[ Pobierz całość w formacie PDF ]
osłaniając dłonią oczy, zaczął rozróżniać tysiące blado świecących
punkcików zawieszonych w nicości. Układały się w trójwymiarową
kratownicę tak dlań obcą i niezrozumiałą, jak obce i niezrozumiałe musiały
być gwiazdy dla starożytnego człowieka. Chociaż, zapominając o upływie
czasu, patrzył na nie przez wiele minut, barwne światełka ani drgnęły ze
swych miejsc i nie zmieniły swej jasności.
Alvin uświadomił sobie, że gdyby mógł zajrzeć w swój mózg, to to, co by tam
zobaczył, byłoby dla niego równie niezrozumiałe. Maszyna wydała mu się
bezwładna i nieruchoma, ponieważ nie mógł widzieć jej myśli.
Po raz pierwszy zaczął sobie mgliście zdawać sprawę z potęgi sił
utrzymujących miasto. Dotąd akceptował bez żadnych pytań cud
syntetyzerów, które wiek po wieku dostarczały Diaspar wszystkiego, czego
potrzebowało. Tysiące razy obserwował ten akt tworzenia, rzadko
zastanawiając się nad tym, że gdzieś musi istnieć prototyp tego, co na jego
oczach przychodziło na świat.
Świat przeszedł długą drogę od czasu, kiedy pierwsi jaskiniowcy, godzina po
godzinie, wyciosywali cierpliwie groty do swych strzał z opornego kamienia...
Alvin, nie śmiać się odezwać, czekał na jakiś znak. Zastanawiał się, w jaki
sposób Centralny Komputer uświadamia sobie jego obecność i jak może go
widzieć i słyszeć. Nie dostrzegał nigdzie śladu organów czujnikowych, siatek
detekcyjnych, ekranów czy kryształowych oczu, za pośrednictwem których
roboty zwykle zdobywały wiedzę o otaczającym je świecie.
— Z czym przychodzisz? — rozległ się w jego uchu cichy głos.
Trudno było rozmawiać z czymś, co wypełniało całą przestrzeń wokół niego.
Słowa Alvina zdawały się zamierać natychmiast po ich wypowiedzeniu.
— Kim jestem? — spytał.
Wiedział, jaką otrzymałby odpowiedź, gdyby zadał to pytanie jednej z
maszyn informacyjnych w mieście. Często przecież to robił i zawsze
odpowiadały mu: "Jesteś człowiekiem". Ale teraz stał przed inteligencją
zupełnie innego rzędu i precyzja formułowania pytań nie miała tutaj sensu.
Centralny Komputer będzie i tak wiedział, o co mu chodzi, ale nie oznacza
to, że mu odpowie.
Odpowiedź była właśnie taka, jakiej Alvin się obawiał.
— Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Gdybym to uczynił, wyjawiłbym cel,
do którego dążyli moi konstruktorzy, a tym samym unieważnił go.
— A zatem moja rola została zaplanowana, gdy budowano miasto?
— Można tak powiedzieć o wszystkich ludziach.
Alvin zawahał się słysząc tę odpowiedź. Było w niej dużo racji; mieszkańców
Diaspar zaprojektowano tak samo dokładnie jak maszyny. Fakt, że był
Odmieńcem, czynił z Alvina osobę w mieście niepospolitą, ale niekoniecznie
musiała to być zaleta.
Zdał sobie już sprawę, że nie dowie się niczego więcej, jeśli chodzi o
tajemnicę swego pochodzenia. Bezcelowe byłoby usiłowanie przechytrzenia
tej ogromnej inteligencji, czy żywienie nadziei, że wyjawi ona informację,
którą rozkazano jej ukrywać. Nie był to zresztą główny powód jego tutaj
wizyty.
Zastanawiając się nad następnym pytaniem spojrzał na robota, którego
przywiózł z Lys. Robot, dowiedziawszy się, do czego zmierza Alvin, mógłby
zareagować gwałtownie, nie można więc było dopuścić do tego, aby usłyszał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]