[ Pobierz całość w formacie PDF ]
równania.
- Nie pójdzie wcale tak łatwo, Ben - ale to jest lekarstwo. Postradali zmysły,
bo nie potrafili udzwignąć ciążącej na nich odpowiedzialności. Gdybyśmy
potrafili ich przekonać, że to brzemię zostało już zdjęte z ich barków, powinni
szybko z tego wyjść.
- No dobrze, muszę wracać do pracy - powiedział Wood rozpalając wygasłą
fajkę. Mówię panom, to wszystko to rodzaj szachów bajkowych z
nieprecyzyjnie ustalonymi regułami gry. - Zamrugał oczyma patrząc na wielki
Integrator. - Zdumiewające rzeczy. Nie rozumiem... - Oddalił się potrząsając w
zadumie głową.
- On je rozgryzie - mruknął z ufnością DuBrose.
- Tak. Tylko kiedy? Zajrzyjmy do Billey'ego. - Eskortowani przez
gwardzistów wrócili do sanatorium psychometrycznego na kolejną sesję z
mutantem. Kawałek po kawałku, charakterystyka Daniela Ridgeleya
wzbogacała się o nowe fakty.
Van Ness mógł być tylko obserwatorem. Postrzegał trwanie, ale sam cierpiał
na psychozę i miał reakcje dziecka, z tym że dysponował bogatszym
słownictwem. Odpowiadał na pytania i mówił, co widzi, ale nic ponad to. I
pomimo że nauczył się z czasem rozpoznawać Ridgeleya po charaktery-
stycznej, wydłużonej linii trwania kuriera, chronologiczne umiejscawianie
faktów w czasie wyraznie przekraczało jego możliwości. Przeskakiwał; w
jednej sekwencji Ridgeley był noworodkiem, w drugiej młodzieńcem, w
trzeciej dorosłym, a w czwartej czymś niewidzialnym zawieszonym prawdopo-
dobnie w jakimś przedurodzeniowym inkubatorze, chociaż ten wyglądał
nadzwyczaj skomplikowanie.
I bardzo powoli, z wielkim mozołem, z tych niewyraznych migawek czasu
zaczai się wyłaniać obraz rodzinnego świata Ridgeleya.
Nabierał z wolna kształtu. Z tej mglistej pomroki, niczym z oglądanej z
powietrza, spowitej chmurami krainy, wynurzały się stopniowe szczyty i
wzniesienia. Pojawiła się też możliwość przybliżonego określenia chronologii
poprzez skłanianie Van Nessa do dokładnego opisywania wyglądu Ridgeleya.
W miarę jak się starzał, na twarzy tego człowieka pojawiały się i pogłębiały
bruzdy doświadczenia.
Rutyna. Nuda. Niepokój w miarę upływu dni i utrzymywania się status quo.
Doktor Emil Pastor pozostawał nieuchwytny. Halucynacje nadal
prześladowały Camerona, aż wreszcie ten przystał na propozycję DuBrose'a i
zaczai przyjmować środek oszałamiający, kiedy tylko zachodziła potrzeba
ucieknięcia się do tego drastycznego kroku. Obłąkani technicy pozostawali
obłąkani. Pacjent M-204 przebywający w sanatorium nadal był Mahometem i
unosił się kilkadziesiąt centymetrów nad łóżkiem, ignorując niegodne
karmienie dożylne, tak jak biernie ignorował wszystko inne.
Kwatera Główna przeniosła się nieoficjalnie do Dolnego Chicago. Do
podziemnego miasta napływały nieprzerwanie sprzęt i ludzie. Nikt nie
wiedział, co właściwie będzie potrzebne, sprowadzano więc, co tylko się dało.
Ridgeley, jak wynikało z informacji uzyskiwanych z nakierowanych na
kuriera skanerów, przemieszczał się po kraju to helikopterem, to pieszo,
korzystając z czegoś, co przypominało kompas kierunkowy. Najwyrazniej
starał się odnalezć doktora Pastora. Gdy dopnie swego, Kwatera Główna
będzie o tym wiedziała.
Cameron wszedł pewnego dnia do biura niezdrowo podniecony. DuBrose
podniósł wzrok znad papierów zawalających jego biurko, z góry przygotowany
na niepomyślne wiadomości.
- Coś się stało?
- Znalazł już Pastora? Nie? No to niech pan posłucha. Mam pewien pomysł.
- Korzystając z monitora DuBrose'a połączył się z Elim Woodem. Matematyk,
jak zawsze spokojny, przywitał ich z ekranu skinieniem głowy.
- Uszanowanie. Robimy spore postępy. Odkryłem właśnie, że ludzi nie ma.
Zgodnie z tą konkretną prawdą jest to całkiem do przyjęcia. Nawiasem
mówiąc, zbliżamy się do końca.
- Nadal czuje się pan dobrze? Ale przecież widzę, że tak. Niech pan
posłucha, panie Wood, i powie mi, co pan na to. Zakładamy, że Ridgeley
przyniósł to równanie ze sobą przenosząc się wstecz w czasie. Udostępnił je
Falangistom. No cóż, poprzez tego mutanta, Van Nessa, zapoznaliśmy się
trochę z przeszłością Ridgeley a i okazuje się, że przybył tu z nadzwyczaj
rozwiniętego świata - rozwiniętego pod względem technologicznym.
Równanie jest tam wykorzystywane na co dzień. Nie mogłem wydobyć z Van
Nessa zbyt wiele, ale dochodzę do wniosku, że jest to broń - nie jedyna, po
prostu jedna z wielu. Czy nie wydaje się panu, że współcześni Ridgeleyowi
powinni znać również kontrrównanie, czynnik anulujący wpływ równania
oryginalnego?
Wood zacisnął usta. - Wygląda na to, że powinni. Czy nie może się pan
dowiedzieć tego za pośrednictwem mutanta?
- Jest tylko biernym obserwatorem. Nawet jeśli widział kontrrównanie w
użyciu, nie potrafi wystarczająco wiernie opisać tego faktu. Zbyt wiele umyka
jego uwadze. Poza tym niełatwo nam nim kierować - a zresztą i tak nie wiemy,
czego szukać. Ale czy zakładając, że Ridgeley zna sposób na równanie i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]