[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czy wyście obaj z Davidem zapomnieli wziąć
dzisiaj prozac? przerwała rzeczowo. Zrobiliście się
tacy refleksyjni!
Zastanowiło ją, jak ją rozpoznał była pewna, że jej
kroków nie było słychać na miękkim dywanie. Gideon
wpatrywał się w nią przez kilka sekund, a potem jego
usta zadrżały, a oczy błysnęły, jakby próbował stłumić
śmiech.
Na szczęście zawsze możemy liczyć, że nas
sprowadzisz na ziemię. Zmiał się teraz otwarcie.
Wzruszyła ramionami, nie wiedząc, jak to potrak-
tować w końcu jednak uznała to za komplement.
Kto dzwonił tym razem? spytała.
Moja asystentka. Skrzywił się. Jeden z klien-
tów chce, żebym dzień po świętach poleciał do Wiednia.
Ani chwili wytchnienia rzuciła drwiąco i nagle
zaczęła się zastanawiać, czy Gideona łączą z asystent-
ką jedynie zawodowe relacje. Trochę dziwne, żeby
szukać pracodawcy akurat w Wigilię, tylko po to, by
go powiadomić o zleceniu.
Natychmiast zbeształa się za podobne myśli. Co ją
obchodzi, jakie relacje Gideon utrzymuje ze swoją
asystentką?
Nic podobnego. Pokręcił stanowczo głową.
Zresztą jestem zajęty prawie do Wielkanocy.
W trzech krokach pokonał kuchnię. Chodz, przyłą-
czmy się do pozostałych. Ujął ją pod rękę. A swoją
drogą David miał rację. Wyglądasz rewelacyjnie w tej
sukience.
92 CAROLE MORTIMER
Molly była tak zaskoczona nieoczekiwanym kom-
plementem, że stanęła jak wryta, wytrzeszczając na
niego oczy. Poświęciła wiele czasu i uwagi swojemu
wyglądowi, ale ostatnie, czego się spodziewała, to że
jej wysiłki doceni właśnie Gideon.
Cóż, sam też się niezle prezentujesz wyjąkała,
by ukryć zmieszanie.
Uśmiechnął się szelmowsko.
Widzę, że oboje wzięliśmy za to pigułki na
uprzejmość mruknął, lecz zaraz spoważniał. Molly,
obawiam się, że przedtem sprawy wymknęły mi się
nieco spod kontroli i...
Proszę przerwała gwałtownie, nie mogąc dłu-
żej znieść jego spojrzenia. Zapomnijmy o tamtym.
Przechylił głowę, ujął ją pod brodę tak, że musiała
mu spojrzeć w oczy.
Czy to możliwe? spytał.
No, cóż nie w jej wypadku; gdzieś w głębi duszy
wciąż jeszcze pragnęła się dowiedzieć, dokąd mogły-
by doprowadzić te pocałunki, gdyby ich nie przerwała.
Oczywiście, że tak zapewniła dziarsko. Są
święta dodała z determinacją. Powinniśmy odnosić
się do siebie z życzliwością.
Skrzywił się lekko.
Podziwiam twoje zamiary, nawet jeśli uważam je
czasem za zbyt ambitne.
Szczególnie w odniesieniu do nich dwojga.
Hm. No, cóż. Wzruszyła ramionami. Lepiej
przyłączmy się do pozostałych, zanim nasze pigułki
przestaną działać.
Ku jej zdziwieniu Gideon tym razem roześmiał się
ZWITECZNE SPOTKANIE 93
głośno. Kiedy się śmiał, nie mogła oderwać od niego
oczu.
Wiesz... pokręcił głową, kiedy się trochę opa-
nował ...jesteś zupełnie inna, niż się spodziewałem.
Powiedział to wyraznie zaskoczonym tonem.
Tak? spytała czujnie.
Skrzywił się.
Tak.
Wzruszyła ramionami.
Prawdę mówiąc, od początku wiedziałam, że tak
będzie. Ale to tylko moja prywatna opinia, okej?
Kilka długich chwil przyglądał się jej ze ściąg-
niętymi brwiami, potem znów ujął ją pod rękę i ot-
worzył drzwi do salonu.
Lepiej przyłączmy się do pozostałych powtó-
rzył poważnie.
Molly nie była pewna, w jakiej fazie znajdują się
ich wzajemne relacje po tej ostatniej uwadze, ale po
rozmowie przynajmniej mogli spędzić Wigilię w miłej
atmosferze. Zrezygnowali ze wzajemnych docinków;
również David najwyrazniej otrząsnął się z ponurego
nastroju i gawędził pogodnie z Dianą o jej pracy.
Pod koniec posiłku na chwilę przyłączył się do nich
także mały Peter, znacznie spokojniejszy mimo różo-
wej wysypki.
Telefon dzwoniący szósty raz tego dnia odezwał się
więc zdecydowanie nie w porę.
Teraz ja odbiorę oznajmiła Molly stanowczo.
O tej porze to z pewnością pomyłka dodała,
spoglądając na zegarek.
94 CAROLE MORTIMER
Pójdę z tobą odezwał się Gideon i także wstał
z miejsca. Zresztą muszę zadzwonić.
W drodze do kuchni rzuciła mu gniewne spojrzenie.
Zaczną coś podejrzewać, jeśli co chwila będzie-
my się razem wymykać prychnęła.
Wszystkiego najlepszego odpowiedział oschle
i podniósł słuchawkę, zanim Molly zdążyła choćby
wyciągnąć po nią rękę.
Halo? Nie, to nie Sam odpowiedział wolno.
Czy mam mu coś... Cholera burknął i odwiesił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]