[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kubek z kawą i zdziwił się, że udało mu się go nie zgnieść
w kurczowo zaciśniętej dłoni. I zadzwoń, jak się
zdecydujesz.
Nie zamierzam grać w twoje gierki! zawołała
z nagłym gniewem.
W takim razie, co tutaj robisz?
Staram się przetrwać! zawołała, chwyciła torebkę
i wybiegła na deszcz.
Rozdział piąty
Vanessa podjechała pod dom i zdecydowała, że po-
mysł spędzenia przedpołudnia w łóżku jest całkiem
kuszący. A gdy się wyśpi, może łatwiej będzie jej się
pogodzić ze słowami matki.
Ciekawe, czy sen pomoże jej też rozwiązać problem
Brady ego? Zdecydowała się spróbować.
Wysiadła z auta i ruszyła do domu. Nagle usłyszała, że
ktoś ją woła. Gdy się odwróciła, zauważyła panią Driscoll.
Starsza pani, jak zwykle, maszerowała z plikiem listów
pod pachą. W ręku trzymała olbrzymią parasolkę z drew-
nianą rączką. Vanessa uśmiechnęła się do staruszki
i podeszła, aby się przywitać.
Jak miło panią widzieć rzekła na powitanie.
Słyszałam, że wróciłaś. Aleś ty chuda powiedziała,
świdrując dziewczynę ciekawskim spojrzeniem.
A pani wygląda znakomicie odparła Vanessa
i ucałowała pomarszczony policzek staruszki.
Bo o siebie dbam burknęła dama, roztaczając
wokół zapach lawendy. Ten łobuziak Brady twierdzi,
że potrzebuję laski! Uważa się za lekarza. Masz, po-
trzymaj przez chwilę zarządziła i wręczyła dziewczynie
swoją parasolkę, aby wolnymi rękami upchnąć listy do
Echo przeszłości 89
torebki. Już najwyższy czas, żebyś wróciła na dobre.
Zostajesz? zapytała, łapiąc z trudem równowagę.
Cóż, jeszcze...
No, wreszcie zdecydowałaś się poświęcić trochę
uwagi matce przerwała jej staruszka. Wczoraj słysza-
łam, jak grasz, ale spieszyłam się do banku...
Vanessa poczuła się jak skarcona dziewczynka. Co
stało się z jej dobrymi manierami? Wiedziała, że pani
Driscoll uwielbia spacery w deszczu, ale dla jej starych
kości taka pogoda musiała być prawdziwą torturą.
A może wstąpi pani na herbatkę? natychmiast
zaproponowała.
Mam za dużo roboty odparła. Wciąż dobrze
grasz, Vanesso.
Dziękuję.
Gdy staruszka sięgnęła po swoją parasolkę, Vannessa
pomyślała, że to już koniec ich spotkania. Jednak emery-
towana nauczycielka przyjrzała jej się z podejrzanym
błyskiem w oku.
Mam wnuczkę oznajmiła nagle. Bierze lekcje
gry na pianinie w Hagerstown. To spore obciążenie dla
jej matki... tak ją wozić. Skoro wróciłaś, mogłabyś przejąć
jej naukę.
Och, ale ja...
Uczy się od roku, jedną godzinę w tygodniu. Na
święta grała kolędy. Całkiem zgrabnie jej to wyszło.
To świetnie powiedziała Vanessa. Ale nie
chciałabym się wtrącać, skoro dziewczynka ma już
swojego nauczyciela.
Mała mieszka na wprost sklepu Lestera. Mogłaby
do ciebie przychodzić sama. To by dało jej matce
odetchnąć. Lucy... moja bratanica, druga córka mojego
młodszego brata... oczekuje następnego dziecka. Mają
90 Nora Roberts
już dwie dziewczyny, więc liczą na chłopca. Ale u nas
w rodzinie są niemal same dziewczynki... ciągnęła
niezrażona staruszka.
Aha mruknęła Vanessa, bo nic innego nie przy-
chodziło jej do głowy.
Sama rozumiesz, że trudno jej w tym stanie jezdzić
do Hagerstown.
Tak, ale...
Przecież znajdziesz wolną godzinę w ciągu tygo-
dnia? podstępnie zapytała starsza pani.
Oczywiście, ale...
To może dziś? Violetta Driscoll doskonale wie-
działa, że żelazo należy kuć, póki gorące. Wraca ze
szkoły po trzeciej. Mogłaby być u ciebie już o czwartej
zadecydowała po krótkim namyśle.
Trzeba być twardym, powiedziała sobie w myślach
Vanessa i jeszcze raz spróbowała odmówić.
Pani Driscoll powiedziała dobitnie. Bardzo
chciałabym pomóc, ale jeszcze nigdy nie dawałam lekcji.
Ale umiesz grać? spytała nauczycielka, przewier-
cając ją bystrym spojrzeniem czarnych oczu.
No, tak, ale...
To nie będziesz miała kłopotu z pokazaniem tego
dziecku. No, chyba, że byłoby podobne do mojej Dory.
To moja najstarsza. Nigdy nie udało mi się nauczyć ją
szydełkować. Ma dwie lewe ręce pogardliwie parsk-
nęła. Ale Annie jest zdolna. Mówię o mojej wnusi.
I całkiem mądra. Nie sprawi ci kłopotu.
Jestem pewna, że nie. To znaczy...
Dziesięć dolarów za lekcję powiedziała z uśmie-
chem nauczycielka, patrząc bez zmrużenia oka na wijącą
się w mękach Vanessę. Zawsze byłaś świetną uczen-
nicą i nigdy nie sprawiałaś mi kłopotów. Nie to co Brady.
Echo przeszłości 91
On od początku uwielbiał stwarzać problemy. Nic nie
mogłam na to poradzić, ale lubiłam tego łobuziaka.
Dopilnuję, żeby Annie przyszła punktualnie o czwartej
powiedziała i odeszła, zostawiając osłupiałą Vanessę.
Czuła się tak, jakby przejechała po niej lokomotywa.
Stara, ale bardzo sprawna lokomotywa.
Mam dawać lekcje? Jak to się mogło stać, jęknęła. Ze
zdumieniem patrzyła, jak czarny parasol znika za rogiem
ulicy. Nagle poczuła się tak, jak przed laty w szkole.
Wtedy też, w ten sam sposób, ,,zgłosiła się do czysz-
czenia tablicy po lekcjach.
Przeciągnęła dłonią po mokrych od deszczu włosach
i ruszyła do domu. Było pusto i cicho, ale zrezygnowała
już z pomysłu zdrzemnięcia się. Jeśli miała grać gamy
z początkującą artystką, to powinna się najpierw przygo-
tować.
Weszła do saloniku muzycznego i od razu skierowała
się do ślicznej przeszklonej szafki. Miała nadzieję, że
matka zachowała chociaż część jej zeszytów z nutami.
W pierwszej szufladzie znalazła utwory zbyt trudne dla
początkującego ucznia. Dopiero w dolnej odnalazła to,
czego szukała. Zeszyty trochę pożółkły i miały poza-
ginane rogi, ale zachowały się w całości. Fala tęsknoty
zalała Vanessę. Usiadła na podłodze ze skrzyżowanymi
nogami i zaczęła przeglądać zeszyty.
Jak dobrze pamiętała pierwsze dni nauki! Gamy,
ćwiczenia palców i pierwsze proste melodie. Przypo-
mniała sobie, jaką czuła przyjemność, zamieniając czarne
nutki na wspaniałe dzwięki.
Od jej pierwszej lekcji minęło ponad dwadzieścia lat.
Wtedy uczył ją ojciec i choć był bardzo wymagający,
chciała się uczyć. Przypomniała sobie, jaką czuła dumę,
gdy ojciec pochwalił ją po raz pierwszy. Te rzadkie słowa
92 Nora Roberts
uznania zawsze skłaniały ją do jeszcze bardziej wytężo-
nej pracy.
Jeśli Annie ćwiczy już od roku, pomyślała, to z pew-
nością początkowy kurs będzie dla niej zbyt prosty...
Sięgnęła więc do szuflady po następne zeszyty z nutami
i w tym momencie znalazła album, który jej matka
zaczęła tworzyć przed laty. Z uśmiechem otworzyła
opasłe tomisko.
Na pierwszej karcie wklejono zdjęcie Vanessy. Nie
zdołała powstrzymać uśmiechu, gdy zobaczyła siebie,
małą dziewczynkę, która z ważną miną siedzi we fraku
i białych skarpetkach przy wielkim fortepianie. W zadu-
mie przerzuciła kilka stron. Znalazła wszystkie swoje
dyplomy i wiele wycinków z gazet. Odkryła też zdjęcia
ze swojego pierwszego regionalnego występu, potem
z ogólnokrajowego koncertu. Ależ była wtedy przerażo-
na! Pamiętała, że miała spocone dłonie, zawroty głowy
i koszmarny ból żołądka. Błagała ojca, by pozwolił jej się
wycofać. Nie chciał słyszeć o jej strachu. No i zdobyła
pierwszą nagrodę.
Z zaskoczeniem stwierdziła, że ktoś powklejał póz-
niejsze wycinki prasowe. Rozpoznała jeden artykuł,
który z pewnością powstał w rok po jej wyjezdzie
z Hyattown. Dalej widniało duże, kolorowe zdjęcie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]