[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Szybko odwróciła spojrzenie. Nie miała pojęcia, czemu była tak przerażona,
dlaczego obawiała się jego bliskości.
- Zamierzałam zaprosić ciotkę na obiad - oponowała. - Rzadko kiedy jada po-
za domem, a bardzo to lubi, więc chciałam sprawić jej przyjemność.
- Będziesz u niej przed obiadem - obiecał. - Opowiedz mi o niej.
Westchnąwszy ciężko, dla podkreślenia swej niechęci wobec jego planów,
zaczęła opowiadać o ciotce Susan, o jej ślicznym domku i spokojnej wiosce, w któ-
S
R
rej mieszkała. Ani się obejrzała, a już znalezli się w niewielkim nadmorskim mia-
steczku Dymchurch.
- Może wstąpimy gdzieś na kawę, a pózniej pójdziemy się przejść? - zapropo-
nował Matt.
Nie musieli długo szukać, w pobliżu znajdowała się nieduża kawiarenka, w
której prócz herbaty, kawy i ciastek sprzedawano również sprzęt wędkarski. Jako
że dzień był słoneczny i bardzo ciepły, postanowili usiąść przy jednym z nakrytych
kraciastym obrusem i stojących na zewnątrz stolików. Mogli stamtąd obserwować
grupę dzieci bawiących się na piaszczystej plaży.
- Kiedyś bardzo często przyjeżdżałam tu na wakacje - powiedziała z nostal-
gicznym uśmiechem. - Spędzałam każdą wolną chwilę na plaży.
- Jakim byłaś dzieckiem?
- Wydaje mi się, że przypominałam trochę twoją córeczkę - odparła, sama za-
skoczona tym odkryciem. Może to właśnie dlatego Lisa tak bardzo przypadła jej do
gustu? - Wiesz, ona naprawdę cię potrzebuje... Jestem pewna, że twoja matka do-
skonale się nią opiekuje, ale ona i tak najbardziej pragnie być z tobą.
- Tak ci powiedziała? - Zmarszczył czoło.
- Nie musiała, od razu to wywnioskowałam. Bardzo za tobą tęskni.
Przez jakiś czas milczał, wpatrując się w rozbijające się o brzeg fale. Nie była
pewna, czy rozważa jej rady, czy może najzwyczajniej w świecie zamierza je zi-
gnorować.
- Czy bardzo ci brakowało ojca, gdy odszedł? - zapytał nagle.
- Mocno to mnie poruszyło - odparła wymijająco.
- Odnoszę wrażenie, że wciąż masz mu to za złe.
Wzruszyła tylko ramionami.
- Czy to dlatego nigdy jeszcze nie związałaś się na poważnie z żadnym męż-
czyzną? - nie ustępował. - Bo nie potrafisz zaufać? Czy to dlatego, że ojciec kiedyś
cię zawiódł?
S
R
- Nie baw się ze mną w psychologa! - żachnęła się.
Aby dać mu do zrozumienia, że nie ma ochoty kontynuować tej rozmowy,
podniosła się i ruszyła ku plaży. Matt podążył tuż za nią.
Spacerowali dłuższy czas w milczeniu, wypatrując daleko na horyzoncie fran-
cuskie wybrzeże, które można było zobaczyć, gdy mgła nie przesłaniała widoczno-
ści. Bianka była wdzięczna Mattowi, że nie przeszkadzał jej skupić myśli, że nie
zasypywał jej pytaniami. Odniosła wrażenie, że podczas tej przechadzki coś się
między nimi zmieniło, że zadzierzgnęła się nić porozumienia, stali się sobie bliżsi.
Wreszcie zajechali przed uroczy, ponadstuletni domek ciotki Susan.
- Pięknie tu - zauważył Matt.
Domek ciotki był niewielki, w połowie zbudowany z cegły, a w połowie z
kamienia, pokryty czerwoną dachówką, częściowo porośnięty bujną wistarią. W
ogrodzie kwitły róże chyba we wszystkich możliwych odcieniach, przetykane ró-
żowym i białym łubinem, a także kępami dorodnych margerytek. Miejsce to tchnę-
ło spokojem i harmonią, czyli dokładnie tym, czego w tej chwili brakowało Biance.
Obeszli domek, aby zajrzeć do środka przez kuchenne okno. Ciotka Susan
właśnie piekła ptysie, których cała blacha studziła się już na blacie kuchennym.
Bianka zastukała w szybę, starsza pani odwróciła się i spostrzegłszy gości, wy-
krzyknęła coś wesoło, po czym podreptała, aby otworzyć drzwi. W następnej chwili
już trzymała Biankę w objęciach.
- Jak to miło cię widzieć! - ucieszyła się. - Czemu nie dałaś znać, że przyje-
dziesz? Tak długo cię nie było.
- Wiem, już dawno miałam się odezwać - przyznała skruszona. - Przepraszam,
że częściej nie przyjeżdżam, ale czas mi jakoś tak szybko ucieka, że nawet ni wi-
dzę, kiedy.
- I ty mnie, starej, to mówisz? - roześmiała się.
Jej spojrzenie powędrowało ku Mattowi, więc Bianka przedstawiła go, czer-
wieniąc się jak nastolatka.
S
R
- Tak wiele o pani słyszałem - odezwał się, ściskając rękę ciotki Susan. - Bar-
dzo się cieszę, że mogę panią wreszcie poznać.
Bianka zarumieniła się jeszcze intensywniej, gdy spostrzegła zaciekawienie w
oczach starszej pani.
- Mnie też miło cię poznać, Matt - odwzajemniła się ciotka. - Szkoda, że nie
wiedziałam o waszym przyjezdzie, ugotowałabym coś na obiad.
- Właśnie dlatego nie zadzwoniłam - roześmiała się Bianka. - Nie chciałam,
żebyś specjalnie dla mnie coś pichciła. Pragnęłam zrobić ci niespodziankę i zabrać
cię na obiad do tego pubu, w którym byłyśmy ostatnio.
- Jak cudownie! - uradowała się. - Tylko lepiej będzie, jeśli najpierw zadzwo-
nimy, żeby sprawdzić, czy mają jeszcze wolne stoliki. Ostatnio jadanie niedzielne-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]