[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się nagle, lecz nie zamierzał uciekać. Zbyt był oszołomiony, spoglądał tępo na wychodzącego z pakamery
technika, zdecydowanie najspokojniejszego człowieka w tym towarzystwie.
A Zadra nie miał już powodów do zdenerwowania, poprawił się wygodnie w fotelu, bez pośpiechu za-
palił extra mocnego.
Cóż, panie Kucharski, technika bywa jednak zawodna...
Ale ten chyba nawet nie dosłyszał. Opadł ciężko na siedzenie i tkwił tak nieruchomo na nic już nic
zwracając uwagi i tylko dłonie drgać mu zaczęły jak niegdyś Ostańkiewiczowi. Nie potrafił już nad nimi
panować. Gra się skończyła, nerwy odmówiły posłuszeństwa i oto nagłe, w jednej niemal chwili, stał się
zmęczonym, niedołężnym starcem.
Mołodysz oczywiście, jak to on zwykle, spózniał się. Zadra siedział przy barku, kończył powoli drugą
już wódkę i wyrażał się w myślach o przyjacielu słowami zdecydowanie nie nadającymi się do druku.
Przywoływał właśnie barmankę, niezdecydowany: płacić i wychodzić nic czekając już dłużej, czy też jesz-
cze jeden Koniak zamówić, kiedy zjawił się wreszcie zziajany, zasapany reporter. I od razu, nie dając nawet
Zadrze dojść do głosu, zaczął się usprawiedliwiać:
Przepraszam, stary, nie mogłem służba. Lecę prosto z sądu, rejestracje obsługiwałem. Już wiesz
pewnie...
Słyszałem w radiu i powiem szczerze, że mi ulżyło.
Wszystkim ulżyło, stary. A już wiało grozą... Co pijesz? zadał retoryczne raczej pytanie wysą-
czając równocześnie resztkę płynu z kieliszka Marcina. Ale zrehabilitował się szybko zamawiając kolejną
porcję. Zadra nie przejmował się specjalnie takim zachowaniem Mołodysza, był już przyzwyczajony do
jego ekscesów.
Gratuluję reportażu o wytwórni. Jednak poszedł.
Owszem, tyle że rok. temu to byłoby naprawdę coś, a teraz... jak dla byka ciastko. Może ciąg dal-
szy będzie bardziej efektowny. Możesz już mówić?
Mogę. Zledztwo skończone, akt oskarżenia w sądzie dla mnie jest już po sprawie.
Przyznał się?
Nie miał wyboru.
No to opowiadaj po kolei.
Marcin sięgnął po kieliszek, napił się bez pośpiechu, ostentacyjnie wolno i dokładnie przypalił papie-
rosa i zaciągnął się z lubością, jakby nic palił od miesiąca. Mołodysz czekał pokornie, cierpliwie, wreszcie
nie wytrzymał:
Umówmy się, że jesteśmy na remis. Nie musisz się już dłużej znęcać.
No dobrze zgodził się Zadra łaskawie. Więc tak: motywy znasz, a sposób był rzeczywiście
niebanalny. Wszystko miał dokładnie zaplanowane. Myślę, że nawet to przyjęcie specjalnie w tym celu zor-
ganizował. Kiedy mieli schodzić na ognisko, założył na magnetofon odpowiednio przygotowaną taśmę: kil-
ka minut ciszy, a pózniej ostra, hałaśliwa muzyka. Włączył sprzęt na pełną moc, i zszedł razem z innymi na
dół. Po jakimś czasie zaczął się ten jazgot. Dwa razy po czterdzieści wat, to musiało być straszne... Kuchar-
ski niby to zdziwił się bardzo i pobiegł na górę ściszyć. Tyle że przedtem wszedł do pokoju, w którym spała
pijana Grałek i zastrzelił ją. Umyślnie strzelał dwa razy i na wszelki wypadek przez koc. Ale hałas z magne-
tofonu był tak potworny, że i tak zagłuszyłby wszystko. Pózniej zamknął Grałek na klucz i poszedł do pa-
kamery. Zmienił taśmę na nową, czystą, na której miał nagrane tylko te dwa strzały. Oczywiście również po
kilku minutach ciszy. Znowu włączył sprzęt na pełną moc i spokojnie wrócił do gości. Upłynęło trochę cza-
su. Staromłyński zdążył zrobić parę zdjęć... To Ostankiewicz go o to prosił widocznie przeczuwał, że coś
się szykuje, myślał, że w ten sposób zaszachuje Kucharskiego, nie wiedział, że tylko mu pomaga. No więc
po chwili usłyszeli strzały. Z magnetofonu, ale lepsze niż prawdziwe. Pobiegli na górę, Kucharski rzecz
jasna też. No, a pózniej, w zamieszaniu, skasował taśmę... Aadne? Nieprawdaż?
Alibi prawie doskonałe. Jesteś genialny Mołodysz nie ukrywał szczerego podziwu.
Tak, to prawda przyznał skromnie Zadra. Ale przesłanek prawdę mówiąc było sporo. I gdy-
bym od razu zaczął szukać w myśl starej, poczciwej maksymy qui bono?", pewnie prędzej bym się z tym
wszystkim uporał. Niepotrzebnie, jak się zbyt pózno okazało, wykluczyłem tych, którzy byli na dole, przy
ognisku. Cóż, człowiek jest omylny.
Nie przesadzaj już z tą samokrytyką. Jeden komplement dostałeś i na razie musi ci to wystarczyć.
No więc jakie miałeś przesłanki?
Sporo. Bezsensowny drugi strzał, skoro pierwszy musiał być śmiertelny. Strzelanie przez koc, Ten
[ Pobierz całość w formacie PDF ]