[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żeby czekać jeszcze jeden tydzień. - Pocałował ją w skroń.
- W przyszły piątek dziekan Baxter zaprasza nas na
świąteczny koktajl. Czy mogłabyś... Jeśli wezmiesz dzień
wolny... Czy masz ochotę przyjechać do Gainesville na to
przyjęcie? Mike i Susan też tam będą. Możemy potem iść z nimi
na kolację.
- Wspaniale! - Tak normalnie, pomyślała.
- Więc przyjedziesz?
- Nawet kupię na tę okazję nową sukienkę. Coś ekstra,
zobaczysz.
- Nie mogę się doczekać. A teraz opowiedz mi o spotkaniu z
rodziną. Bardzo było ciężko?
- A co, Siergiej powiedział ci, że aż tak zle?
- Nie wchodził w szczegóły.
- Znakomicie przewidziałeś reakcję ojca. Nie jesteś już jego
ulubieńcem.
- Nigdy nie byłem.
- Mama zastanawia się nad odejściem ze Związku, a Adelina
rozpacza, że odbiorą jej stypendium.
- A to możliwe?
- Zwariowałeś? Odebrać artystyczne stypendium z powodu
ciąży starszej siostry? Ciąża nie jest przestępstwem. Nie jestem
księżniczką Di czy lady Sarah, a chociaż bardzo cię kocham, ty
nie jesteś następcą tronu. To zwykły rodzinny skandalik, a nie
wydarzenie z pierwszych stron gazet.
Przez kilka minut milczeli zamyśleni.
- Woda jest już chłodna - zauważyła Dory.
- To dolej trochę gorącej.
- Nie chce mi się. Pomarszczymy się, jeśli posiedzimy tu
jeszcze trochę. - Chciała wstać, ale ją przytrzymał.
- Nie odsuwaj się ode mnie.
- Nie odsuwam się. No chodz. Już pózno, wracajmy do
łóżka. - Wyciągnęła korek z wanny.
Scott podniósł się z głośnym pluśnięciem i pomógł wstać
Dory.
- Ostrożnie, wanna jest śliska - ostrzegł. Wycierali się
dużymi ręcznikami kąpielowymi, które trzymała specjalnie na
jego odwiedziny. Scott, z ręcznikiem zawiązanym wokół bioder,
tulił owiniętą miękką bawełną Dory. Pocałował ją w usta.
Zarzuciła mu ręce na szyję i przylgnęła do niego z jakąś
desperacką siłą.
- Boję się - szepnęła. - Och, Scott, tak bardzo się boję.
- Ale chyba nie o...
- Nie. - Pokręciła głową. - O nas, o to, co stworzyliśmy.
Mamy tak dużo, tak bardzo dużo do stracenia.
- Boję się tak samo jak ty, kochanie. - Pogłaskał ją po
głowie. Wrócili do łóżka i kochali się delikatnie i bez pośpiechu.
Spali do południa.
Zcieląc łóżko Dory znalazła w pościeli pomiętą i zwiędłą
różę. Ułożyła ją na dłoni, jak cenny klejnot.
- Och, biedny kwiatek - powiedział Scott. - Powinniśmy byli
trochę uważać. Daj, wyrzucę.
- Nie. - Schowała różę za siebie i przyznała zawstydzona: -
Chcę ją zachować. Zasuszę w książce.
- Jesteś bardzo romantyczna. - Pocałował ją w czoło.
- Chyba tak - zgodziła się. A następnym razem, kiedy
przyślesz mi czerwone róże, to wreszcie będą coś dla nas
znaczyły, pomyślała.
ROZDZIAA
8
Dory przymierzyła pół tuzina sukienek, zanim wreszcie
dotarło do niej, że nie przypadkiem wszystkie suknie w jej
normalnym rozmiarze są zbyt dopasowane w biuście i cisną w
talii. Zaskoczyły ją te zmiany proporcji ciała. Aż do chwili, gdy
szósta z przymierzanych przez nią sukienek okazała się zbyt
ciasna, jej ciąża była bardziej stanem ducha niż ciała. Teraz stała
się tak samo zjawiskiem fizycznym, jak i emocjonalnym.
Jestem w ciąży. Jestem kobietą ciężarną, myślała. Ubrana
tylko w majtki i stanik studiowała swoje odbicie w dużym lustrze
przymierzami. Przyglądała się pełnym piersiom i pogrubiałej
talii. Przyłożyła dłoń do brzucha, wciąż tylko odrobinę
powiększonego i nacisnęła delikatnie, szukając dotykiem
ukrytego w niej maleństwa. Znalazła tylko coś, jakby małą,
twardą kulkę, którą wyczuwała bardziej swoim wnętrzem, niż
palcami. Sekret wciąż należał do niej i do tych, z którymi chciała
się nim podzielić. Był to sekret tak ważny i imponujący, że
niemal czuta, jak wypełnił całe jej ciało. Dziecko, ta mała kulka
w jej wnętrzu, dopiero teraz stało się naprawdę realne.
Wreszcie znalazła odpowiednią, luzną suknię wieczorową.
Krój sukni był zupełnie inny niż ten, do którego Dory od lat
przywykła, ale karminowa tafta ozdobiona koronką w kolorze
kości słoniowej nadawała się znakomicie na świąteczny koktajl.
Scott aż gwizdnął z zachwytu, gdy ubrana w nową,
czerwoną suknię weszła do salonu.
- Naprawdę ci się podoba? - zapytała. - Ja nie jestem pewna.
Czuję się trochę jak żona Zwiętego Mikołaja.
- Jesteś znacznie młodsza od pani Mikołajowej. - Objął ją i
delikatnie pocałował w usta. - W tej czerwonej szacie wyglądasz
jak seksbombka. Mógłbym cię powiesić na choince.
- A co byś ze mną zrobił, kiedy rozbierzesz choinkę? -
zapytała. Kilka miesięcy temu nie poświęciłaby temu żarcikowi
ani jednej myśli. Co najwyżej wzbudziłby w niej dumę i radość,
że Scott chce ją mieć blisko siebie. Teraz jednak w każdym jego
zdaniu dopatrywała się jedynie aluzji do odległości i czasu,
ograniczających ich związek.
- Owinąłbym cię w bibułkę i schował na strychu z innymi
zabawkami na choinkę - zażartował.
Wciąż czego innego spodziewała się po nim, inne słowa
chciała usłyszeć. Zdobyła się jednak na uśmiech.
- Strych jest, jak dla mnie, zbyt zagracony, więc może
zamiast na choinkę, zabierz mnie na koktajl.
Dziekan wydziału biznesu, Reginald Baxter, poślubił
dziedziczkę bardzo starego majątku. Mieszkali w ogromnym
starym domu w pobliżu uniwersytetu. Ich elegancki i urządzony
ze smakiem dom w Boże Narodzenie czarował szczególną urodą.
Kominki i gzymsy ozdabiano zielonymi gałązkami z mnóstwem
czerwonych wstążek, a stół i podstawy grubych woskowych
świec w lichtarzach dekorowano ostrokrzewem.
Klimatyzacja pracowała na najwyższych obrotach,
umożliwiając swobodne oddychanie, pomimo tłumu ludzi i żaru
dębowych polan, płonących w ogromnym kominku. Tu, w
mosiężnym kotle, grzał się jabłecznik przyprawiony cynamonem,
gozdzikami i skórką cytrynową - miły dodatek do wypełniającej
dom atmosfery świąt Bożego Narodzenia. Pokojówka w czarnym
mundurku i mocno nakrochmalonym fartuszku nalewała
jabłecznik do fajansowych kubków, ozdobionych gwiazdkowymi
motywami.
Dory i Scotta powitała w drzwiach żona dziekana, Chelsey.
Miała na sobie długą, wzorzystą spódnicę i ręcznie haftowaną
lnianą bluzkę z bufiastymi rękawami. Poprowadziła ich w głąb
domu i krążyła z nimi wśród gości tak długo, aż jeden z kolegów
Scotta, wykładowca na tym samym wydziale, przywitał się z
nimi serdecznie i wszczął ożywioną rozmowę. Wtedy z
wdziękiem przeprosiła i wróciła do drzwi witać następnych gości.
Tłum stopniowo zaczął się dzielić na damskie i męskie
kółka. Kiedy dziekan zaczął omawiać ze Scottem możliwość
zredukowania wydatków wydziału tak, aby zmieściły się w
obciętym przyszłorocznym budżecie, jego żona wzięła pod rękę
Dory i odciągnęła ją na bok.
- Ach, ci mężczyzni - westchnęła teatralnie. - Przez cały
wieczór będą omawiali ten nieszczęsny budżet.
Podeszły do grupki kobiet, z których część Dory pamiętała z
poprzednich spotkań. Amy Reynolds, żona profesora finansów,
jasnowłosa piękność, którą przed dwoma laty wybrano królową
balu, była teraz w zaawansowanej ciąży. Rozmawiała o szkole
rodzenia z Eleanor Triffle, matką czworga dzieci, uznaną
zwolenniczkę porodów naturalnych. Marry Ellen Wycliff.
właścicielka popularnego butiku, prowadząca wykłady na temat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]