[ Pobierz całość w formacie PDF ]
telefon od Kowadły nie będzie możliwy lub przynajmniej mało prawdopodobny.
Dokąd jednak pójść, aby spokojnie rozważyć dalsze kroki?
Oczywiście, na miejsce zbrodni na aleję Róż, pod numer 6A.
Upewniwszy się, że patrolujący ulicę milicjant znajduje się odpowiednio daleko,
kapitan przemknął pod dom Szczapy.
45
Drzwi wejściowe otworzył wytrychem; pieczęcie, które pozostawił Paprotka, zdjął
delikatnie, aby można je było założyć z powrotem.
Zwiecąc latarką, odnalazł drogę do gabinetu sekretarza.
Tam po chwili wahania zapalił małą lampę na biurku.
Miał nadzieję, że światło widoczne jedynie od Dolinki Szwajcarskiej nie zwróci
niczyjej uwagi.
Jeszcze raz przejrzał książki porzucone na podłodze przez agentów UB.
Potem rozpoczął systematyczne badanie obszernej biblioteki i tego, co w niej
pozostało po niedzielnej rewizji. Sama klasyka literatury polskiej i obcej dlatego nie
wzbudziła zainteresowania szukających. Podobnie z filozofią; co znamienne brakowało
klasyków marksizmu-leninizmu.
Wirski wyłączył lampę, zapalił belwedera i stanął pod oknem wychodzącym na
miejsce dobrze mu znane z młodości.
Letnie spektakle pod gołym niebem dedykowane frywolnej muzie, zimą lodowisko,
przypomniał sobie, że ostatniej zimy powrócili w Dolinkę łyżwiarze.
Słaba, ale przecież pozytywna oznaka coś jednak przetrwało z lepszych czasów.
Wsparł się lekko o parapet.
Poczuł wówczas, że jego lewa ręka trafiła na książkę, której nie zauważył, której nikt
wcześniej nie dostrzegł. Może dlatego, że leżała przysłonięta firanką.
W słabym świetle dochodzącym od pustej i cichej teraz Dolinki przeczytał tytuł na
przedwojennym, bez wątpienia, druku: Christian Renard Czarna pyjama. Wybór nowel
sensacyjnych i erotycznych, tom drugi.
Książka niewielkiego formatu, wydana w 1924 roku staraniem oficyny Rój. Kusiła
okładką przedstawiającą długonogą, krótko ostrzyżoną piękność, ubraną w czarną,
dwuczęściową piżamę. Lewe ramiączko dezabilu opadło odrobinę, odsłaniając tę część
dziewczęcej piersi, która pozostaje zazwyczaj zakryta. Także opinające biodra czarne
długie spodnie opuściły się na tyle, aby odkryć pępek i smagłą skórę.
Wspaniale! Jest i czarna piżama. Tylko dlaczego tom drugi?
Jak można się było spodziewać, nie zawierał on tytułowej noweli.
- Gdzie, w takim razie, podziewa się tom pierwszy? - zapytał półgłosem i ruszył w
stronę biblioteki. Czyżby go przeoczył?
Nim zapalił ponownie lampę i rozpoczął poszukiwania, przerwał mu chrzęst zamka
obracającego się w drzwiach wejściowych.
Do diabła! Któż taki?
Nocą.
Intruzem mógł być, sądząc po ciężkich, choć teraz niepewnych krokach, jedynie
major Kowadło. On to, w istocie, ukazał się w drzwiach gabinetu.
Wirski nie usiłował się ukryć bo i gdzie? Wsunął książkę do kieszeni marynarki,
zgasił papierosa o parapet. Odwrócił się i zrobił krok w stronę majora.
- Domyślam się, majorze, że nie dodzwoniwszy się do mnie lub nie zastawszy w
domu, postanowił pan sprawdzić, czy pracuję, czy też, nie daj Boże, marnuję cenny
czas gdzieś u boku jakiejś damy. - W głosie Wirskiego pobrzmiewała ironiczna nuta.
Kowadło nie zwrócił na nią uwagi, zadowolony, że kapitan zwolnił go z obowiązku
tłumaczenia się z nocnej wizyty w mieszkaniu denata.
- W rzeczy samej, kapitanie, jakbyście przy tym byli. - Kowadło nieelegancko
46
zaświecił latarką w oczy kapitana. - I jakie rezultaty tej waszej pracy, jeśli można
wiedzieć?
- Spektakularne, majorze, spektakularne! - wiedział, że Kowadło nie bardzo rozumie
znaczenie tego przymiotnika. - Chyba nie jestem przez was przesłuchiwany? Zgaście,
proszę, to gówno.
- Konkretnie zaś, jakie rezultaty? - zapytał poirytowany major, ale latarkę skierował
w stronę biblioteki Szczapy.
- A takie, na przykład, że wiem już coś niecoś na temat Michała Brochy, przyjaciela
naszego denata.
- Tego tam przydupasa Szczapy, literata od siedmiu boleści?
- Tego właśnie. Mam wiadomość, że przebywa we Wrocławiu. Wysłałem już za nim
kaprala Cegiełkę. Ma dyskretnie wybadać alibi Brochy; dyskretnie, żeby nie spłoszyć
ptaszka.
Mimo ciemności Wirski zauważył, że major się skrzywił. Zgasił teraz latarkę i
odłożył; potem gmerał chwilę w kieszeni płaszcza. Wyjął z niej jasne opakowanie
papierosów. Zapalił, zaciągnął się głęboko i strzepnął popiół na dywan gabinetu.
- Sprawa Brochy to, kapitanie, poboczny wątek w naszym śledztwie. Jednak
przymkniemy go, nawet jeśli ma żelazne alibi. Przymkniemy, tak czy owak!
- O, to coś nowego! Jaki jest więc ten wątek główny? Wypadałoby, żebym wiedział.
- Od tego to wy jesteście, Wirski. Aby ustalić, kto stoi za Brochą, kto nasłał go na
Szczapę. Jego lub jeszcze kogoś. Wiemy już, że kręcili się tu różni ludzie, jacyś
młodzi, jacyś odmieńcy. A Szczapa nie był byle kim. Miał dostęp do wielu spraw, do
różnych tajemnic. Musimy dotrzeć do tych, którym mogło zależeć na ich poznaniu.
Wirski zbliżył się do Kowadły tak, że poczuł żar dukata, którego palił major.
- Jeśli coś pan wie, majorze, coś istotnego dla sprawy, to i ja muszę o tym wiedzieć!
Inaczej moje śledztwo nie ma sensu! Inaczej&
- Na przykład to, że niepotrzebnie wysłaliście Cegiełkę do Wrocławia - przerwał mu
Kowadło. - Mamy pewną wiadomość, że ten Brocha przebywa cały czas w Warszawie,
że widziano go dziś na %7łoliborzu! Będziemy go mieli jeszcze tej nocy, najdalej jutro!
Jeśli to prawda, to cały plan wyeliminowania ze śledztwa Brochy spalił na panewce.
Ale może to i lepiej, pomyślał Wirski, pozostaje otwarty wątek przyjaciela Szczapy.
Podobnie jak inne wątki.
Tyle tylko że młody literat błąkający się po Warszawie mógł naprowadzić bezpiekę
na trop dziewczyny, Bożeny. Być może Bożeny Brodzkiej, córki profesora z
politechniki. Jednak więc niedobrze.
- Twierdzi pan, że Michał Brocha jest w Warszawie, a nie we Wrocławiu. A co
jeszcze?
Kowadło zaśmiał się:
- Nim ja odkryję karty, musicie wpierw zrobić to wy, Wirski. Nie wmówicie mi, że
podejrzany jest tylko Brocha!
- W rzeczy samej, nie tylko on. Metoda śledcza, majorze Kowadło, polega jednak na
stopniowej eliminacji z listy podejrzanych tych, którzy mają alibi, bądz też osób, które
nie posiadają motywu, powodu do zbrodni.
- Eliminacja, alibi, motywy - żachnął się znowu Kowadło. - Te wasze przedwojenne
metody! My, Wirski, nie eliminujemy, my przeciwnie, dodajemy! Budujemy obraz
47
[ Pobierz całość w formacie PDF ]