[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podważa układ pozorny świata i niweczy wszelki jego sens. Sens potrzebny
koniecznie do tego, aby usprawiedliwić "zmarnowane życie" i przepadła fikcję
młodości.
Ze skwapliwej rozmowy wynikało jasno, że udziałem ,,tamtych" stają się
pieniądze, samochody, podróże, że tamte wychodzą za hrabiów, ministrów i
generałów i mając lat pięćdziesiąt są jeszcze piękne. Tym zaś pozostają małe
emerytury, niepewne koncesje albo nic prócz tęsknoty na dziećmi, które poszły na
swoje, i wspomnienia o mężach, którzy na długo przed tym, zanim umarli, stali
się obcymi ludzmi.
Elżbieta nieraz słuchała takich rozmów, jej obecności nikt tu naprawdę nie brał
pod uwagę. Wobec trucizny, sączącej się z tej wiedzy, miała w sobie gotową
wzgardę i szyderstwo. Była obronna swoją miłością i całkowicie bezpieczna. Nie
wyjdzie nigdy za mąż, nie ulegnie "zmysłom", będzie okrutna dla mężczyzn, o ile
który odważy się ją pokochać.
Gdyby nie on, cóż by to było! Cóż by to było! Jakże dałoby się znieść życie -
ohydny widok podwórza, tamci ludzie, los Fitka. Ciotka, do której nie można mieć
pretensji, że jest niedobra i że jej nie
23
kocha. I to, że od matki już trzeci miesiąc nie ma listu. Wszystkie męki
tęsknoty i ambicji znajdowały zastosowanie w tamtym najsłodszym udręczeniu i
karmiły je sobą jak krwią.
4
Gdy przyszła wiosna, dozorca Ignacy odbijał zabezpieczone na zimę drzwi od
jadalni i z niewielkiego tarasu obstawionego skrzynkami nasturcyj schodziło się
wprost do kwitnącego ogrodu. Wysoki parkan, w górze zakończony jeszcze trzema
rzędami kolczastego drutu, oddzielał to miejsce od wąskiego brukowanego
podwórza, gdzie hałasowały dzieciaki sąsiadów. Wieczny trzypiętrowy cień murów
tam leżał, gdy ogród oblany był słońcem.
Tylko mieszkanie pani Cecylii komunikowało się z ogrodem. Poza tym nikt z
lokatorów nie miał tu wstępu. Pani Cecylia uważała, że "ma prawo być u siebie".
Furtka w parkanie, łącząca ogród z podwórzem, była zawsze zamknięta na dużą
zardzewiałą kłódkę, a klucz od kłódki znajdował się w pewnych rękach dozorcy
Ignacego.
j Pomimo tych rygorów niepodobieństwem było uchronić się od częstych szkód i
kradzieży. Kwiaty, które nadawały się do sprzedaży
li na targu, i dojrzewające owoce stanowiły przynętę dla własnych ifJ'
podwórzowych i okolicznych urwisów. Ranki po takich wypadkach
1 były ciężkie i burzliwe. Pani Cecylia krzyczała na Ignacego, że wysypia się
przez całą noc zamiast chociaż czasami popilnować ogrodu. Ignacy pochmurnie
zaręczał, że właśnie tej nocy, jak otworzył o wpół do trzeciej bramę panu
Posztraskiemu, obchodził cały ogród i wszystko było w porządku. Przed kuchnią
wystawała zgryziona Ignacowa i mówiła, że Fitek całą noc nie szczekał, więc to
nikt inny, tylko na pewno chłopaki od Chąśbów, dla których nie ma żadnego
parkanu ani żadnego drutu. Chąśbina biła wszystkich trzech swoich synów po
kolei, ale zaklinała się, że przez całą noc spali spokojnie, i prosiła, żeby
przeszukać mieszkanie, bo najłatwiej jest powiedzieć na biednego, a jeżeli się
co znajdzie, to ona pierwsza, chociaż matka, zawoła na nich policji. Pani
Cecylia oglądała ślady w ogrodzie i zapowiadała, że jeżeli pies jeszcze raz
dostanie jeść wieczorem, to kucharka może sobie szukać innego miejsca. Niczego,
jak zwykle, nie można było dojść,
i sprawa szła w niepamięć. Tylko pani Cecylia przez cały tydzień trzymała na
wątrobie gumową torbę z gorącą wodą i wyrażała się o życiu negatywnie.
'
Z mieszkania pani Kolichowskiej wychodziły na ogród tylko okna od salonu i od
jadalni. Następne okno, należące do pokoju Elżbiety, wypadało już poza owym
parkanem, który, chociaż wysoki, dawał się jednak przeskoczyć. Odrabiając przy
biurku lekcje Elżbieta miała przed sobą widok podwórza wstrętny i zarazem
zajmujący. Zawsze przede wszystkim był tam do oglądania ten pies Fitek, ogromny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]