[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W pokoju River rozdmuchała jeszcze więcej pyłu na drzwi. Tu też było mnóstwo szybko ginących zaklęć. Asher
przesuwał dłońmi pod moim materacem, odwrócił poduszkę, uklęknął nawet na czworakach, żeby zajrzeć pod łóżko. Kiedy
ostatnio tam zamiatałam?
Och. Nigdy. Ojej.
- A... - Sięgnął pod łóżko i wyjął małą skórzaną torbę, a ja i River stanęłyśmy nad nim.
- Jakieś podpisy? - rozległ głos od drzwi. Stał w nich Solis z młodzieńczą twarzą, patrząc przenikliwie orzechowymi
oczami.
- Nie wiem. - River zmarszczyła czoło.
- Nie wiesz? - Solis wszedł.
- Jakie podpisy? - spytałam, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi.
Asher otworzył skórzaną torbę i ostrożnie położył ją na łóżku. Było w niej pełno szpilek i igieł, maleńka szkląna fiolka
pełna rdzawego płynu i ciemny lśniący kamień, który wyglądał jak metal. Hematyt, przypomniałam sobiei poklepałam
się w nagrodę po plecach.
-To chyba żart? - prychnęłam, zaglądając Solisowi przez ramię.
- Nie - powiedział Asher. - To nie żart.
- O co chodzi? - lekko podniosłam głos.
Solis spojrzał na mnie, wrócił do drzwi i je zamknął.
Położył na nich rozpostartą dłoń i wymruczał kilka niezrozumiałych dla mnie słów. Pózniej cała trójka jak na komendę
spojrzała na mnie.
-Co? Ja tego nie zrobiłam.
- Wiemy - odparła River. - Powiedz, znałaś kogoś stąd, zanim tu przyjechałaś? Oczywiście oprócz mnie. Czy jeszcze ktoś
jest ci znajomy?
- Nie. - Tak, w jakichś przebłyskach Reyn wydawał mi się znajomy, miałam też wizję Reyna najezdzcy. Ale
tak naprawdę nigdy wcześniej go nie spotkałam, na pewno. Przebiegłam pamięcią po twarzach całej reszty,
starając je sobie wyobrazić pod inną postacią, ale nie mogłam sobie przypomnieć, żebym kogoś widziała, zanim tu
przyjechałam. - Nie, nie sądzę. Czemu?
- Ktoś stąd chce twojej śmierci. - River z powagą spojrzała mi w oczy.
Zanurzyłam chleb w resztkach gulaszu w swojej misce. Czworo nauczycieli i ja siedzieliśmy przy jadalnianym
stole, jedząc pózną kolację. W kuchni słyszałam Jessa, Neli i Lorenza, którzy zmywali. Lorenz śpiewał arię z To-
ski, miał piękny głos.
- A co się stało rano Reynowi? - Na kolacji też się nie zjawił i zastanawiałam się, czy ma to jakiś związek z moim
zaklętym pokojem. Mimo wszystko nie przypuszczałam, że to ja go wystraszyłam.
- Nagle wydałaś mu się znajoma - powiedziała szczerze River. - Kolor twoich włosów, to jak wyglądałaś, stojąc tam...
pojawiło się bolesne wspomnienie. - Uśmiechnęła się kwaśno. - Tak jak u ciebie. Jesteś pewna, że go nie znasz?
- Tak, naprawdę. W zasadzie... zadawałam się mniej więcej z tymi samymi ludzmi przez długi czas. Nie sądzę, że ja i
Reyn gdzieś się spotkaliśmy. Ale...
- Co?
- No... - Zawahałam się. - W trakcie tamtego kręgu, miałam... nie wizję, ale wspomnienie. Przypomniałam sobie coś, co
przydarzyło mi się dawno temu. Bardzo dawno temu, przed 1960 rokiem. Zobaczyłam kogoś, kto wyglądał dokładnie jak
Reyn. Ta osoba... omal mnie nie skrzywdziła. To był najezdzca. Jeden z tych, którzy napadali wtedy zimą. - Eee... prawdę
mówiąc, nigdy nikomu nie opowiadałam o tamtym zdarzeniu. Ukrywałam je przez czterysta lat razem z mnóstwem innych
potwornych wspomnień, które pulsowały pod powierzchnią mojej świadomości.
River spojrzała mi w oczy, a ja spuściłam wzrok i z zapałem znowu zanurzyłam chleb w misce.
- Ale Reyn ma dopiero dwieście sześćdziesiąt siedem lat - odezwałam się po chwili. - Więc to nie był on. Tylko ktoś, kto,
wiecie, wyglądał dokładnie jak on. Albo mój umysł robi mi psikusy i wstawił twarz Reyna do tego wspomnienia. Dziwne...
Nauczyciele przez jakiś czas milczeli, a ja odniosłam wrażenie, że spoglądają po sobie ponad moją głową.
- Czy ktoś tutaj powiedział ci coś niemiłego? Wkurzyłaś kogoś? - Młodzieńcza twarz Solisa była zmartwiona.
- Jeżeli o to chodzi, to nie, nie sądzę. To znaczy, niezupełnie, nie aż tak. Wydaje mi się, że Neli zdecydowanie mnie nie
lubi, ale to raczej dziecinada, rozumiecie? -Przyszła mi do głowy inna myśl. - Chociaż zaraz, Reyn mojego pierwszego dnia
tutaj powiedział mi, żebym wyjechała.
- Powiedział ci, żebyś wyjechała? - River uniosła ciemne brwi.
Pożałowałam, że nie siedziałam cicho. Teraz czułam się jak cykor, mięczak i kabel. Coraz lepiej mi szło.
- No ale to był pierwszy dzień. Nikt nie przypuszczał, że zostanę. Nie roztaczałam wokół siebie aury sukcesu, prawda?
River uśmiechnęła się do mnie lekko.
- I jeszcze nic nie jest przesądzone. - Musiałam to dodać. Nie chciałam, żeby czuli się rozczarowani albo zaskoczeni,
jeżeli w końcu odpadnę i pójdę na dno. - W każdym razie, Reynowi zależy na tym, żeby zawsze wybierać dobro, katuje
swoją duszę i co tylko. Nie zaprzepaściłby rozwoju duchowego czymś takim, no nie? - Spojrzałam na River i na resztę.
Wszyscy powoli skinęli w zamyśleniu głowami. -A co mieliście na myśli, mówiąc o podpisie? - spytałam.
- Magyią jest bardzo osobistą, intymną rzeczą - zaczęła Anne. - Każdy człowiek uprawia magyię na swój wyjątkowy
sposób. Tak jak to omawialiśmy, od ciebie zależy, jakich zaklęć używasz, jakich pieczęci i run, z jakimi elementami
pracujesz, czy wykorzystujesz zaklęcia księżycowe, słoneczne, wietrzne czy wodne. Ludzie posługują się tym, czego lubią
używać i co im wychodzi. Uprawiając z kimś magyię kilka razy, często możesz poznać jego rodzaj zaklęć. To jest
zakodowane w osobowości, w wibracjach danej osoby.
- Niektórzy celowo dołączają podpisy do swoich zaklęć - wtrącił się Asher. - Jakby byli dumni ze swojego dzieła albo
chcieli przesłać ostrzeżenie. Więc ich imię jest wkomponowane w zaklęcie.
- A w tych nikt nie zostawił imienia? To byłoby głupie z jego strony - stwierdziłam.
- Nikt nie podpisał się wprost - powiedział Solis. -Ale zaklęcia wyglądają na celowo zmienione, żeby wyglądały na
dzieło innej osoby. I przez to całość jest zaciemniona, zniekształcona.
- Ktoś naprawdę mógł coś takiego zrobić? - Gapiłam się na niego. Kurczę, to tak skomplikowane, że moja wyobraznia
wysiada. Nigdy bym na to nie wpadła.
- Tak - odparła River.
- Ale to były czary, żebym... umarła?
- W większości - przyznała River. - Co jest w zasadzie głupotą, jeżeli wziąć pod uwagę nieśmiertelność. Tu nie chodziło
bezpośrednio o morderstwo. Bardziej: dostań zapalenia płuc i umrzyj. Zgiń w wypadku. Niech cię zabiją podczas kradzieży.
Bez wielkiej premedytacji, po prostu, żeby ktoś cię zabił. W przypadku zwykłej osoby rzeczywiście miałyby śmiertelny
skutek. Dla ciebie, dla nas... to zaklęcia, które sprowadziłyby mrok. Nie zabiłyby cię, wiesz, jakie to trudne, ale
przyciągałabyś potworną ciemność. Na przykład paraliżujący strach czy depresję, z której nie można się otrząsnąć. Nie
widziałam czegoś takiego od..., cóż, od bardzo, bardzo dawna.
- I talizman pod łóżkiem - dodał Asher. - Rekwizyty ciemności.
- Zestaw do szycia?
Asher usiłował się uśmiechnąć, ale nie mógł.
- Bardzo silnie by na ciebie działał za każdym razem, kiedy leżałabyś w łóżku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grabaz.htw.pl