[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kiedy przecież nie ma nikogo w izbie, nie powie mu tego, to już chyba nigdy. Ale nie mogła
wykrztusić ani słowa.
Wreszcie wyciągnęła rękę (ręka jej zrobiła się nagle jakby drewniana) i pociągnęła go leciutko za
rękaw. Felek, który właśnie zapinał kurtkę, obrócił się ku niej z uśmiechem.
Ja... ja... powiedziała Adela i wybuchnęła płaczem. Felek przestraszył się. Usiadł na łóżku i
przyciągnął ją do
siebie.
No, co ci jest? Co ci się stało, Adelciu?
Ale Adela płakała dalej i nie umiała powiedzieć, co jej jest. Bo jakże tu objaśnić Felkowi, że jest
taka podła i że nie wierzy w przyszły ustrój i że gdyby Felek wiedział, jaka ona jest naprawdę, to na
pewno nie szorowałby za nią podłogi...
I dopiero po długiej chwili, bezładnie, niezdarnymi słowami, tak że Felek nie mógł z początku
zrozumieć, o co jej chodzi powiedziała wszystko.
Felek słuchał uważnie. Bez gniewu i bez uśmiechu patrząc na nią dobrymi i smutnymi oczyma.
Więc tak to jest z tobą, Adelciu... powiedział wreszcie trochę drżącym głosem. Więc tak
to jest, że ty już nie wierzysz?...
A potem zaczął tłumaczyć. %7łe tak, że najtrudniej jest zawsze kochać najbliższych, bo trzeba umieć
zrozumieć i wybaczać. I że ludzie są zli nie dlatego, że są zli, ale dlatego, że jest im zle. I że w
przyszłym ustroju będą zupełnie inni...
Ale Adela nie mogła się uspokoić.
Więc Felek przyciągnął ją jeszcze bliżej i nagle posadził ją sobie na kolanach i przytulił do piersi.
W Adeli zamarło wszystko. W pierwszej chwili chciała wyrwać się i uciec. Bo jakże?! Ona, duża
Adla"L. Ale potem
86
już nie. Ogarnęło ją nagle uczucie, jakby zapadała się gdzieś, w ciszę, spokój, ciemność i szczęście.
Przestała płakać. Przestała niemal oddychać.
I w rozkosznym bezpieczeństwie mocnych Felkowych ramion Adela poczuła nagle, że jest mała i
że... tak... że wierzy!
XVIII. Ich niedziela
Od tego czasu, gdy Felek wyszorował za Adelę podłogę, zrobiło się nagle tak, jakby Adela i Felek...
Nie! to przecież wcale nie było tak; Felek był wszakże tym samym co dawniej Felkiem, tylko Adela
nie była już dawną Adelą.
Adela była teraz małą Felka".
Stało się to wkrótce jasne nie tylko dla niej samej, ale nawet i dla innych.
Z nią pierwszą witał się spojrzeniem Felek, gdy tylko wracał z roboty, jej" dzieciom przynosił
najczęściej karmelki, pomagał jej w pracy, jeżeli tylko był w izbie, do niej sprowadził lekarza, gdy
raz zachorowała.
Wszyscy przyzwyczaili się do tego, że kiedy pewnego razu Adela przewróciła się z wiadrem wody
na korytarzu, to sąsiadka krzyknęła ze złością do powracającego właśnie z roboty Felka:
Popatrz no pan tylko, co ta pana mała narobiła! Innym zaś razem, gdy Felek bronił Adeli przed
matką, któ-^
ra krzyczała na nią za to, że Wicek wybił dozorcy szybę, to nawet matka wzruszyła ramionami i
powiedziała:
Ach, ta pana Adela!...
Sublokatorki żartowały czasem z Adeli, gdy wstawiała do pieca Felkową kawę:
Cóż to twój kawaler tak długo dzisiaj nie wraca?... Albo:
. % r~Ho! Hó! To pan Feliks znowu przyniósł narzeczonej cukierki!
87
Felek niby się uśmiechał, ale nie lubił takich żartów:
Dałaby pani spokój. To niedobrze dla małej!
Gruba i wesoła Kubasiowa śmiała się tak, że aż jej się brzuch trząsł pod pasiastym fartuchem:
Co niedobrze"? Dlaczego niedobrze"? Jeszcze kilka latek, a będzie w sam raz...
Adeli nie gniewały jakoś te dogadywania. Nic jej w ogóle teraz nie gniewało. Zrobiła się dziwnie
cicha i łagodna i chodziła w promieniach Felkowej łaski i opieki jak w słońcu.
Od rana, kiedy się tylko budziła, od razu wiedziała, że teraz w izbie jest Felek i że będzie dziś i
jutro, i zawsze! Gorący strumień radości napełniał ją całą. Miała serce jakby nalane światłem.
Czasem to światło nie mogło się już w nim pomieścić i przelewało się przez brzegi. Wówczas
Adela próbowała śpiewać. Ale głosik miała tak cieniutki i piskliwy i śpiewała tak fałszywie, że
sublokatorzy krzyczeli natychmiast:
Bój się Boga, Adela! Myszy wystraszysz! Albo: Przestań, dziewczyno! Skrzypisz jak nie
nasmarowane koło!
Adela nie obrażała się wybuchała śmiechem. Wszystko było teraz takie wesołe! A zwłaszcza
tego tygodnia, kiedy Felek obiecał jej, że całe niedzielne popołudnie spędzi z nią i jej" dziećmi.
% Taki jestem zmęczony, Adelciu powiedział że chcę sobie z wami odpocząć. Ta niedziela
będzie naszą nadzielą. Wszyscy się porozłażą, a my będziemy sobie piekli kasztany i wytnę wam z
kartonu jedną grę i zobaczysz sama!
Powiedział to we wtorek, więc Adela nie mogła się już po prostu doczekać niedzieli całe pięć
dni! Mój Boże! Ileż rzeczy mogło się zdarzyć przez ten czas!
Mógł Felek zapomnieć albo mogło mu coś wypaść, albo mógł przyjść jeden z tych kolegów, którzy
czasem do niego zachodzili, poszeptali z nim o czymś cicho i zabierali go ze sobą.
88
Mogły te chrzciny u Franciszkowej, na które się wszyscy sublokatorzy wybierali, zostać odłożone,
a wtedy Adelcia i dzieci nie będą same z Felkiem w izbie i to ich własne popołudnie" przepadnie.
Mogła wreszcie matka nie chcieć iść sama na Leszno, lecz posłać tam Adelę.
Ale minął już wtorek, środa i czwartek i wszystko zapowiadało się jak najlepiej.
Matka ciągle mówiła o tym, że człowiek jest taki zapracowany, że nawet przez cały tydzień nie ma
siły zajrzeć do ojca, któremu przecież trudno dać sobie radę ze wszystkim, teraz gdy macocha jest
chora.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]