[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stworzenia mieszkały w grotach, a nie wśród drzew? Małpa zaczęła wspinaczkę, bez wysiłku
znajdując oparcie dla stóp. Anand wisiał uczepiony na jej plecach, z uczuciem mdłości
obserwując oddalającą się ziemię. Na koniec, gdy dotarli niemal na szczyt, małpa wślizgnęła się
przez jeden z większych otworów.
Chłopiec spodziewał się, że w grocie będzie ciemno choć oko wykol, lecz spotkała go
niespodzianka. Stłumione światło rozjaśniało ściany pokryte prymitywnymi rysunkami. Zanim
miał czas się zastanowić, dokąd go zawleczono, małpa warknęła coś gardłowo
i bezceremonialnie rzuciła go na ziemię. Dno jaskini było twarde, więc lądowanie okazało się
bolesne, lecz chłopca zbyt pochłonęło coś innego, by zwrócił uwagę na taki drobiazg. Dzwięki
wydawane przez małpę brzmiały niemal jak ludzka mowa. A przecież małpy nie mówią, prawda?
Teraz, gdy znalazł się na ziemi, przekonał się, że światła dostarcza niewielkie, dymiące
ognisko rozpalone we wnęce. Obok widać było niezdarnie wyciosany kamienny tron, na którym
siedziała kolejna małpa, znacznie większa od tej, która go pochwyciła. Nosiła na głowie coś
połyskującego, co dziwnie przypominało koronę. Anand domyślił się, że musi to być król owych
stworzeń.
Czemu jednak poddani przyprowadzili do niego Ananda i Niszę?
Władca chrząknął coś w odpowiedzi. Chłopiec odkrył z zaskoczeniem, że jeśli przysłuchuje
się uważnie, może co nieco zrozumieć, część słów bowiem zaczerpnięto z miejscowego języka.
Domyślił się, że małpi król chwali swoich poddanych za ujęcie dzieci. Podszedł do miejsca,
gdzie leżały. Poruszał się niemal wyprostowany, jak człowiek, a nie przygarbiony jak małpy,
które Anand oglądał dawno temu podczas odwiedzin w zoo. (Lecz gdzie? Z lekkim przerażeniem
uświadomił sobie, że nie pamięta już nazwy rodzinnego miasta).
Wzdrygnął się mimo woli, gdy zwierzę pochyliło się nad nim. Małpa wyszczerzyła ostre,
błyszczące zęby i warknęła w swoim półludzkim języku:
 Boi się, człowiek? Nie bać, Griszan nie zrobić krzywda. Griszan chcieć tylko błyskotka.
Anand wytrzeszczył na nią oczy. Czyżby chodziło o muszlę? Przecież to niemożliwe! Jak
małpa, nawet tak niezwykła jak Griszan, mogła wiedzieć o jej istnieniu?
 Nie mam nic, co by ci się spodobało  odpowiedział i na dowód wywrócił kieszenie
spodni.
Zwierzę zaszwargotało coś gniewnie. Chłopiec nie zrozumiał większości słów, lecz potem
usłyszał:
 Człowiek kłamać! Pan powiedzieć, ty mieć. Pan zawsze wiedzieć!
W głowie Ananda zaświtało przerażające podejrzenie.
 Pan powiedzieć, znajdz błyskotka. Potem Pan dać broń Griszan i jego plemię. Nauczyć nas
więcej ludzkie rzeczy. Griszan rządzić wszystkie zwierzęta, być duży-duży król.
Czyżby te małpy były tworami Surabhanu, które zwiódł swymi obietnicami i których
zwierzęcą naturę wykoślawił, tak że stały się karykaturą ludzi? Anand zastanawiał się
gorączkowo, co powiedzieć, by je skłonić do wypuszczenia więzniów, lecz bez skutku. Aapy
Griszana błądziły po jego ciele. Twarde, pokryte odciskami palce urwały kilka guzików płaszcza.
Inna małpa obszukiwała Niszę. Dziewczynka próbowała się temu sprzeciwiać, lecz uległa po
silnym policzku wymierzonym wielką łapą.
Griszan właśnie wyciągał Anandowi koszulę ze spodni. Lada chwila zobaczy sakiewkę!
Chłopiec starał się oddychać spokojnie, lecz był pewien, że stwór usłyszy przerażone bicie jego
serca i domyśli się, że  błyskotka jest blisko.
Powstrzymaj go!  zwrócił się rozpaczliwie do muszli. Proszę, nie pozwól, by mi cię odebrał.
Cichy głos odpowiedział:
 Och, wy ludzie o krótkiej pamięci! Czy Abhajdatta cię nie uprzedził, że nie można mnie
zgubić wbrew mej woli ani znalezć, jeśli tego nie chcę?
Chłopiec poczuł się nieco lepiej. Istotnie, Griszan przesunął łapami po sakiewce, jakby jej
nie było. Teraz ściągał chłopcu buty.
Odpowiedz muszli sprawiła, że w głowie Ananda pojawiło się tysiąc nowych pytań.
Więc jak to jest z Surabhanu? Czemu on mógł cię wyczuć?
 Ach...  westchnęła smutno.  Wtajemniczeni członkowie bractwa są ze mną związani
i resztki tej więzi pozostają także wtedy, gdy się zwrócą ku złu. Lecz nawet Surabhanu nie może
mnie teraz odnalezć samodzielnie. Dlatego szuka strażnika muszli. Ty bowiem możesz go do
mnie zaprowadzić.
A jeśli cię znajdzie za moim pośrednictwem? Co wtedy?  spytał niespokojnie. Pozwolisz,
by znowu cię zabrał?
Nie dostał odpowiedzi.
 Gdzie ty to ukryć?  zasyczał z furią Griszan.  Pokaż, bo Griszan rozedrzeć cię na
kawałki!
Anand czuł na brzuchu uspokajający dotyk magicznej muszli. To dodało mu odwagi.
 Rozdzieranie mnie na kawałki w niczym ci nie pomoże. Mówiłem już, że nie mam nic, co
mogłoby ci się przydać. Czemu nas nie wypuścisz?
Małpa pokręciła głową, wpatrując się w niego oczami jak paciorki.
 Pan ostrzec Griszan, człowiek sprytny. Griszan trzymać was, aż pan przyjść. Wtedy pan
was rozszarpać.
Małpi król wyszczerzył zęby ze złośliwej radości i przywołał gestem poddanych. Przynieśli
grube pnącza i skrępowali obojgu dzieciom ręce za plecami. Na wszelki wypadek związali im też
silnie nogi. Następnie, pozostawiwszy dwie małpy na straży, Griszan gdzieś się oddalił. Wkrótce
Anand usłyszał bicie bębnów: serię dudniących dzwięków powtarzanych wciąż od nowa. Małpy
wysyłały Surabhanu wiadomość. Strażnicy pokazywali sobie chłopca palcami, natrząsając się
z niego. Pochwycił kilka słów:  Pan przyjść niedługo... Pan zabić . Zaczęli na zmianę popijać
jakiś płyn z dzbana. Zapewne już świętują, domyślił się chłopiec. Ich rechot i pochrząkiwania
stawały się coraz bardziej ochrypłe, a w końcu ucichły. Lecz chłopiec ledwie to zauważył. Skulił
się pod ścianą jaskini przytłoczony rozpaczą. Nie było sposobu, by wymknąć się Surabhanu.
Kiedy się ocknął, ognisko prawie zgasło, zostały z niego tylko rozżarzone węgle. Poczuł, że
coś chodzi mu po piersi  coś puszystego, o drobnych, ostrych pazurkach, które wbijały mu się
w skórę. Co za nową torturę wynalazł Griszan? Chciał krzyknąć, lecz w tym momencie ktoś
dłonią zasłonił mu usta.
 Psst  usłyszał szept tuż przy swoim uchu.  Nie możemy obudzić straży.
To był głos Niszy.
Jak zdołała się uwolnić?
Futrzaste stworzenie znalazło się teraz za jego plecami. Poczuł, jak pociągnęło więzy na
rękach, a potem zaczęło je przegryzać. Parę chwil pózniej pęta opadły. Ostrożnie poruszył
palcami. Tak, on też był wolny.
 Podziękuj Radży!  szepnęła Nisza.  Znalazł nas! Wyobrażasz sobie? Chociaż go zranili,
śledził nas całą drogę. Uratował nam życie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl