[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Przestań mnie swatać. To bez sensu.
- Cóż, jeszcze zobaczymy - oświadczyła, nie dając mu dojść do słowa.
- A złote wesele mamy i taty to nie jakieś tam przyjęcie, tylko wielka
gala.
- Jaki jest mój finansowy udział w tej gali? - Bill wyjął z teczki
książeczkę czekową.
Nicole podała sumę. Bill wypisał czek i wręczył go siostrze.
- I nie martw się, kogo obarczyć eskortowaniem cioci Hattie -
powiedział, wdzięczny Nicole za to, że wzięła na siebie planowanie
uroczystości. - Osobiście przywiozę ją do klubu.
- Zmiałek z ciebie, braciszku. Ona za każdym razem bierze cię za
ducha wujka Ezekiela.
- Nie za ducha, tylko za samego wujka. - Bill wzruszył ramionami i
wstał. - Może nazywać mnie Zeke, jeśli to ją uszczęśliwi. Jakoś to
zniosę.
Nicole ześlizgnęła się z biurka i zaskoczyła Billa całusem w policzek.
- A to za co?
- Za to, że jesteś taki dobry. Czasem prawie cię lubię.
- Nie wpadaj w przesadę, siostrzyczko. - Uśmiechnął się i objął
Nicole.
Szmer otwieranych drzwi sprawił, że oboje odwrócili głowy.
- Whitney. - Bill zauważył, że jej spojrzenie spoczęło na Nicole.
- Prze ... przepraszam. - Odchrząknęła i gestem wskazała sekretariat.
- Twojej sekretarki nie było, więc ... Zajrzę pózniej.
- Ależ nie, zostań, ja ... - Urwał, ponieważ zabrakło mu konceptu.
Wczoraj wieczorem, gdy trzymał Whitney w ramionach, rozkoszował
się smakiem jej ust, miał ochotę błagać ją, aby nie odchodziła. Tak
wspaniale do niego pasowała. Tak bardzo jej wówczas pragnął.
Przesunął wzrokiem po lśniących, kasztanowych włosach opadających
falami na ramiona, po jedwabnej, kremowej bluzce ujawniającej
kształtne piersi, po wąskiej, czarnej spódniczce, podkreślającej
smukłość talii i bioder. I po tych nieskończenie długich, wspaniałych
nogach. Zrozumiał, że nic się nie zmieniło, że nadal pożąda Whitney
jak żadnej innej kobiety.
- Nie wiem, gdzie podziała się Myra oświadczył, gdy wreszcie odzyskał
mowę. - To bez znaczenia. Wejdz, proszę. - Po raz pierwszy od
niepamiętnych czasów był taki skrępowany, mówiąc do kobiety.
Sądząc po minie Nicole, musiało to być widoczne.
- Proszę nie odchodzić z mojego powodu - zaszczebiotała Nicole.
Uwolniła się z uścisku Billa, chwyciła z biurka torebkę i z wyciągniętą
ręką podeszła do Whitney. - Skoro mój brat ma kiepskie maniery i nas
sobie nie przedstawił, to musimy liczyć na siebie. Jestem Nicole
Taylor.
- Pani brat ... - Whitney obrzuciła Nicole uważnym spojrzeniem i
uścisnęła jej dłoń. - Powinnam była się domyślić. Macie ten sam owal
twarzy i odcień włosów. Trudno nie zauważyć rodzinnego
podobieństwa.
- Jest pani jednym z nowych zastępców prokuratora okręgowego?
- Nie. Nazywam się Whitney Shea i pracuję w wydziale zabójstw.
Bill ... to znaczy pan Taylor jest zaangażowany w jedną z moich spraw.
- Zaangażowany - mruknęła Nicole. Gdyby Bill tak dobrze nie znał
swojej siostry, chyba nie zauważyłby, że szybko zerknęła na lewą dłoń
Whitney. - To intrygujące określenie.
- Nicole powiedział stanowczym tonem. - Podobno miałaś jechać po
bilety.
- Racja. - Nicole wsunęła rękę do torebki. - Oto moja wizytówka. -
Podała ją Whitney. - Może pójdziemy kiedyś na drinka? - Przez ramię
spojrzała na brata. - Z rozkoszą posłucham, jak wytrzymuje pani z
moim braciszkiem, którego temperament pozostawia wiele ...
- Siostrzyczko ...
- Do zobaczenia. - Nicole pospiesznie wyszła z gabinetu, lecz na progu
odwróciła się i powoli zamknęła za sobą drzwi, co nie uszło uwagi Billa.
- Paskuda - syknął.
- Jest sympatyczna - z uśmiechem stwierdziła Whitney. Położyła na
krześle torebkę i spojrzała na wizytówkę. - "Poznaj swoją bratnią
duszę"?
- To agencja matrymonialna. Nicole jest jej właścicielką.
- Co dokładnie oznacza "specjalista do spraw miłości"?
- To eufemistyczne określenie swatki rodem z piekła. Zaręczam ci, że
Nicole nigdy się nie poddaje. - Niespodziewanie dla samego siebie Bill
nagle poczuł przypływ zazdrości. Podszedł do Whitney i wyjął z jej
ręki wizytówkę siostry. - Lepiej to wyrzuć.
Zaskoczona, przekrzywiła głowę na bok.
- Dlaczego?
- Zafundujesz sobie prawdziwą zgryzotę, dzwoniąc do Nicole. Będzie
dręczyć cię dopóty, dopóki nie zgodzisz się pójść na randkę z jakimś
kandydatem. - Bill wrócił do biurka i rzucił wizytówkę na stos teczek.
Sama myśl o innym mężczyznie dotykającym Whitney, całującym się z
nią, była nie do przyjęcia.
Tylko on mógł całować Whitney!
- Powiedz mojej siostrze tylko słowo, a wkrótce każdy nieżonaty
facet będzie pukać do twoich drzwi. - Bill oparł się o biurko i wziął
głęboki oddech. Potem drugi. Co, u licha, się z nim dzieje? - Tego
chcesz?
- Raczej nie.
- To dobrze. - Nawet z pewnej odległości czuł uwodzicielski,
niezwykle ekscytujący zapach Whitney.
- Przyjechałam, ponieważ chciałabym przekazać ci bieżące informacje
na temat śledztwa.
- Zwietnie. Usiądz, proszę.
- Lepiej mi się myśli na stojąco - odparła, odchodząc parę kroków.
Patrzył na nią z przyjemnością - poruszała się z takim wdziękiem, była
taka piękna i tak bardzo go pociągała! Nadal pod palcami czuł
jedwabistość jej skóry, pamiętał smak pocałunku. Zrozumiał, że
tęsknił za widokiem Whitney, jej obecnością. Nic o tym nie wiedząc,
podbiła jego serce i zaprzątnęła umysł. To stawało się niebezpieczne!
Miał za sobą złe doświadczenie, został odrzucony i nie chciał
przeżywać tego po raz drugi. Postanowił skupić się na sprawach
służbowych.
- Rozumiem, że sędzia dał ci nakaz dla firmy telekomunikacyjnej?
- Tak. - Whitney zaczęła chodzić po pokoju. - Dostałam listę numerów,
z którymi w wieczór zniknięcia Carly Bennett łączono się z automatów
zainstalowanych w holu klubu.
- Sądząc z twojej miny, nie zawierała numeru telefonu posiadłości
Copelandów.
- To byłoby zbyt łatwe - odparła. Zatrzymała się, zrobiła obrót,
ponieważ dotarła do ściany, po czym podjęła niespokojny spacer po
pokoju. - Zarejestrowano kilka rozmów międzystanowych oraz
miejscowe połączenia z paroma firmami. Na razie nie ustaliliśmy
żadnego związku tych telefonów z Carly Bennett.
- Należało spróbować.
- Owszem. - Whitney zatrzymała się przyoknie. Lekko przymrużyła
oczy, a Bill był ciekaw, czy ona dostrzega na zewnątrz coś innego niż
obszerny parking i budynki wtopione w zamglony zarys śródmieścia.
- Jake sprawdza schroniska dla bezdomnych i warsztaty
samochodowe. Zbiera informacje na temat Quince'a Younga -
powiedziała po chwili milczenia. Odwróciła się i spojrzała na Billa. - To
jeden z aresztowanych podczas ostatniej akcji.
- Pamiętam.
Whitney rzeczowo wyjaśniła, dlaczego należy zainteresować się
Youngiem.
- Chciałbym uczestniczyć w jego przesłuchaniu.
- Prawdopodobnie odbędzie się jutro rano. Pózniej podam ci godzinę.
- Dobrze. Coś jeszcze?
- Zebrałam dokładne informacje o Copelandzie.
- I co?
- Andrew to dziedzic wielkiej fortuny. Jego ojciec jest nie tylko
właścicielem Copeland Industries, ale posiada też największe w stanie
prywatne ranczo z hodowlą bydła, zakłady mięsne, fabrykę nawozów
sztucznych, sklepy ze sprzętem rolniczym i niezliczoną ilość szybów
naftowych.
- Szczęściarz z tego Andrew.
- Oraz chłopak z głową. Podczas studiów otrzymywał stypendium
naukowe, ma wysoki iloraz inteligencji.
- No cóż, zabójca, który od dłuższego czasu skutecznie nam się
wymyka, na pewno potrafi kalkulować.
- Może chodzi nawet o osiem zabójstw. Dzwonili z policji w Los
Angeles. Trzy lata temu badali przypadek podobny do naszych. Ofiarą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]