła, by
obchodzili się z nim delikatnie. Wreszcie ambulans odjechał do szpitala.
Znowu zrobiło się cicho. Dopiero teraz Rose pozwoliła sobie na łzy.
Zakryła twarz rękami i szlochała cicho. Wstrząsał nią płacz.
 Rose.  Był w kropce. Czuł się nieswojo, widząc płaczącą kobietę. Ale
przecież nie mógł stać bezczynnie.  Doc się wyliże  rzekł, kładąc rękę na jej
ramieniu.  Jestem tego pewien. To twarda sztuka.
 Leżał tu na chodniku, na zimnie, zupełnie sam  łkała Rose.  A jeśli on
umrze?
 Nie umrze.  Ale...
 Teraz nie ma co gdybać  rzeczowo powiedział Warren.  Wyjdzie z
tego.  Położył rękę na jej barku. Objąłby ją, lecz obawiał się, że ten gest mógłby
zostać opacznie zrozumiany.  Doc jest bohaterem wojennym. Przeszedł gorsze
rzeczy niż to.
 On już dawno nie jest młodym żołnierzem.
 Nie jest  zgodził się, patrząc jej w twarz.  Ma swoje lata. A nie ma
większego twardziela niż doświadczony wojak.
Rose popatrzyła na niego i uśmiechnęła się blado.
 Obyś miał rację.
 Na pewno.  Chciał w to wierzyć.  Powiedz mi, nie znasz przypadkiem
telefonu Doca?
 O Boże! Jego żona musi odchodzić od zmysłów! Trzeba jak najszybciej
do niej zadzwonić!
 To właśnie chcę zrobić. Znasz jego numer? Rose pokręciła głową.
 Nie. Ale wiem, że mieszka w Gooding.
Warren połączył się z biurem numerów i po chwili rozmawiał z żoną Doca.
Esther była tak zdenerwowana, że nawet Rose słyszała jej głos. Warren umówił
się z nią za kwadrans w izbie przyjęć. Gdy skończył rozmowę, zadzwonił i
zamówił taksówkę, by podjechała pod dom Esther.
 To było bardzo miłe z twojej strony  powiedziała Rose.  Esther ma
szczęście, że byłeś na miejscu. Wszyscy mieliśmy szczęście.
Warren wzruszył ramionami.
 Chodz, po drodze odwiozę cię do domu. Rose pokręciła głową.
 Nie, ja też pojadę do szpitala. Muszę mieć pewność, że z Dokiem
wszystko będzie dobrze.
 To może długo potrwać.
 Trudno. I tak pojadę.
Popatrzył na nią uważnie. Ta dziewczyna wie, czego chce. Nie pozwala
sobą rządzić.
A jak już coś postanowi, za nic nie daje się od tego odwieść.
Czyli nie warto strzępić sobie języka.
 Dobrze.  Wskazał na samochód.  To jedzmy.
Rzeczywiście przyszło im długo czekać.
Mówiono o drobnym zabiegu, szyciu, rozszerzonych zrenicach. Już
wyglądało, że sprawy idą w dobrym kierunku, lecz pózniej nagle okazywało się,
że nie jest dobrze. Sytuacja zmieniała się z godziny na godzinę.
Koło drugiej w nocy Esther pozwolono wejść do męża. Niedługo potem
wyszła na korytarz po Warrena i Rose.
Doc leżał na łóżku. Miał zabandażowaną głowę i nogę w gipsie. Był bardzo
blady.
 Dziękuję, że zostaliście z Esther  odezwał się słabym głosem.  Dobrzy
z was przyjaciele.
Warrenowi ścisnęło się serce. Znał Doca od ponad trzydziestu lat i po raz
pierwszy widział go w tak marnym stanie. Dopiero teraz uświadomił sobie, że
Doc jest starszym człowiekiem.
 Skarbie, mogłabyś przynieść więcej lodu?  poprosił żonę Doc.
 Oczywiście  odparła Esther. Jej charakterystyczny brooklyński akcent
zawsze rozbrajał Warrena.  Już idę do pielęgniarek.
Domyślił się, że Doc chciał na chwilę pozbyć się żony z sali, lecz nic nie
przygotowało go na zaskoczenie, jakim były słowa starego druha.
 Ten, co mnie tak urządził  zaczął Doc, przenikliwie patrząc na Warrena
 przekazał ostrzeżenie dla ciebie.
 Dla mnie?  Poczuł na sobie wzrok Rose.  Jakie ostrzeżenie?
Doc popatrzył na Rose.
 Pewnie wolałabyś tego nie słyszeć, jednak powinnaś to wiedzieć. Jeśli
zrezygnujesz z pracy, nie będę miał do ciebie pretensji.
 Nie zamierzam odejść  zapewniła, kładąc dłoń na jego ręce.
 Co to za ostrzeżenie?  niecierpliwie powtórzył Warren. Doc zwrócił na
niego bladoniebieskie oczy.
 Byś trzymał się z dala od tamtej okolicy. Zmienił swoje plany.
 Ja?
 Tak. Powiedział wyraznie: Warren Harker.
 A co to za plany?  z niepokojem zapytała Rose.  Jesteś jakoś powiązany
z tymi ludzmi, którzy napadli Doca?
 Ależ skąd!  obruszył się.
 W takim razie czemu ci grożą?  dociekała.
 Nie mam pojęcia. Lecz na pewno się dowiem.
 Byle szybko. Nim dopadną kogoś następnego.
Nie chciał jeszcze bardziej denerwować Doca. Dlatego musi uciszyć Rose.
 Nikogo nie dopadną  rzekł przez zęby.
 Skąd taka pewność? Sam przed chwilą powiedziałeś, że nie masz pojęcia,
co to za ludzie i o co im chodzi!
 Powiedziałem, że szybko się tego dowiem  odparował.  Zostawmy to
teraz.
 Uspokójcie się  mitygował ich Doc.  Przestańcie się kłócić.
Warren się opamiętał. Docowi potrzebny jest spokój. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl