[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pamiętam, że pytałem cię o inne rasy. Nie wspomniałeś o nich. Kiedy je widziałeś?
- W wizji. Wkrótce po tym, jak się tu pojawiłem - stwierdził Khadgar.
- Aha. Miałeś wizję. Cóż, wielu je tutaj ma, wiesz. Moroes pewnie ci powiedział. On
jest dosyć gadatliwy, wiesz.
- Miałem jedną, może dwie. Ta, której jestem pewien, pokazywała pole bitwy, a te
stwory, te orki, tam były. Atakowały nas. To znaczy, atakowały ludzi, z którymi byłem.
- Hm - powiedział Medivh, a z ust wysunął czubek języka. Delikatnie poruszał igłami
wzdłuż miedzianego odwłoka trzmiela.
- A ja nie byłem tutaj - mówił dalej Khadgar. - Nie w Azeroth ani Lordaeron. Tam,
gdzie się znalazłem, niebo było czerwone jak krew.
Medivh zadrżał, jakby przeszył go prąd. Skomplikowane urządzenie, nad którym
pracował, zapłonęło jasno, gdy dotknął nieodpowiednich części, potem wrzasnęło i zamarło.
- Czerwone niebo? - powtórzył, odwracając się od stołu i patrząc ostro na Khadgara.
Nad ciemnymi brwiami starszego mężczyzny zdawała się tańczyć energia, a jego oczy były
zielone niczym wzburzone morze.
- Czerwone. Jak krew - powiedział Khadgar.
Młodzieńcowi wydawało się, że przyzwyczaił się już do nagłych i gwałtownych
zmian nastroju Medivha, ale ta była dla niego niczym cios.
Starszy mag syknął.
- Opowiedz mi o tym. O świecie, orkach, niebie - nakazał Medivh głosem twardym
niczym kamień. - Opowiedz mi o wszystkim.
Khadgar przypomniał sobie wizję z pierwszej nocy w wieży i opowiedział wszystko,
co tylko zapamiętał. Medivh ciągle przerywał - w co ubrane były orki, jak wyglądał świat. Co
było na niebie, na horyzoncie. Czy orki miały jakieś sztandary. Khadgar miał wrażenie, że
jego myśli są poddawane sekcji i badane. Medivh bez trudu wyciągał z niego informacje.
Młodzieniec powiedział mu o wszystkim.
O wszystkim prócz dziwnych, znajomych oczu dowódcy, wojownika- maga.
Mówienie o tym wydawało mu się niestosowne, a pytania Medivha koncentrowały się raczej
na świecie o czerwonym niebie i orkach niż ludzkich obrońcach. Gdy opisał wizję, starszy
mag wydawał się uspokajać, lecz oczy pod gęstymi brwiami wciąż przypominały wzburzone
morze. Khadgar nie widział potrzeby, by jeszcze bardziej niepokoić maga.
- Ciekawe - powiedział Medivh, powoli i z namysłem, kiedy Khadgar już skończył.
Mag odchylił się do tyłu na krześle i poklepał po wargach palcem zakończonym igłą.
Komnatę przepełniła cisza wisząca niczym całun. W końcu stwierdził: - Ta jest nowa,
naprawdę nowa.
- Panie - zaczął mówić Khadgar.
- Medivh - przypomniał mu mistrz.
- Medivh, panie - zaczął znów mówić Khadgar. - Skąd się biorą te wizje? Czy to
wspomnienia przeszłości, czy też zapowiedzi możliwej przyszłości?
- To i to - odpowiedział Medivh, odchylając się do tyłu. - I żadne z nich. Idz do kuchni
i przynieś dzban wina. Obawiam się, że moja dzisiejsza praca już się skończyła, czas już
prawie na kolację, a wyjaśnianie tego może zająć trochę czasu.
Nim Khadgar wrócił, Medivh zdążył zapalić ogień w kominku i już usadowił się w
jednym z większych foteli. Wyjął dwa kubki. Khadgar nalał wina, a jego słodki aromat
mieszał się z wonią cedrowego dymu.
- Pijesz? - spytał nagle Medivh, jakby coś mu się właśnie przypomniało.
- Trochę - odpowiedział Khadgar. - W Fioletowej Cytadeli do kolacji zwykle podaje
się wino.
- Tak - stwierdził Medivh. - Nie potrzebowalibyście go, gdybyście się tylko pozbyli
ołowianej obudowy akweduktu. Ale pytałeś się mnie o wizje.
- Tak, widziałem to, co ci opisałem, a Moroes... - Khadgar zawahał się przez chwilę,
mając nadzieję, że jeszcze bardziej nie zepsuje reputacji kasztelana jako skłonnego do plotek,
po czym postanowił mówić dalej. - Moroes powiedział, że nie jestem wyjątkiem. %7łe ludzie
widują takie rzeczy przez cały czas.
- Moroes ma rację - stwierdził Medivh, pociągając długi; łyk wina i oblizując wargi. -
Pózny zbiór, ma swoje łata, całkiem niezły. Nie powinno cię dziwić, że ta wieża jest
miejscem mocy. Magów takie okolice zwykle przyciągają. W takich miejscach materia
wszechświata się przeciera, umożliwiając mu zwijanie się, a czasem nawet pozwalając na
przejście do Wirującej Nicości lub zupełnie innego świata.
- Czy w takim razie to właśnie widziałem - przerwał Khadgar - inny świat?
Medivh uniósł dłoń, by uciszyć młodego mężczyznę.
- Mówię tylko, że istnieją miejsca mocy, które z takiego czy innego powodu są
obdarzone wielką potęgą. Jednym z takich miejsc jest to tutaj, w Górach Czerwonego
Grzbietu. Dawno temu wybuchło tu coś potężnego, rzezbiąc w górach dolinę i osłabiając
rzeczywistość wokół.
- I dlatego właśnie je odszukałeś - podpowiedział Khadgar.
Medivh potrząsnął głową i powiedział tylko:
- To jedna z teorii.
- Powiedziałeś, że dawno temu był tu wybuch, który stworzył to miejsce i napełnił je
magiczną mocą. Potem przybyłeś ty...
- Tak - odpowiedział Medivh. - To wszystko prawda, jeśli będziesz na to patrzył w
sposób liniowy. Ale może wybuch wydarzył się właśnie dlatego, że ja miałem się tu w końcu
pojawić i miejsce musiało być dla mnie przygotowane?
Twarz Khadgara ściągnęła się.
- Ale rzeczy tak się nie dzieją.
- W normalnym świecie nie - stwierdził Medivh. - Magia to jednak sztuka omijania
tego, co normalne. Właśnie dlatego wszystkie filozoficzne debaty w Kirin Tor to tak wiele
pustych słów. Oni próbują nałożyć na świat gorset racjonalności, uregulować jego działanie.
Gwiazdy poruszają się po niebie w odpowiednim porządku, pory roku regularnie następują
jedna po drugiej, mężczyzni i kobiety żyją i umierają. Jeśli tak się nie dzieje, jest to magia,
pierwsze zniekształcenie wszechświata, kilka desek podłogi, które się wypaczyły i tylko
czekają na zręczne ręce, które je wyrwą.
- Ale jeśli to się zdarzyło, żeby ta okolica była przygotowana na twoje przybycie... -
zaczął mówić Khadgar.
- Zwiat musiałby być całkiem inny, niż się nam to wydaje - dokończył Medivh - i w
rzeczy samej tak naprawdę jest. Jak działa czas?
Tym razem Khadgar nie był zaskoczony pozorną zmianą tematu przez Medivha.
- Czas?
- Używamy go, ufamy mu, mierzymy go, ale czym jest? - Medivh uśmiechał się znad
kubka.
- Czas to regularnie następujące po sobie chwile. Jak piasek przepływający przez
klepsydrę - stwierdził Khadgar.
- Doskonała analogia - skomentował Medivh. - Sam miałem zamiar ją wykorzystać, a
potem porównać klepsydrę z mechanicznym zegarem. Widzisz różnicę między nimi?
Khadgar powoli potrząsnął głową, a Medivh sączył swoje wino.
W końcu mag odezwał się:
- Nie, nie jesteś głupi, chłopcze. To wyjątkowo trudny koncept dla umysłu. Zegar to
mechaniczna symulacja czasu, a każde jego uderzenie jest kontrolowane przez poruszające się
przekładnie. Patrzysz na zegar i widzisz, że wszystko porusza się, jedno przesunięcie koła
zębatego po drugim. Wiesz, co będzie następne, ponieważ tak zbudował go zegarmistrz.
- No dobrze - stwierdził Khadgar. - Czas jest zegarem.
- Ach, ale czas jest również klepsydrą - powiedział starszy mag, sięgnął po klepsydrę
znajdującą się na półce nad kominkiem i przekręcił ją.
Khadgar spojrzał na przyrząd i próbował sobie przypomnieć, czy był on tam, gdy
przyniósł wino, albo nawet zanim Medivh po niego sięgnął.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]